Komentarze
Źródło: mng.gda
Źródło: mng.gda

Czy będzie nam wszystko jedno?

Jedna ze stacji telewizyjnych w tym tygodniu doniosła o wzmożonej agresywności wilków. Podano przykład zagryzienia przez nie zwierząt hodowlanych, a także sporadycznych (ale jednak) ataków na ludzi.

Dziennikarz relacjonujący tę sprawę dodał na koniec, iż zgodnie z naszym prawem znajdujące się pod ochroną całkowitą wilki nie mogą podlegać odstrzałowi, a jedynie można je odstraszać lub odławiać. Pomijając całkowicie sensacyjność tych doniesień, szczególnie w okresie kończących się wakacji, które sprzyjają podejmowaniu wędrówek przez lasy i pola, zwrócić warto uwagę na coś, co być może dość łatwo nam umyka, a mianowicie doprowadzenie do całkowitej bezbronności człowieka w imię ideologicznie pojmowanej ochrony przyrody. Przyjęta w ramach zideologizowanej ekologii koncepcja prawa stawia przed człowiekiem tylko jeden dylemat: dać się zagryźć czy dać się zamknąć w więzieniu? Jest oczywiście jeszcze jedna możliwość: zabarykadować się we własnym domostwie i czekać, że być może jakiś czynnik władzy poruszy swoje siedzenie i, stosując odłów niebezpiecznych osobników, da szansę spokojnego życia w granicach wyznaczonego płotem domostwa.

Ale jak powszechnie wiadomo, na ruch władzy można czekać często jak na Godota, o którym się wie, że może przyjść, ale nie do końca wiadomo kiedy i czy w ogóle. Zresztą dziennikarz donosił, iż wzmiankowane zwierzęta zaczynają się odznaczać sprytem, dzięki któremu omijają zastawiane na nie zasadzki czy też urządzenia typu elektryczny pastuch. Być może więc i nasze zabarykadowane domostwo w którymś momencie okaże się niewystarczającą obroną. Nie zamierzam jednak snuć dzisiaj rozważań natury ekologiczno-przyrodniczej. Wspomniałem o owych zwierzętach i ich działalności, ponieważ doskonale obraz ten koreluje z tym, czego ostatnio doświadczyliśmy w łonie Kościoła.

 

Słońce i Kłamstwo

Światowe Spotkanie Rodzin w Dublinie przebiegało niestety zacienione całkowicie przez skandal związany z raportem stanowym Pensylwanii na temat przestępstw seksualnych popełnionych na przestrzeni 70 lat (czyli od 1948 r.) przez 300 duchownych Kościoła. Przestępstwa te dotyczyły ogółem ponad 1 tys. nieletnich. Dane w tym względzie były szacunkowe, ponieważ śledczy przyjęli jako założenie, iż do wszystkich potencjalnych ofiar dotrzeć nie sposób. Większość przypadków należała do kategorii pedofilii o charakterze homoseksualnym (czyli efebofilii). Ten tragiczny i napełniający wstydem Kościół proceder był tuszowany przez niektórych hierarchów kościelnych. Mieliśmy więc do czynienia z kolejną w ciągu ostatnich 15 lat dramatyczną zbrodnią (trzeba przypomnieć sprawę irlandzką z 2002 r. oraz skandal amerykański z 2011 r.). Oczywiście, każdy przypadek należy oddzielnie traktować, gdyż los ofiar, a także być może niewinnie oskarżonych, jest całkowicie indywidualny. Nie można jednak zaprzeczyć, że mamy do czynienia ze zorganizowanym procederem, czyli z siatką przestępczą. W kontekście tego, co ujawniono w tych dniach i w kontekście Światowego Spotkania Rodzin nie można uciec od apokaliptycznego porównania. Oto na firmamencie świata ukazały się dwa znaki: Niewiasta obleczona w słońce oraz Smok barwy ognia, którego zowią Diabeł i Antychryst. Apokalipsa, mówiąc o Antychryście, wyraźnie definiuje go jako kogoś podobnego do Syna Człowieczego. Jasno także św. Jan ukazuje, że w przypadku Antychrysta Kościół nie może głaskać go po głowie i próbować oswoić, lecz należy odciąć to, co jest przyczyną grzechu. Nie może temu przeszkadzać nawet myślenie w kategoriach socjologicznych i strach przed zmniejszeniem się liczby duchownych oraz wiernych świeckich. Ważnym, choć całkowicie zbagatelizowanym przez media i władze kościelne staje się świadectwo, jakie opublikował w tych dniach arcybiskup Carlo Maria Viganό.

 

Niedostrzegalna zagłada?

W tekście tego świadectwa, napisanym z dużym ładunkiem emocjonalnym, emerytowany pracownik Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej podaje fakty związane z przestępstwami seksualnymi w Stanach Zjednoczonych, o których informował Watykan jako nuncjusz. Pokazuje również barierę wytworzoną przez konkretnych ludzi, dzięki której informacje te nie docierały do papieża. Pewne elementy tego świadectwa wskazują na jego prawdziwość (podobieństwo np. rozmowy z papieżem Franciszkiem do analogicznej rozmowy, jaką przeprowadził z papieżem kard. Muller przed swoją dymisją). Jest jednak w tym świadectwie konkretna i bardzo silna sugestia. Arcybiskup wskazuje bowiem na istniejące i prężenie działające w strukturach kościelnych lobby homoseksualne. Ono zdaniem hierarchy jest motorem napędowym owych wszystkich tragicznych i dramatycznych wydarzeń. Nawet jeśli nie przybiera charakteru instytucjonalnego, to popieranie się osób o tej samej preferencji seksualnej daje asumpt do podejmowania działań w całkowitej bezkarności (przypadek kard. McCarricka). Fakty i rozumowanie arcybiskupa Viganό wykazują w tym względzie całkowitą logiczność. Tym bardziej niezrozumiałym wydaje się anonsowane przez papieża Franciszka złożenie winy na… klerykalizm w Kościele. Jeżeli uznać za walkę z owym klerykalizmem wprowadzanie ludzi świeckich w struktury kościelnej hierarchii czy też w procesy decyzyjne w sprawach wiary, wówczas trzeba byłoby przypomnieć, że to właśnie wśród świeckich odsetek czynów przestępczych względem nieletnich o proweniencji pedofilskiej jest największy. Zarzut klerykalizmu wydaje się w tym kontekście zawoalowanym uderzeniem w sakrament kapłaństwa.

 

Coś się na pewno wydarzy…

Jedyną drogą wykorzenienia zła z łona Kościoła jest więc jasne odrzucenie homoseksualizmu jako jednej z możliwych preferencji seksualnych. Choć idzie to przeciwko współczesnej „kulturze” i medialnym nagonkom, to innej drogi nie ma. W tej sprawie nie może nam być wszystko jedno. Nie ma co gaworzyć rozkosznie o skłonnościach i ich zwalczaniu. W stanie kapłańskim dla homoseksualistów nie powinno być miejsca. Nawet jeśli pozostanie garstka, to będą oni wierni Prawdzie.

Ks. Jacek Świątek