Czy Pierwsza Dama jest kobietą?
Po prostu grzecznie sobie siedziałyśmy „pod ścianą”, trochę gawędząc, a trochę się integrującym przyglądając. Na skinienia zapraszające do wspólnej zabawy odpowiadałyśmy uśmiechem i - jednak - odmową. Po pewnym (wcale niedługim) czasie podeszła do nas jedna z uczestniczek z zapytaniem, czemu tak siedzimy.
Nasza odpowiedź najwyraźniej jej nie zadowoliła, bo nasłała na nas drugą zabawowiczkę. A potem to już zaczęła się istna wędrówka ludów. Wydaje mi się, że nie skłamię, jeśli powiem, że w ciągu pół godziny byli przy nas chyba wszyscy imprezowicze i zadali wszystkie możliwe pytania. A potem skomentowali – i przeważnie była to opinia oceniająca nas jako zadufane w sobie, pogardzające innymi istoty. Podzieliłam się wtedy z prowokatorką spostrzeżeniem, że nigdy – nawet bawiąc się jak najlepiej – aż tak nie zaistniałam. – A widzisz! – i to był cały komentarz, jaki usłyszałam.
Tak mi się jakoś (może się komuś wydać, że nieskromnie, ale co mam z tym zrobić, skoro już?) skojarzyło to zdarzenie z ostatnim Kongresem Kobiet i Wielką Nieobecną tam prezydentową Agatą Kornhauser-Dudą. Pierwsza Dama mimo zaproszenia nie pojawiła się wśród – jak to mówią same o sobie – pełnych „energii, frywolności i umiejętności podnoszenia głosu” kobiet. No i jeszcze, oczywiście, pełnych mocno podkreślanej dziewczyńskości.
Słowem – zawiodła. Zawiodła na całej linii. Zresztą nie pierwszy raz. W ubiegłym roku zamiast z postępowymi feministkami spotkała się z kobietami z Kół Gospodyń Wiejskich. To chyba nie ma się co dziwić, że postępowe feministki były i rozczarowane, i zirytowane tym, że pani prezydentowa „nie jest ani zaangażowana, ani solidarna. I że Polki nie są dla niej partnerkami”. Znaczy się – jeśli dobrze rozumiem tok myślenia kongresmenek – te z kół gospodyń nie są ani Polkami, ani godnymi zaangażowania i solidarności prezydentowej. Poza tym, bulwersują się kongresmenki, co to za Pierwsza Dama, która nie uczestniczy w czarnych marszach, nie walczy o prawo do aborcji na życzenia, a parasolki używa wyłącznie jako ochrony od deszczu.
Nie inaczej, tylko musi być zahukana przez męskich szowinistów, którzy jej żyć-oddychać nie dają. Ale gdyby choć raz jeden na wspomniany kongres się pofatygowała, to by zyskała tak potrzebną jej świadomość. Oczywiście, taką, jaką uznają za jedynie słuszną kongresmenki.
Reasumując: nie biorąc udziału w kongresie, nie wypowiadając się ani słowem na „jedynie słuszne” tematy, narobiła Agata Duda takiego szumu, że hej. A że szumi nie w tej tonacji, co kongresowe wiatry takie jak Magdalena Środa, Joanna Scheuring-Wielgus czy Robert Biedroń (sic!)? No to się jej dostało!
Ejże, zagorzałe feministki, podobno walczycie o prawa kobiet. A o prawo Pierwszej Damy do własnego zdania to już nie? Czyli że – ona nie jest kobietą?
Anna Wolańska