Komentarze
Czytanie ze zrozumieniem

Czytanie ze zrozumieniem

Sztuka wskazana w tytule niniejszego felietonu, niestety, zdaje się odchodzić w zamierzchłą przeszłość. Większość poprzestaje na odczytaniu tytułu prasowego lub serwisowego, całą resztę dopowiadając sobie z dowolności tego, co nazywa intelektem.

Widać to szczególnie w komentarzach internetowych, w których co chwila pojawia się dramatyczny apel: „Doczytaj do końca, bo głupoty piszesz”. Fakt niechęci do czytania ze zrozumieniem wykorzystują zresztą wszyscy macherzy manipulujący opinią społeczną za pomocą mediów. Wystarczy, że w tytule zamieszczą informację, iż pod zarzutem pedofilii zatrzymano jakiegoś duchownego, fala ataków rzuca się na Kościół katolicki, chociaż z tekstu wynika, że mamy do czynienia z duchownym prawosławnym, protestanckim lub nawet rabinem żydowskim. Trudno jednak wymagać od istot przekonanych o własnej doskonałości, by zauważały swoje braki. Tymczasem dla nikogo nie stanowi tajemnicy to, iż dzisiejsze społeczeństwo jest hodowane w przekonaniu, że jego członkowie rodzą się z iście boską doskonałością intelektualną, której nie trzeba ani kształcić, ani szlifować. Powyższy passus umieszczam na początku tego felietonu, ponieważ w ostatnich kilkunastu dniach pojawiły się dość ciekawe doniesienia medialne.

Z pozoru niczym się ze sobą nie łączące, a jednak pokazujące to, z czym mamy do czynienia w dzisiejszej technice sterowania społecznościami.

 

Czarnoskóry męczennik

Sprawa G. Floyda zdaje się przechodzić w zapomnienie, zwłaszcza po wydanym wyroku na policjanta, który ponoć go zabił. Tymczasem powstały bądź uruchomiony na kanwie tamtych wydarzeń ruch społeczny, określany skrótem BLM, staje się coraz głośniejszym graczem na politycznej scenie USA. Już nie plądruje sklepów i nie doprowadza do zamieszek ulicznych, gdyż te ostatnie były tylko elementem napędowym społecznych emocji, ale kieruje konkretne propozycje rozwiązań ustawowych. O tym jednak nie słychać zbyt mocno wśród dotychczasowych zwolenników klękania lub innych form „korzenia się rasy białej” przed potomkami (w dziesiątym lub nastym pokoleniu) niewolników z plantacji amerykańskich. Potomkowie ci zresztą żyją dzisiaj dość dostatnie, o czym można przekonać się chociażby oglądając programy dotyczące np. kupowania domów i ich przeróbek (amerykański odpowiednik naszej pani Szelągowskiej). Tymczasem w propozycjach legislacyjnych BLM można odnaleźć następujące kwiatki: dekryminalizacja narkobiznesu, prawa wyborcze dla nielegalnych imigrantów, cięcia finansowe dla policji, dochód gwarantowany dla wszystkich, komisja ds. reparacji dla czarnych, częściowa abolicja dla więźniów zakładów karnych. Na pierwszy rzut oka widać dokładnie, że zasadniczym celem owego ruchu nie jest tylko realne lub sentymentalne zadośćuczynienie dotkniętym wykluczeniem społecznym, ale realne rozbicie struktury państwowej poprzez wprowadzenie w jej krwioobieg elementów kryminalnych usankcjonowanych działaniami ustawowymi.

 

Nie tylko Stany

O charakterze międzynarodowym owych poczynań (dezintegracja dotychczasowych społeczności państwowych) świadczy chociażby list emerytowanych wojskowych francuskich, skierowany 21 marca 2021 r. do prezydenta Emmanuela Macrona. W liście tym wskazują jego twórcy na kilka zasadniczych elementów, które mają doprowadzić do wspomnianej wyżej dezintegracji. Zaliczają do nich: ideologię antyrasizmu, islamizm, czynienie kozła ofiarnego z  policji oraz uznanie ataków na policję i wojsko za coś normalnego w społeczności państwowej. Wydaje się, że wskazany katalog jako żywo przypomina to wszystko, co dzieje się za oceanem. Ciekawostkę, zapewne zupełnie niezrozumiałą dla polskich zwolenników reparacji rasowych, stanowi wskazanie, iż to właśnie antyrasizm jest promowany dzisiaj tylko w jednym celu: aby wywołać niepokój, a nawet nienawiść między społecznościami w ramach państwa, zaś aktywiści propagujący antyrasizm są „nienawistnymi i fanatycznymi partyzantami” dążącymi do wojny rasowej. Powie ktoś: bajdurzenia staruszków. Czyżby? Warto przypomnieć niedawny sondaż, który wskazuje, że 74% Francuzów uważa, iż antyrasizm ma odwrotny skutek. Nad Sekwaną nie jest też niczym niezwykłym mówić o groźbie wojny, a nawet wojny domowej wybuchającej na francuskiej ziemi. W 2015 r., po tym, jak islamiści zabili 130 osób na ulicach Paryża, prezydent François Hollande ogłosił, że Francja jest w stanie wojny. W 2016 r. Patrick Calvar, szef DGSI (francuskiej agencji bezpieczeństwa wewnętrznego), powiedział, że Francja jest na krawędzi wojny domowej. A inna grupa generałów właśnie opublikowała krótki raport o tym, jak wypowiedziano wojnę hybrydową Francji. Andrea Socci całkiem niedawno, w 2019 r., sformułował tezę, iż fakt globalizacji nie jest tylko nieuniknionym procesem narastającym pod wpływem informacyjnego zbliżania się ludzi do siebie, ile raczej skonstruowanym modelem nowego społeczeństwa nastawionego na hodowlę homo sapiens. Pierwszą ofiarą tej inżynierii są tradycyjne państwa narodowe.

 

Papieska awangarda

Trzeba jednak i to powiedzieć, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest socjalizacja elementów państwowych. Ze słusznej idei solidaryzmu społecznego w ostatnich 60 latach uczyniono przykrywkę do wprowadzania uzależnienia finansowo-prawnego obywatela od aparatu państwowego, który dodatkowo sam uzasadnia, co jest dla tegoż obywatela dobrem. Nie jest to krytyka pomocy społecznej, ale konstrukcji państwowej, w której decydentem staje się urzędnik. Jest on alfą i omegą wszystkiego, co może spotkać obywatela. A to jest najkrótsza droga do ideologizacji życia społecznego. Nawet w Polsce dokładnie to widać. Dlatego każda próba ukrócenia wszechwładzy urzędniczej jest jutrzenką nadziei. W tym kontekście decyzja papieża Franciszka o ukróceniu finansowych żądań urzędników watykańskich stanowi jaskółkę nowości. Papież stwierdził m.in., że zwyczajowe prezenty dla pracowników Watykanu nie mogą przekraczać 40 euro. Przenosząc to na polski grunt, okazuje się, że nad Wisłą nie przekraczałyby one 90 zł (relacja średniej pensji we Włoszech do wyznaczonego przez papieża limitu oraz średniej pensji w Polsce wg GUS). Tylko że biorąc po uwagę trudność z czytaniem, informacja ta raczej nie dotrze do państwowych i kościelnych urzędników między Odrą a Bugiem.

Ks. Jacek Świątek