
Czuję się spełniony
Wywalczył Pan ostatnio tytuł mistrza świata w kategorii Masters. Proszę opowiedzieć o rywalizacji w tych zawodach.
Od blisko 40 lat „bawię się” w podnoszenie ciężarów i cały czas jest to moja pasja. Nie jestem trenerem, który, mówiąc kolokwialnie, chodzi w niesportowym stroju po siłowni i się wymądrza. Zawsze ćwiczę z młodzieżą, dzięki temu mogę cały czas dbać o swoją sprawność fizyczną w myśl zasady: w zdrowym ciele zdrowy duch. W związku z tym takie zawody, jakie nadarzyły się w Wieliczce, są dla mnie motywacją, by jeszcze bardziej się przyłożyć do treningów.
A coś o samych zawodach w Wieliczce…
Mistrzostwa zgromadziły prawie 900 uczestników z całego świata. Byli sportowcy z Pakistanu, Nowej Zelandii, Australii, bardzo duża, bo licząca 110 zawodników, ekipa ze Stanów Zjednoczonych, większa niż polska reprezentacja, która składała się z 91 osób. Najmłodszy zawodnik według przepisów mógł mieć 35 lat, a najstarszym w Wieliczce był 90-latek. Zawodnicy startowali w grupach wiekowych. Ja znalazłem się w grupie 45-49 lat i miałem najgroźniejszego rywala z USA. Po rwaniu wygrywałem tylko 1 kg, tak więc walka była zacięta. W podrzucie udało mi się wygrać i zdobyłem tytuł mistrza świata. Odegrano Mazurka Dąbrowskiego. Wszystko odbywało się tak jak na prawdziwych zawodach.
Jakie ciężary podniósł Pan na zawodach?
W rwaniu 135 kg, w podrzucie była słabsza dyspozycja i wynik 163 kg. Przed zawodami liczyłem na poprawienie swojego rekordu świata, ustanowionego rok temu na mistrzostwach Europy. Jednak borykałem się z kontuzjami, bo trochę za ambitnie podszedłem do treningu. ...
Andrzej Materski