Czas pożegnania
W zaduszkowym tygodniu w tłumie wchodzimy na cmentarze. Ale żałobę każdy przeżywa sam. Każdy inaczej. Zależy to od więzi, jaka łączyła nas ze zmarłą osobą. Kim była dla nas - ojcem, matką, mężem, żoną dzieckiem, przyjacielem. Jak odeszła - niespodziewanie, np. zginęła w wypadku, po długiej chorobie, w wyniku śmierci samobójczej.
Wreszcie od tego, jak przyjęte jest przeżywanie żałoby w rodzinie, danym środowisku. Kiedyś od znajomej psycholog usłyszałam na ten temat taką historyjkę: gdy z kimś jesteśmy, idziemy wspólną drogą wzdłuż rzeki. Po śmierci najbliższej osoby ścieżka się zapada, a my, po śliskich kamieniach, wbrew ostremu nurtowi, musimy się przedostać na drugą stronę. I pójść własną drogą.
Inaczej, ale podobnie
„Ponad 11 lat temu straciłam najbliższą mi osobę. Osobę, którą kochałam, która była moim przyjacielem, powiernikiem, z którą planowałam ułożyć sobie życie, i co do której byłam pewna, że to ten jedyny, właściwy, mój, na całe życie… Jednak los chciał inaczej, odszedł w młodym wieku, nagle, mając wszystko: miłość, bezpieczeństwo, pasję, pomysł na życie, pieniądze” – pisze Sylwia na forum naglesami.org. – „Przeszłam wszystkie fazy żałoby. Począwszy od totalnego szoku i niedowierzania, poprzez straszną rozpacz i depresję, kończąc na ponownych narodzinach. Użyłam tego stwierdzenia zupełnie świadomie, gdyż uważam, że z chwilą śmierci najbliższej osoby w nas zmienia się zupełnie wszystko i część nas umiera razem z nią. Nigdy życie nie wygląda już tak samo. ...
MD