Komentarze
Czy jestem kosmitą?

Czy jestem kosmitą?

Kiedy byłem dzieckiem, a potem młodzieńcem niedzielne czy wakacyjne popołudnia wypełniało mi ganianie z kolegami po łączkach i ugorach, gdzie własnym sumptem stawialiśmy koślawe urządzenia bramkopodobne, by oddawać się naśladowaniu Lubańskiego, Deyny czy seniora Smolarka.

Poza szkolnym SKS-em, gdzie zimową porą na jedynym w okolicy stole do ping-ponga ćwiczyliśmy ścięcia i serwisy, a wiosną i jesienią deptaliśmy po małym przyszkolnym boisku, sami organizowaliśmy sobie drużyny oraz prowadziliśmy regularne rozgrywki ligowe na różnym poziomie wiekowym. Nikt nas nie ograniczał, ale też nie mogliśmy liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Fascynacja piłką kilkunastu chłopaków i sama piłka wystarczały, by nie szlifować głupio bruków czy przesiadywać na autobusowym przystanku w oczekiwaniu, że ktoś nam coś zorganizuje.

Kilka dni temu, podczas rowerowego spaceru wokół Łukowa, na skraju wsi przy bocznej drodze odkryłem profesjonalny kompleks sportowy złożony z kortu tenisowego, boisk do piłki ręcznej i koszykówki ze sztuczną nawierzchnią, pełnowymiarowego boiska piłkarskiego z murawą, o której nawet siedlecka Pogoń długo jeszcze będzie marzyć. W małym klubowym budynku poza łazienką, prysznicem, stołami do bilardu i ping-ponga, kilkoma miejscami do spania, zmieściła się jeszcze siłownia i sauna. To cacuszko okazało się dziełem Ludowego Zespołu Sportowego Tur Turze Rogi, wspieranego przez Urząd Gminy. Co ważniejsze, obiekty nie są turystyczną atrakcją fotografowaną przez dział promocji, a miejscem codziennie wykorzystywanym przez mieszkańców wsi oraz sąsiadów z oddalonego o kilka kilometrów miasta, w którym ze świecą szukać czegoś podobnego.

Ale to nie wspomnienia z dzieciństwa ani nawet głupie pomysły wystartowania w wyborach na kogoś, kto poruszy z posad paru gości, wypełniały mi chwile pełnego zaskoczeń spaceru po obiektach w Turzych Rogach. Przypominałem sobie młodych ludzi, którzy, pozbawieni ławek na podblokowym skwerku, co wieczór rozpoczynali trwającą do północy okupację ocalałych 3 obiektów przed moim blokiem. Sąsiedzi utyskują na nich, niepokojeni ich niezbyt grzecznym zachowaniem. Bronię ich zatem w rozmowach, bo cóż z sobą można począć w wakacje w 40-tysięcznym mieście? Pożal się Boże kino ma wolne przez miesiąc. Ośrodek Kultury na urlopach lub dorabia dzierżawieniem powierzchni handlowej. Pogoda nie skłania do wizyt na basenach. Zaśmiecony, zarośnięty zalew straszy nielicznych spacerowiczów. Park w remoncie. Władza na wakacjach nie zauważa lub nie chce zauważać problemu. Pozostają liczne pizzerie i pijalnie piwa, ale na to trzeba pieniędzy. Czy po takich wakacjach chce się wrócić po studiach do tego miasta, na ulicach którego dominują starsi ludzie, a nawet sami notable budują domy dzieciom pod Warszawą, bo, jak wyznają w prywatnych rozmowach, to miasto nie ma przyszłości.

Jest też druga strona medalu. Z kilkoma znajomymi spotykamy się raz w tygodniu na bieganiu za piłką. Nie jest nas dużo, więc często mamy problem ze znalezieniem nie boiska (których nie za wiele wszakże jest), ale przeciwnika. Próbowałem zatem namówić na grę paru młodzieńców z ławki przed blokiem… Czyżbym wyglądał na kosmitę?

Narzekanie na trudną młodzież i brak warunków do pozytywnego spędzania wolnego czasu mają wspólną cechę. Jest świetnym usprawiedliwieniem dla nicnierobienia. A wystarczy rzucić okiem za miedzę, gdzie połączono entuzjazm do działania młodych mieszkańców z możliwościami, jakie daje władza i unijne środki. Pod warunkiem, że się chce i potrafi ich szukać i pozyskiwać.

Grzegorz Skwarek