Komentarze
Czy aresztują Jennifer Lopez?

Czy aresztują Jennifer Lopez?

Usłyszawszy o kolejnej „aferze taśmowej”, natychmiast przypomniałem sobie schemat rozchodzenia się plotki, jaki został doskonale zobrazowany w filmie Barei „Rozmowy kontrolowane”. Od aresztowania Bujaka doszło do porwania papieża i ówczesnego prezydenta USA Ronalda Reagana. I już huczało po mieście niewiarygodne doniesienie o sprawczych mocach służb bezpieczeństwa.

Ilość pojawiających się w przestrzeni publicznej nagrań prominentnych polityków, poczynając od „taśm Beger”, wskazywać może na ogromny sukces polskiej szkoły filmowej. Owszem, obraz klasy politycznej naszego kraju, jak i samej naszej ojczyzny, naszkicowany dzięki upublicznionym przez pewien tygodnik nagraniom, jest nader przygnębiający.

Jeśli nawet przyłapany w czasie spektaklu marketingowego środowisk LGBTI (przez wielu nazywanych środowiskami LGBTIPZ, by zadowolić także „mniejszości” lubiące dzieci i zwierzęta), nazwanego dla niepoznaki „paradą równości”, poseł Biedroń był oświadczył, że mamy do czynienia z bantustanem, to chyba coś jest na rzeczy. Sedno sprawy tkwi jednak nie tyle w wypowiadanych przez polityków i urzędników państwowych słowach. Przecież w normalnych dialogach toczących się pomiędzy Polakami, np. przy grillu, wielokrotnie słyszy się o tym, że dzisiejsze państwo polskie jest tylko fasadą, że załatwianie wszystkiego z wszystkimi za wszystko jest na porządku dziennym. Skoro analiza naszego społeczeństwa jest tak jasna nawet na poziomie podstawowym, to cóż dziwić się politykom, że powtarzają kwestie być może zasłyszane od znajomych. Podatność polskiego wymiaru sprawiedliwości na spełnianie potrzeb politycznego czy ekonomicznego establishmentu nikogo już nie dziwi. Przez „25 lat wolności” panowie w togach zrozumieli dokładnie, że najważniejsze jest zawsze być na topie i trendy. Dla mnie osobiście w owej pogwarce (jednej czy drugiej) ważniejszymi pytaniami są zupełnie inne.

Dialogi na cztery nogi?

Pierwsze jest zasadnicze dla bezpieczeństwa naszego państwa-  nieważne, kto w nim rządzi. Póki nominalnie jest to Rzeczpospolita Polska, strategiczne dla naszej suwerenności osoby winny być pod nadzorem i ochroną polskich służb. Jak świat światem nie wymyślono żadnego innego sposobu dochodzenia do konsensusu i rozwiązywania problemów niż rozmowa pomiędzy ludźmi. Nawet jeśli mieliby rozstać się z niczym. Pomijam na razie milczeniem temat rozmowy pomiędzy ministrem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo wewnętrzne naszego kraju a szefem banku narodowego. Sam fakt ujawnienia tej rozmowy jest dostatecznie silnym sygnałem, że nasze służby ochrony polskich władz nie działają lub działają fatalnie. Obrazek pijanych policjantów organizujących orgiastyczne przyjątko na komisariacie, który obiegł całkiem niedawno polskie media, pokazuje doskonale degrengoladę jeśli nie całości, to przynajmniej znacznej części służb odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo. Teraz pozwala się, aby do mediów (w tym przypadku do dość określonej gazety, co ciekawe powstałej w 1982 r., czyli na fali pacyfikacji narodu polskiego przez juntę Jaruzelskiego, realizującego serwilistyczny plan obcego mocarstwa) trafiły nagrania rozmowy dwóch przedstawicieli polskich instytucji, jest cokolwiek znaczący. Chyba że prawdziwym jest inne stwierdzenie, iż ów przeciek był całkowicie kontrolowany przez służby nasze bądź innego państwa, a celem jego było rozegranie jakiejś wewnętrznej partii. Wówczas znaczyłoby to tylko, że Polska jest krajem jak najbardziej zarządzanym przez służby specjalne, które za pomocą działań socjotechnicznych rozgrywają społeczeństwo. Tylko dlaczego w tym kontekście nie stawia się pytań o różnego rodzaju wrzutki medialne z czasów licznych kampanii wyborczych, a nade wszystko dlaczego nie powraca się do katastrofy smoleńskiej? Jeśli bowiem służby mogą rozgrywać medialnie polskich polityków, to równie dobrze mogą rozgrywać ich egzystencjalnie. Jak bumerang winno wrócić zagadnienie tzw. seryjnego samobójcy, który grasuje po naszym kraju już od początku lat 90. I najważniejsze: kto kontroluje polskie służby specjalne, ewentualnie sprawnie działające i wciąż zorganizowane pozostałości służb specjalnych PRL?

Złapał Kozak Tatarzyna…

Przy całej swojej jowialności imć Onufry Zagłoba wiele mądrego potrafił przekazać czytelnikom dzieł H. Sienkiewicza. Pozornie nic nieznaczące przysłowie w kontekście „przecieku taśmowego” wydaje się ważne. Otóż drugie pytanie, które jawi się na kanwie tej hucpy, brzmi po prostu: cui bono? dla czyjej korzyści? Nie chodzi jednak o treść rozmowy, bo ta jest dość jasna: minister chce załatwić deal na rzecz swojego obozu znajdującego się u władzy, prezes banku chce poszerzenia działania dla swojej instytucji i być może dla siebie, minister oskarżony o zegarek jest „dygotalny” w sprawie kontroli, a pan z PGNiG chce pokazać swoje możliwości. Ale z rozmowy wynika, że „dygotalnym” jest również jakiś członek Rady Polityki Pieniężnej, co już nie jest ciekawe w kontekście podejmowanych przez niego decyzji. A jeśli jest „dygotalny”, to przed kim drżą jego łydki? I jaki sens mają dzisiaj rewelacje, gdy rozmowy miały miejsce prawie rok lub pół roku temu? Przecież minister Nowak i tak jest już „zatopiony”, jeśli nie zegarkiem, to przez Pendolino. Dlaczego owe rewelacje pojawiają się wówczas, gdy zaczynają dobiegać końca zmiany w OFE, które były sygnowane przez byłego już ministra finansów Rostowskiego i nie zostały zahamowane po jego odejściu? I dlaczego ten temat pojawia się wówczas, gdy bardziej polską debatę polityczną winien zajmować proceder przejmowania przez Rosjan znaczącego działu polskiej gospodarki, którego elementem kluczowym są tarnowskie Azoty, za którym to rozwiązaniem lobbował nie kto inny, ale sam Aleksander Kwaśniewski, którego teraz można byłoby (po debacie nad immunitetem M. Kamińskiego) rozliczyć z majątku? Zaraz, zaraz, a czy przypadkiem to właśnie nie we „Wprost” była kiedyś (luty 2013) zadyma o artykuł o majątku Kwaśniewskiego, który został wstrzymany przez redaktora naczelnego? Dużo tych pytań, ale my zamiast tego raczeni jesteśmy wątpliwościami natury estetyczno-quasietycznej o użyciu niektórych wyrazów ze słownika knajackiego.

A ty, mnichu, tymczasem jak wisisz, tak wisisz

Dlaczego jednak przywołałem Jennifer Lopez w tytule? Swego czasu pan Marek Belka chwalił się, że ją zna, ale w inny sposób niż pewnego osobnika płci męskiej. Otóż jest ona w pewnym niebezpieczeństwie. Bo ktoś będzie musiał odpowiedzieć za tę hucpę. Oczywiście pionek lub osoba z innej wręcz planety. Igrzyska się odbędą, deal zostanie dokonany, Polska będzie nadal państwem tylko teoretycznym, jak kamieni kupa. A rozgrywający pozostanie. Pozostanie pewny swego i nadal niewidzialny dla opinii społecznej, pewnej swojego rozeznania w sprawach politycznych. Tak się kręci postać tego świata.

Ks. Jacek Świątek