Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Człowiek walki, pracy i pasji

Skromny człowiek, a przy tym wielki patriota, który w czasie wojny narażał życie dla ojczyzny, zaś w latach pokoju działał i pracował dla dobra Polski. 25 stycznia w wieku 101 lat zmarł Marian Miszczak.

Urodził się 5 czerwca 1917 r. w Mingosach jako najstarsze dziecko Józefy z Niewiadomskich i Stanisława Miszczaka. W 1925 r. rodzina przeniosła się do Broszkowa, gdzie Marian mieszkał aż do swojej śmierci. Przed wojną, po ukończeniu Gimnazjum Handlowego w Mińsku Mazowieckim, M. Miszczak prowadził firmę handlu i obróbki drewna. W 1938 r. został powołany do czynnej służby wojskowej. Rozpoczął ją w 35 Pułku Piechoty stacjonującym w Brześciu nad Bugiem, zaś pod koniec roku skierowano go do Szkoły Podoficerskiej Łączności w Zegrzu pod Warszawą, którą ukończył w 1939 r. Pod koniec czerwca Marian został przerzucony na Pomorze, w rejon Tucholi i Koronowa, gdzie jego pułk objął stanowiska obronne w ramach zarządzonej mobilizacji. Wszedł w skład 9 Dywizji Piechoty, której zadaniem była obrona pomorskiego odcinka granicy Polski w przypadku ataku niemieckiego. 1 września 1939 r. na odcinek broniony przez 35 pp uderzyła II dywizja piechoty zmotoryzowanej i III dywizja pancerna. M. Miszczak walczył na pierwszej linii frontu - bronił granic Polski pod Tucholą.

35 pp w pierwszych dniach września był jedyną jednostką wojsk polskich, która utrzymała swoje pozycje obronne i nie cofnęła się pod atakiem przeważających sił niemieckich. Niestety, sąsiednie jednostki musiały wycofać się pod naporem Niemców, na skutek czego po kilku dniach również jednostka Mariana zaczęła się wycofywać. W trakcie odwrotu zostali zaatakowani przez Niemców i 7 września M. Miszczak dostał się do niewoli. Trafił do obozu jenieckiego w Neubrandenburgu – Stalag IIA, gdzie nadano mu numer jeniecki 7991.

 

Powrót na miarę cudu

Do wiosny 1940 r. Marian przebywał w oflagu, ale w maju 1940 r. zorganizował ucieczkę. Wraz z trzema kolegami – po przecięciu i sforsowaniu drutów – nocą z 8 na 9 maja wyszli z obozu.

Neubrandenburg leży ok. 100 km za Berlinem. Uciekinierzy, zaopatrzeni w jedną paczkę zapałek i jeden bochenek chleba, rozpoczęli swój „eksodus” do domu. Szli nocami. Była to niezwykle trudna podróż – nie mieli ani mapy, ani jedzenia, a znajdowali się przecież na terenie Rzeszy Niemieckiej. Marianowi bardzo przydała się wówczas znajomość, mimo iż w niewielkim stopniu, języka niemieckiego. Z kolei na wagę życia okazała się jego umiejętność pływania. Jako jedyny z czwórki uciekinierów umiał świetnie pływać, a przecież wszystkie napotkane rzeki trzeba było pokonywać nocą, do tego wpław. Ponadto należało przetransportować niepływających, bojących się wody kolegów.

Wycieńczony, ważący 39 kg M. Miszczak dotarł do domu 15 sierpnia 1940 r. – w święto Wniebowzięcia Matki Bożej. Rodzina uznała to za cud.

 

Doceniony za odwagę

Już po miesiącu, tj. we wrześniu 1940 r., Marian wstąpił do Związku Walki Zbrojnej (przemianowanego następnie na Armię Krajową) – rejon Niwiski – ośrodek III Mokobody – Inspektorat Siedlce. Przyjął pseudonim „Jabłoń”. Jego dowódcą był Antoni Marcinkiewicz ps. Dunin. Z uwagi na fakt, iż w trakcie służby wojskowej ukończył Podoficerską Szkołę Łączności w Zegrzu, w AK M. Miszczak zajmował się głównie łącznością. Poza tym prowadził magazyn broni, był instruktorem łączności, pomagał też rannym i potrzebującym akowcom. Brał również czynny udział w licznych akcjach odwetowych na terenie powiatu siedleckiego. Był dowódcą drużyny w ramach akcji Burza.

W 1943 r. podczas łapanki w Siedlcach został aresztowany i wysłany na Majdanek. Na szczęście po kilku godzinach jazdy uciekł z transportu i pieszo wrócił do domu.

Gdy wybuchło powstanie warszawskie, obowiązkiem Mariana stało się dostarczanie przez Wisłę meldunków do – i z – walczącej Warszawy. I ponownie przydały się tu jego świetne umiejętności pływackie, ponieważ rzekę musiał pokonywać wpław.

Za swoją działalność M. Miszczak został w wolnej Polsce uhonorowany Krzyżem Armii Krajowej oraz Krzyżem Partyzanckim. Awansowano go również do stopnia porucznika.

 

Kto ratuje jedno życie…

Podczas wojny, co trzeba podkreślić, Marian wraz ze swoim ojcem przechowywali przez kilka miesięcy rodzinę Arona – Żyda z Kotunia, z którą przed wojną byli w serdecznych stosunkach. Danusię, jedną z córek żydowskiej rodziny, zaopatrzyli w dokumenty i pod imieniem Zofia umieścili u sióstr zakonnych. Dziewczyna przeżyła wojnę, a po jej zakończeniu, przed wyjazdem do Izraela odwiedziła rodzinę Miszczaków, by podziękować i zwrócić dokumenty, które uratowały jej życie.

Po zakończeniu wojny żołnierze AK byli represjonowani i mordowani. Większość kolegów Mariana zginęła w sowieckich więzieniach. M. Miszczakowi udało się uniknąć więzienia, jednak ujawnił się dopiero w 1947 r., co sprawiło, że horror wojny trwał dla niego o dwa lata dłużej.

Po tak strasznych doświadczeniach trudno mu było zaakceptować okupację sowiecką, w związku z czym postanowił ponownie zaangażować się w działalność. W 1946 r. wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego, tworząc aktywnie m.in. struktury PSL w okolicach Jeleniej Góry. Do śmierci z dumą przechowywał legitymację podpisaną osobiście przez Stanisława Mikołajczyka.

 

W nowej rzeczywistości

Rozpoczęły się niełatwe lata powojenne. Miszczakowie zostali rozkułaczeni – zabrano im wszystko. Marian, jako najstarszy syn, wraz z rodzicami musiał więc zaczynać od początku; rodzinie głód zajrzał w oczy. W obawie o życie własne i najbliższych mężczyzna ukrywał swoją przynależność do AK. Obiecał sobie wówczas, że dopiero w wolnej, a nie sowieckiej, Polsce będzie angażował się w działalność organizacji kombatanckich, dlatego nigdy nie należał do ZBoWiD [Związek Bojowników o Wolność i Demokrację – przyp.]. Natomiast z wielką dumą zapisał się w 1991 r. do Światowego Związku Żołnierzy AK.

Przynależność do AK przeszkodziła M. Miszczakowi w swobodnym wyborze drogi życiowej. Po wojnie zajął się ogrodnictwem. Założył pionierskie, jak na tamte czasy, sady owocowe. I tak coś, co na początku stanowiło jedynie hobby, stało się pomysłem na życie. Marian okazał się bardzo zdolnym ogrodnikiem – wyprodukował kilka autorskich odmian jabłoni. Brał też aktywny udział w założeniu Spółdzielni Ogrodniczej w Siedlcach.

 

Pasje bliskie sercu

Marian był człowiekiem nie tylko walki i pracy, ale też wielu zdolności i pasji. W młodości bardzo usportowiony – poza pływaniem świetnie jeździł konno, dobrze radził sobie na nartach, pięknie rysował. Był również wędkarzem, pszczelarzem i myśliwym. I właśnie myślistwo oraz pszczelarstwo były chyba najbliższe jego sercu. Po wojnie osobiście zajął się reaktywowaniem Koła Racjonalnego Polowania w Siedlcach. W latach powojennych nie było to łatwym zadaniem, jednak zawsze z radością opowiadał o fortelach, jakich musiał użyć, aby nakłonić urzędników w Lublinie do wydania decyzji zezwalającej na wznowienie działalności koła.

M. Miszczak cieszył się aktywnym myślistwem wiele lat. Wygrywał podczas zawodów i bardzo często wybierano go królem polowań. Snajperskiego oka zazdrościło mu wielu kolegów, a nawet syn.

Marian był skromnym człowiekiem, a przy tym wielkim patriotą, który w czasie wojny narażał życie dla swojej ojczyzny, zaś w latach pokoju działał i pracował dla dobra Polski.

Zmarł 25 stycznia br., przyjąwszy uprzednio sakramenty: pokuty, namaszczenia chorych i Eucharystii.

MAGDALENA MISZCZAK 


Odszedł na wieczną wartę

Msza pogrzebowa śp. Mariana Miszczaka odprawiona zostałą 1 lutego w kościele pw. św. Antoniego Padewskiego w Kotuniu. Eucharystii przewodniczył proboszcz parafii ks. Marek Antonowicz.

Msza św. miała niezwykle podniosły charakter. Z uwagi na rozległe zasługi zmarłego dla ojczyzny podczas uroczystości pogrzebowej obecne były liczne poczty sztandarowe: Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Związku Weteranów i Kombatantów RP, koła ŚZŻAK w Kotuniu, PSL, Koła Racjonalnego Polowania w Siedlcach oraz poczet sztandarowy z kompanią reprezentacyjną Wojska Polskiego. Przy trumnie wartę honorową sprawowali żołnierze z 1 Warszawskiej Brygady Pancernej. W kościele licznie zgromadzili się mieszkańcy Kotunia, rodzina i przyjaciele zmarłego. Odszedł najstarszy parafianin, najstarszy członek PSL w Polsce i najstarszy myśliwy w kraju. W ciągu swojego długiego życia wykazał się aktywnością na wielu płaszczyznach. W lokalnej społeczności znany był jako człowiek dobry, serdeczny i życzliwy.