Czy to jest zaszczyt? Czy prześladowanie?
- Jakbyś już poszła, to chociaż karnetu od razu sobie nie kupuj - sceptykuje. - Najpierw sprawdź, o co naprawdę tam chodzi. Żeby znowu nie było. Oficjalnie się oburzam, ale po cichu robię rachunek sumienia. Przyznaję, zdarzały się nietrafione karnetowe inwestycje, ale jak on takich nie miał, to niech rzuci kamieniem. A jak nie chce się za mnie wstydzić, to niech inwestuje. Wiedziałam jednak, że za uwagą o niekupowaniu od razu karnetu coś jeszcze kryć się musi. Jak zawsze - miałam rację.
„Szalejące nad Polską wichury napędziły wytwarzanie prądu przez wiatraki. Przez większość godzin poniedziałku produkcja polskiej energetyki wiatrowej przekraczała 6 GWh, czyli wyjątkowo wysoki poziom, nieosiągalny jeszcze kilka miesięcy temu” – podały któregoś dnia publikatory. Wiadomo, że takich informacji nie ogłaszały dla mnie, tylko dla Najlepszego. Ale mnie przypomniały rozmowę o karnetach. I znowu miałam rację!
– Bo jakbyś… – zaczął Najlepszy niedługo po usłyszeniu wspomnianego komunikatu. – Jakbyś tak na przykład znalazła siłownię z napędem…
Żachnęłam się. Już kiedyś chciał mi kupić rower z zasilaniem, żebym nie musiała kręcić pedałami. A ja, dziękować Bogu, mam jeszcze tyle siły, żeby własną osobą popedałować. Albo pochodzić po bieżni, albo po steperze czy coś. – Źle mnie zrozumiałaś – ożywił się Najlepszy. – Chodzi o to, żebyś nie na darmo to wszystko robiła. Prąd tak zdrożał… Jakby cię podłączyć, żebyś wytwarzała… Nie musiałabyś wtedy im płacić.
No halo! Nawet upodlenie powinno chyba mieć jakieś granice! Jednakowoż ciekawość, ten pierwszy stopień do piekła, zawiodła mnie przed komputer i cichcem kazała sprawdzić, o co jemu idzie. A szło.
„Wyciskamy z siebie siódme poty, żeby palić tłuszcz i zwiększać masę mięśniową, dlatego w ostatnich latach siłownie rosną jak grzyby po deszczu. Moda na szczupłą sylwetkę trwa, a dodatkowo w związku z równie modnym tematem ekologii pojawiła się idea, żeby wykorzystać ten potencjał ludzki w lokalnej energetyce…”
Wooow! Idźmy dalej. „Będąc w normalnej formie i pedałując solidnie, przez godzinę możemy wygenerować od 60 do 120 watów energii. Gdybyście byli kolarzami pokroju Czesława Langa, Ryszarda Szurkowskiego albo Zenona Jaskuły, to wtedy tej energii wyprodukowalibyście nawet 400 W!” Eureka!
Od tygodnia w domu cisza i spokój. – Rower u nas jest, steper jest, można by jeszcze jaką bieżnię dokupić… – kalkuluje Najlepszy. I kombinuje, jak tu by mnie do tego wszystkiego podłączyć, żebym maksymalnie prądu wytwarzała.
Czemu jednak z całego domu tylko właśnie mnie? Ot, panie, zagwozdka.
Anna Wolańska