Człowiek, który wychował pokolenia
Muzyk, pedagog, twórca powojennego szkolnictwa muzycznego w Siedlcach i regionie. Popularyzator podlaskiego folkloru, Honorowy Obywatel Miasta Siedlce. - Wielki człowiek, który wychował pokolenia - tak w skrócie przedstawił K.R. Domagałę prowadzący spotkanie Andrzej Ilczuk z Katolickiego Radia Podlasie. Przypomniał również, iż w czerwcu tego roku siedlecka rada miasta podjęła uchwałę o nadaniu imienia K.R. Domagały skwerowi przy fontannie między Muzeum Regionalnym a MBP. Wnioskowała o to jej dyrektor Ewelina Raczyńska. Uroczystości zaplanowano na przyszły rok.
K.R. Domagała urodził się 6 września 1923 r. w Siedlcach. Miłość do muzyki odziedziczył po ojcu, który śpiewał w chórze przy parafii św. Stanisława w Siedlcach. W 1939 r. Konstanty rozpoczął naukę gry na fortepianie i organach u Walentego Hakowskiego, organisty katedry siedleckiej, który przygotował go do dalszych studiów muzycznych. W 1944 r. został organistą w parafii Niwiski i ożenił się z siedlczanką Zofią Święcicką. Trzy lata później został uczniem klasy organowej Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej w Lublinie, naukę kontynuował w Warszawie. Od 1950 do 1955 r. wraz z W. Hakowskim pracował w siedleckiej katedrze, a w 1953 r. zaczął pracę w Państwowym Ognisku Muzycznym w Łukowie, prowadząc klasę fortepianu i przedmioty teoretyczne. W 1954 r. skończył studia w Konserwatorium Warszawskim. W tym samym roku założył w Siedlcach Miejskie Społeczne Ognisko Muzyczne i został jego dyrektorem. W 1957 r. placówka stała się państwową. 1 września 1960 r. w miejsce ogniska powołano Państwową Szkołą Muzyczną I stopnia. Przez 20 lat K.R. Domagała pracował w resorcie oświaty jako nauczyciel przedmiotów muzycznych i dydaktycznych w Liceum Pedagogicznym, w Studium Nauczycielskim, w Wyższej Szkole Pedagogicznej, a później w Wyższej Szkole Rolniczo-Pedagogicznej. W latach 50 z ciężkim magnetofonem odwiedzał podsiedleckie miejscowości, nagrywając melodie podlaskie, muzykę wiejskich muzykantów. Zaowocowało to utworzeniem w 1962 r. Zespołu Pieśni i Tańca „Podlasie”, którego przez 20 lat był dyrygentem, a przez 15 lat kierownikiem artystycznym. W 1966 r. reaktywował Podlaskie Towarzystwo Muzyczne, w 1970 r. założył Ognisko Muzyczne w Łosicach, a w 1976 r. filię siedleckiej Szkoły Muzycznej I stopnia. W 1984 r. przeszedł na emeryturę, ale do 1999 r. pracował w Zespole Szkół Muzycznych.
Za swoją działalność wielokrotnie nagradzany i odznaczany, m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, złoty i srebrny Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Laureat Honorowej Nagrody Prezydenta Miasta Siedlce „Aleksandria” i Honorowy Obywatel Miasta Siedlce. Zmarł 20 czerwca 2012 r.
„Mnie się udało, założyłem miejskie społeczne ognisku muzyczne, co było atutem. (…) Dążyłem do tego, by od razu nabrało ono cech szkoły muzycznej. Wszystkie placówki, jakie pozakładałem w życiu, pracują do chwili obecnej” – mówił w wywiadzie udzielonym A. Ilczukowi.
Jak śliwka w czekoladzie
Podczas IX Zaduszek Literackich K.R. Domagałę wspominał jego syn Wenanty Maciej Domagała, który jak ojciec jest muzykiem. Nie zabrakło anegdot, a także opowieści o początkach społecznego ogniska muzycznego. – To była najpiękniejsza spółka prywatna w latach komunizmu. Pamiętam swój egzamin. Przyjechał na niego kompozytor, dyrygent i założyciel Polskiej Kapeli Ludowej Feliks Dzierżanowski. Powiedział, że jestem uzdolnionym dzieckiem i dał mi coś, czego nie nigdy widziałem: śliwkę w czekoladzie. Jak ja się wtedy cieszyłem. Kiedy w Miejskiej Szkole Artystycznej oddawano salę koncertową, powiedziałem w przemówieniu: „Och, moja szkoło artystyczna, ty jesteś jak ta śliwka w czekoladzie” – opowiadał. Przypomniał też okoliczności, w których ognisko społeczne stało się placówką państwową. To było po konkursie w Żyrardowie, gdzie Maciej wraz Barbarą Turyk odnieśli sukces. – Konstanty wrócił, powiedział: zwycięstwo. Ognisko stało się państwowe, a to oznaczało pieniądze – mówił.
Między nimi „było krótko”
W książce „Konstanty Domagała. Spełnione marzenia” ojciec Macieja wspominał, że kiedy syn kierował szkołą w Mińsku, między nimi „było krótko”. A jak było w domu? – Nie mieliśmy specjalnych dyskusji. Po prostu rzadko się spotykaliśmy. On cały dzień spędzał „pod Jackiem”, gdzie odbywały się zajęcia ogniska. Ja również na nie chodziłem, poza tym akompaniowałem zespołowi działającemu przy Szkole Podstawowej nr 1, no i spotykałem się z kumplami. Nie byłem grzecznym dzieckiem. Ojciec w pracy, mama zajęta wychowaniem sióstr, a ja… hulaj dusza – wspominał M. Domagała, dodając ze śmiechem, że o tym, iż na pierwsze ma Wenanty, dowiedział się, składając papiery do liceum w Lublinie.
Choć miłość do muzyki była cechą wspólną ojca i syna, to jednak różniło ich podejście do niej. 1% talentu, 9% szczęścia i 90% pracy – tak o formowaniu muzyka mówił Konstanty. – Wprawdzie z ojcem trzeba się zgadzać, ale… ja nie do końca. Uważam, że talent to 90%, a 10% praca – przyznał. – Również gdy kierowałem szkołą w Mińsku, zdarzały się dyskusje. Zmieniał zdanie, gdy zobaczył, że to, co robię, się sprawdza – dodał.
Gdyby nie tata…
Nie zabrakło też wspomnień o powstaniu zespołów Szafiry i Belfersi. – Kiedy skończyłem miejscowe szkoły, zdawałem do liceum w Warszawie. Jednak nie dostałem się z powodu braku miejsc. Ojciec załatwił mi miejsce w Lublinie. Spędziłem tam półtora roku, ale kompletnie mi nie szło. Tata się zdenerwował. „Zwijaj manele i do Siedlec” – powiedział. Zacząłem uczęszczać do liceum pedagogicznego i jeździłem do szkoły muzycznej w Warszawie. Tam poznałem Czerwone Gitary. Pewnego dnia oświadczyłem: „Zakładamy zespół”. Tak narodziły się Szafiry. To był również czas powstawania Studium Nauczycielskiego w Siedlcach i powstali Belfersi – opowiadał M. Domagała, przyznając, że gdyby nie ojciec, nie trafiłby w warszawskie środowisko muzyków Asocjacji Hagaw. – Nareszcie odetchnąłem, że nie muszę już grać tych wszystkich Mozartów – żartował W.M. Domagała, który współpracował m.in. z Aleksandrem Bardinim, Danutą Stankiewicz czy Ryszardem Rynkowskim. Współtworzył programy „60 minut” czy „Polskie zoo”. I wreszcie to on „przyprowadził” festiwal piosenki harcerskiej do Siedlec. – Jednak gdyby nie tata, tego wszystkiego by nie było – stwierdził.
Słowa, które niosą
K. Domagałę wspominała również Iwona Orzełowska, przewodnicząca komisji kultury siedleckiej rady miasta. – Na inaugurację Sceny Teatralnej Miasta Siedlce odważyliśmy się na program, którego elementem było przedstawienie oparte na muzyce baletowej Czajkowskiego – „Dziadek do orzechów”. Karkołomne zadanie, kiedy nie ma klasycznego składu baletu. Robiliśmy to z tancerzami tańca współczesnego. Nie była to klasyka, ale neoklasyka. Dowiedziałam się, że na jednym z premierowych spektakli będzie K. Domagała. Denerwowałam się, że osoba tak wyjątkowa, która tak wiele osiągnęła, będzie oglądać „Dziadka do orzechów”. Tymczasem po przedstawieniu pan Konstanty powiedział, że nie spodziewał się, iż w Siedlcach kiedykolwiek będzie możliwe takie wykonanie i to z siedlczanami w roli głównej. Słowa takich ikon jak K. Domagała są bardzo ważne. Poniosły nas i sprawiły, że śmielej zaczęliśmy realizować marzenia o balecie – powiedziała.
Spotkanie zakończył koncert w wykonaniu W.M. Domagały. W programie, oczywiście, nie zabrakło kompozycji Konstantego napisanej do słów żony Zofii pt. „Polonez ratuszowy”.
DY