Komentarze
Czarodziejska różdżka, czyli kto chce, niech im wierzy

Czarodziejska różdżka, czyli kto chce, niech im wierzy

Zeszłyśmy się na ulicy. Co prawda niechcący, ale i tak dobrze, bo oho ho ho i ho, kiedy to my się ostatnio widziałyśmy. A że w związku z powyższym wieści nieopowiedzianych sporo się zebrało, to i przycupnąć w ustronnym miejscu żeśmy postanowiły.

Kuzynka Grażynka szybko odfajkowała, kto się w rodzinie ożenił, kto umarł, a komu się ostatnio dziecko urodziło. I zaraz potem gładko do opowieści o stanie zdrowia, a właściwie chorób różnych przeszła. Bo, jak przytomnie zauważyła, o zdrowiu to już nie ma co za bardzo opowiadać, za to o chorobach… Najpierw delikatnie od spowodowanych zimnym powietrzem coraz częstszych infekcji zaczęła, a potem to się już tak rozkręciła…

– Nareszcie się doczekałam – mówi. I opowiada, że cały rok to doczekiwanie trwało, ale warto było. Naprawdę. Nic a nic nie bolało, bo Grażynkę uśpili, a personel to jak nie personel taki grzeczny był. Tyle że na koniec przeleczyć się jeszcze kazali i za dwa miesiące to samo badanie, tak kontrolnie, powtórzyć. W te dwa miesiące to, nie oszukujmy się, Grażynka raczej nie uwierzyła, ale skoro doktórka w przychodni powiedziała jej, że napisała skierowanie na cito, a jak na cito, to musi szybciej być, no to Grażynka za telefon i w te pędy do szpitala dzwoni. I czego się dowiaduje? Że na aktualny rok to żadnych zapisów, żadnych miejsc na potrzebne jej badanie już nie ma. A na przyszły rok – no to jeszcze nie ma. To co ja mam teraz robić? – pyta. Już ja się do odpowiadania szykuję, ale Grażynka mówi, że tak panią w rejestracji zapytała. I usłyszała, że niech gdzie indziej próbuje. No to i próbuje. Póki co bez skutku.

Próbuje też inna znajoma. Ta to ma jeszcze gorzej, bo się do operacji, po której jak najszybciej fizjoterapię trzeba wdrożyć, szykuje. I po ośrodkach, po szpitalach, co się fizjoterapeutowaniem pacjenta zajmują, wydzwania. I co? W jednym powiedzieli, że już tylko na komercję (nie zdradzę, za jaką kasę, bo nie chcę się do niczyjego zawału tym przyczynić) przeszli, w drugim, że najszybciej to dopiero za jakie trzy, cztery miesiące po operacji może zapis być, a w innych nikt nie odebrał telefonu.

Obie kobiety nie tracą jednak nadziei, pomne na obietnice (szykującego się wtedy do władzy, a dziś rotacyjnego marszałka) Szymona Hołowni: „każdy z was będzie miał lekarza odpowiedzialnego, w którego interesie będzie dzwonić do was i sprawdzać, czy jesteście zdrowi. To on będzie zlecał wam badania profilaktyczne, kierował was do specjalistów. To jego zadaniem będzie umówienie tej wizyty u specjalisty”. Świeżo po wyborach wtórowała tej zapowiedzi pełna optymizmu „ministra” zdrowia, zapewniając o posiadaniu czarodziejskiej różdżki, którą w try miga zdrowotnościowy raj na polskiej ziemi uczyni. Póki co – jak jest, każdy widzi.

Ale nie bądźmy małostkowi. Przecież można, a nawet należy się uśmiechać. Przecież Polak potrafi. Sorki, Polka też.

Anna Wolańska