Czwartek, czwarteczek, czwartunio…
Jak się okazuje, statystyczny Nowak czy Kowalski należą do grupy najbardziej zapracowanych Europejczyków. Według danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) jeszcze w erze przedpandemicznej, w 2019 r. Polacy pracowali średnio ok. 1,8 tys. godzin rocznie. W tym samym czasie Brytyjczyk spędził w pracy ponad 300 godzin mniej a przeciętny Niemiec miał na leniuchowanie blisko 400 godzin więcej. Ale to tylko średnia, bowiem inne wyliczenia mówią, że co 20 mieszkaniec kraju nad Wisłą spędza w robocie aż ponad 60 godzin tygodniowo. Poza tym statystyki nie uwzględniają choćby rolników, którzy w okresie trwających właśnie żniw nie wiedzą, kiedy kończy się jedna i zaczyna kolejna doba harówki. Ale wracając do średniej. Kto powiedział, że powinniśmy pracować pięć dni w tygodniu po osiem godzin. Czy nie po to mamy te wszystkie komputery, roboty, automaty, sztuczną inteligencją, internety oraz inne tego typu wynalazki i zdobycze cywilizacji, by mieć więcej czasu dla siebie i rodziny?
Przecież i tak wiadomo, że większość pracowników – zwłaszcza korporacji albo tzw. średniego szczebla administracyjnego – po wywiązaniu się ze swoich obowiązków zawodowych markuje robotę, byle jakoś zapełnić resztę dnia i bezpiecznie dotrwać do fajrantu. Wielu, siedząc za biurkiem, popija kolejną kawę, przegląda wiadomości w sieci, układa pasjanse na telefonie, rozwiązuje quizy albo po raz kolejny przenosi z półki na półkę ten sam segregator byle tylko upozorować i usprawiedliwić swoją obecność w biurze.
Ostatnio media wiele rozpisują się o islandzkim eksperymencie polegającym na skróceniu tygodnia pracy do zaledwie czterech dni w tygodniu przy zachowaniu otrzymywanego dotychczas wynagrodzenia. Jak się okazuje, największy tego typu pilotażowy program na świecie, w którym uczestniczyło 2,5 tys. osób z sektora publicznego (ok. 1% pracującej, dorosłej populacji Islandii) zakończył się sukcesem. Z efektów trwającego cztery lata testu, którego wyniki właśnie opracowano, cieszą się nie tylko pracownicy, ale także pracodawcy i związki zawodowe. W obliczu czekającego nas kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią przychylni takiemu rozwiązaniu są również niektórzy przywódcy państw. Z przeprowadzonych analiz wynika, że skrócenie czasu pracy w większości miejsc nie wpłynęło na jej wydajność. Testowani pracownicy mniej się stresowali, byli wypoczęci oraz łatwiej odnajdowali równowagę między życiem zawodowym i prywatnym. Mieli więcej czasu na obowiązki domowe, spotkania z rodziną i przyjaciółmi.
Czy zatem czterodniowy tydzień pracy to następny milowy krok w budowie nowego ładu… Czemu nie – wszak któż z nas nie chciałby zamiast dzisiejszego: piątek, piąteczek, piątunio, z uśmiechem na ustach nucić: czwartek, czwarteczek, czwartunio…
Leszek Sawicki