Komentarze
Czy się stoi, czy się leży...

Czy się stoi, czy się leży…

Realizacja rządowego programu mającego na celu wzrost dzietności rozkręciła się na dobre. Samorządy prześcigają się w informowaniu opinii publicznej o liczbie przyjętych wniosków, a zaraz potem - o wysokości wypłaconych kwot. Ponoć nawet tworzony jest ranking, które miasto zrobi to szybciej...

Jednocześnie ucichły głosy przeciwników prorodzinnego programu. Nikt z członków opozycji nie zapowiedział jeszcze, że postawi się rządowi i mimo uprawnień nie skorzysta z programu 500 plus. A po wsparcie sięgają nawet najbogatsi rodacy, jak choćby pani prezes piłkarskiego klubu Warta Poznań, mimo że jej majątek jeden z tygodników wycenił na 18 mln zł.

Nie słychać też jakoś o kobietach, które dodatkowy zastrzyk pieniędzy miał zabarykadować w domach, czyli jakoby zmusić do rezygnacji z pracy. W brodę plują sobie zapewne ci, którzy, zamiast powiększać rodzinę, zajęli się podwyższaniem kwalifikacji czy szukaniem dobrej pracy, żeby móc spłacać kredyt mieszkaniowy. Teraz mogą liczyć tylko na siebie…

Jak się okazało, największym zagrożeniem dla powodzenia planu zwiększenia przyrostu naturalnego mogą stać się komornicy. Jeden z nich próbował zabrać matce sześciorga dzieci 3 tys. zł na poczet spłaty długów. Wkrótce jednak wycofał się z egzekucji. Pieniądze z programu mają być bowiem nietykalne. Komornicy tłumaczą się jednak lukami w przepisach. Ponoć, kiedy kasa trafia na rachunek bankowy, traci swoją tożsamość, a więc nie ma możliwości zweryfikowania, skąd pochodzi. Spokojnie, ministerstwo sprawiedliwości nad wszystkim czuwa – chce dyscyplinować zachłannych komorników karami finansowymi.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że humor naszym wielodzietnym i bezdzietnym rodakom może zepsuć Szwajcaria, która w dbaniu o swoich obywateli poszła jeszcze dalej. Być może już niedługo państwo kojarzone z serami, bankami i zegarkami będzie pierwszym krajem z zagwarantowanym minimalnym miesięcznym dochodem. I to zupełnie za nic! A chodzi w przeliczeniu o, bagatela, 10 tys. zł miesięcznie. Tyle bowiem, zdaniem pomysłodawców rozwiązania, zapewni przeciętnemu Szwajcarowi zaspokojenie minimum życiowych potrzeb. No cóż, Szwajcaria to bogaty kraj, nie muszą sobie żałować. Najciekawsze jest to, że za tym pomysłem bądź przeciwko niemu mają wypowiedzieć się sami obywatele w referendum, które odbędzie się na początku czerwca! Mało tego: zdecydują nie tylko, czy w ogóle chcą wprowadzenia nowego prawa, ale też, czy wolą otrzymywać „pensję” miesięcznie, czy ok. 2,5 tys. zł tygodniowo. To jeszcze nie wszystko – jeśli ktoś ma dzieci, co tydzień może otrzymać dodatkowo ok. 600 zł na każdą pociechę! Dochód gwarantowany mieliby otrzymywać nie tylko obywatele Szwajcarii, ale również legalnie przebywający w kraju obcokrajowcy.

I na koniec najlepsze – wielu obywateli jest przeciwko zmianom. Wskazują, że rozdawanie pieniędzy może spowodować wzrost bezrobocia w kraju. Są też tacy, którym nie podobają się wysokie koszty przedsięwzięcia i pochodzenie środków, które miałyby być czerpane z podatków i ubezpieczeń społecznych. Aż 56% Szwajcarów ma nadzieję, że projekt nie zostanie zatwierdzony. Cykorzy z tych Szwajcarów. Tylko 2% przyznało w ankiecie, że po otrzymaniu pensji od państwa nie będzie zawracać sobie głowy pracą. Pewnie z troski o stan gospodarki większość obywateli tego alpejskiego kraju zadeklarowało chęć kontynuacji pracy po wejściu nowych przepisów.

Mieszkańcy kraju nad Wisłą na pewno nie mieliby podobnych skrupułów. Niech no tylko Szwajcarzy zatwierdzą nowe prawo, wtedy znowu może wzrosnąć emigracja zarobkowa…

Kinga Ochnio