Czas powrotu – czas odlotu
A przypomniałem ją sobie, gdy zobaczyłem reakcję większej części Platformy Obywatelskiej na ponowne zadomowienie się Donalda Tuska w polskiej przestrzeni politycznej. Większej części, gdyż inni wybrali udanie się na szczepienie. Być może Rafał Trzaskowski, szybko umykając z konwencji tejże partii i tłumacząc to koniecznością poddania się szczepieniu, wypowiedział we Freudowski sposób tłumione w sobie lęki i strachy przed utratą zasadniczej pozycji w ramach macierzystej partii. Lecz i to może posłużyć za wytłumaczenie jego działania, iż obawiał się zetknięcia z osobą, która po powrocie z zagranicy nie poddała się kwarantannie. W motywacje nie ma co wnikać, przyszłość zresztą pokaże, co za tym wyjściem stało. Jedno jest pewne, że odtrąbiono kolejny sukces PO, jakim jest ponowne zjawienie się w polskiej polityce „prezydenta Europy”. Co za tym stoi i co z tego wyniknie, to zaiste ciekawa zagadka.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, iż działania PO pod wodzą D. Tuska były ściśle skoordynowane z działaniami Niemiec dyktujących warunki wszystkim krajom unijnym, a szczególnie tzw. „Nowej Unii”. Chodzenie ręka w rękę z A. Merkel, a nawet pod jej dyktando, było swoistością polityki nie tylko zagranicznej wszystkich rządów Tuska i PO. Trudno więc przyjąć tezę, iż to nagle się zmieniło, zaś nasze „europejskie objawienie” doznało w tym względzie gwałtownego i nagłego nawrócenia. Całkiem niedawno przecież sam R. Trzaskowski dywagował, że polskie lotnisko jest niepotrzebne, skoro podobne ma powstać na przedmieściach Berlina. Warto też przypomnieć sobie, jak sołtys z Chobielina w czasie pewnego wykładu dowodził, iż hegemonia Niemiec w Europie jest koniecznością i dziejowym zadaniem naszego zachodniego sąsiada. Trójkąt Weimarski, efekt polityki zagranicznej hołubiony przez PO w czasie ich rządów, swoim układem przypominał małe dziecię prowadzone przez ścieżyny sprawnymi rękami dwojga rodziców (Niemiec i Francji). Te wspomnienia sprawiają, że nie sposób nie zauważyć, iż powrót D. Tuska do polskiej polityki dokonuje się w konkretnym czasie i w konkretnych uwarunkowaniach. Zaciskanie pętli Nord Stream 2 oraz dziwaczna polityka obecnej administracji amerykańskiej daje Niemcom asumpt do ponownego wchodzenia w buty „wodza Europy”. Przeszkodą może stać się sprawna inicjatywa współpracy grupy państw w środkowej części naszego kontynentu, z Grupą Wyszehradzką i Trójmorzem na czele. Obserwatorzy europejskiej polityki od dawna zauważali, że zasadniczym graczem i prowodyrem w tych inicjatywach jest Polska. Uderzenie w nią stanowi uderzenie w „klucz sklepienia” tychże inicjatyw. Dojście do prezydenckiej władzy B. Komorowskiego w 2010 r. i jego kadencja pokazały dość jasno, jak sprawnymi w diametralnych zmianach na tym polu są działacze PO. W tym kontekście dziwaczne głosy niektórych amerykańskich ekspertów o konieczności przeniesienia zarządczych gremiów Trójmorza do Brukseli czy Berlina przestają być egzotyką polityczną.
Głosy zza krat
„Rycerz na białym koniu” pojawia się zarazem w ciekawym momencie polskiego życia państwowego. Okazuje się, że w tym samym czasie prokuratura formułuje akt oskarżenia przeciwko S. Nowakowi, w znacznej mierze dotyczący czasu, gdy sprawował on funkcje ministerialne w rządzie D. Tuska czy ogólnie za czasów rządów PO. Zarzuty wskazują na znaczne malwersacje finansowe, o których zapewne jego mocodawcy wiedzieli. Może więc powodem nagłego zjawienia się byłego premiera w polskiej przestrzeni publicznej jest próba zatuszowania tego faktu. Oczywiście, „są jeszcze sądy w Warszawie”, ale wrażenia publicznego nic nie zmieni. Zresztą teza D. Tuska i jego partii o zapominaniu przeszłości i ukierunkowywaniu się na przyszłość (znana już z kampanii postkomunistów i samego A. Kwaśniewskiego) zdaje się tę właśnie wersję uprawdopodabniać. Kuriozalnymi są stwierdzenia, że 500+ to pomysł E. Kopacz. Zapewne na tym samym poziomie prawdy jest ta teza, jak wcześniejsze zapewnienia o przekopywaniu na głębokość 1 m ziemi w Smoleńsku i morderczej pracy rosyjskich patomorfologów. Spoglądając na kalendarz spotkań byłego premiera, nie sposób nie dostrzec, iż chodzi w tym wszystkim o zagrania medialne. Spotkań z ludźmi na ulicy jest w nich cokolwiek mało. A i te naznaczone są odgrodzeniem się od „moherowych beretów”, przez których rozumie on nie tylko słuchaczy pewnej rozgłośni radiowej w Polsce, ale w ogóle wszelkich przeciwników i tych, którzy nie zieją do niego sympatią. Nasz Donaldinio w tym względzie nabrał wprawy wręcz brukselskiej. Brak wyjścia do zwykłych ludzi podyktowany zapewne jest jeszcze i tym, że mogą oni wciąż cokolwiek pamiętać z czasów jego rządów. Bazowanie na niepamięci jest w tym względzie dlań kluczowe. Odgrzanie przeszłości może nastąpić tylko w jednym momencie – przy próbie odrodzenia wojny totalnej wzdłuż 19 południka długości wschodniej. Tylko ta strategia pozwoli, aby głos zeznań w sprawie S. Nowaka nie dotarł do uszu opinii publicznej w Polsce i nie tylko.
A w Piśmie stoi…
Fraza o „rycerzu na białym koniu” przypomniała mi jeszcze jeden fragment utworu literackiego. Otóż w Apokalipsie św. Jana można przeczytać: „I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta”. Tak, wiem, ma to posmak sekciarskiego tłumaczenia świętego tekstu, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. Bo zbytnio pasuje do całej tej sytuacji. Być może jednak zachowa się w narodzie pewien rozsądek mimo zagrań socjotechnicznych. Jeszcze mam nadzieję. Bo inaczej z tego powrotu wyjdzie dla nas niezły odlot.
Ks. Jacek Świątek