Czysty absurd
Otóż miałem pilną potrzebę pojechania do stolicy kraju i wjechania swoim pełnoletnim już samochodem do centrum miasta. A ponieważ od kilkudziesięciu dni w metropolii krewko zarządzanej przez uśmiechniętą ekipę pana Trzaskowskiego istnieje strefa czystego transportu, postanowiłem nieco o niej poczytać, aby dowiedzieć się, czy mój - według klimatycznych zamordystów - nieekologiczny pojazd spalający niespełna 5 l ropy na 100 km w ogóle może się tamtędy przetoczyć.
Po wklepaniu w przeglądarkę internetową frazy „strefa czystego transportu”, na ekranie komputera od razu wyświetlił się tekst zatytułowany: „Ile razy możesz wjechać swoim autem do centrum Warszawy? Nikt nie wie…”. Po przeczytaniu pierwszych zdań – datowanego na koniec lipca artykułu – wiedziałem, co sądzić o najnowszej warszawskiej inicjatywie ekologicznej. „Uchwała o strefie czystego transportu w Warszawie nie nadaje się nawet, żeby po wydrukowaniu podeprzeć nią nogę od stołu” – brzmiał wstęp. Dalej było już tylko ciekawiej. Jak się okazuje, od zakazu wjazdu do strefy niespełniającym norm samochodem jest kilka wyjątków. I tak do strefy można wjechać dowolnym samochodem cztery razy w ciągu roku kalendarzowego. Odpowiedni artykuł uchwały miasta stołecznego głosi: „Wszystkie pojazdy samochodowe niewymienione w ust. 1-12 nie więcej niż 4 dni w ciągu roku kalendarzowego”. Co dokładnie znaczy to sformułowanie, dokument, niestety, nie precyzuje. Czy zatem do strefy – w jednym z owych czterech dni – można wjechać tylko raz i po wyjechaniu nie można już tego samego dnia do niej wrócić? A może w każdy z czterech przewidzianych prawem dni można wjeżdżać i opuszczać strefę niezliczoną ilość razy? Kolejna kwestia dotyczy choćby tego, kto i w jaki sposób ma ustalać, ile razy dany samochód znalazł się w „zakazanej strefie”. Z informacji Zarządu Dróg Miejskich wynika, że ów w ogóle nie zajmuje się egzekwowaniem przepisów związanych ze strefą czystego transportu. ZDM tylko ją wyznacza i wydaje zezwolenia (zieloną naklejkę na szybę za 5 zł) umożliwiające wjazd na jej teren. Ilości wjazdów (poza nielicznymi przypadkowymi zatrzymaniami obywateli jadących autem niespełniającym warunków) nie ewidencjonuje ani policja, ani straż miejska. Zatem kierowca, by otrzymać przewidziany przepisami mandat w wysokości 500 zł za nieuprawniony wjazd do strefy, wcześniej powinien być zatrzymany przez mundurowych cztery razy w ciągu roku.
Uzbrojony w tę wiedzę oraz jeszcze kilka niewymienionych tu absurdów, przez nikogo nieścigany, niefotografowany i niekontrolowany, przejeżdżając wzdłuż i wszerz przez oznakowane zielonymi tabliczkami warszawskie ulice, załatwiłem potrzebę i – przez nikogo nieniepokojony – szczęśliwie wróciłem do domu.
Teraz siedzę i podziwiam warszawskich urzędników, którzy odwalili kawał porządnej biurokratycznej roboty. Zrobili coś, czego nikt nie egzekwuje, co jest nikomu do niczego niepotrzebne i co nie przynosi żadnych wymiernych efektów. Urzędniczy bubel nie służy na pewno żadnej ekologii. A skoro nie jej, to może wszystko ma związek z jakąś ideologią, lobbingiem, polityką, nachalną manipulacją danymi oraz cynicznym wykorzystywaniem tematu do podbijania internetowych zasięgów różnej maści i płci celebrytom…
Leszek Sawicki