Dać czy nie dać?
Historie o naciągaczach zarabiających na ulicach po kilkaset złotych dziennie, opowieści o dzieciach, które obdarowane kanapką czy owocem wyrzucają je z odrazą za płot, o klinicznej wręcz niechęci do pracy (ponoć) schorowanych młodych mężczyzn wyciągających rękę po pomoc, rzekomych wypadkach świadomych okaleczeń mających pomagać w budzeniu litości robią swoje. Z drugiej strony rodzą się pytania: A jeśli ten człowiek rzeczywiście potrzebuje pomocy? Ja przecież nie czuję głodu, jestem ciepło ubrany – on marznie w deszczu. Na ile jestem w stanie ocenić jego rzeczywiste położenie? A jeśli się mylę? Przecież Jezus mówił: błogosławieni miłosierni…
Różne koncepcje
– Zawsze daję, nawet jeśli jest to 20 groszy. Żeby nie wyjść z wprawy, nie zobojętnieć – tłumaczy Marta. – To takie ćwiczenie, które ma mnie ochronić przed skamienieniem serca. Nie zastanawiam się nad sytuacją spotkanego człowieka. Skoro tu jest, widocznie ma jakiś ku temu istotny powód.
– Nigdy w życiu! Omijam żebraków szerokim łukiem – kontruje zdecydowanie Wiesiek. ...
Ks. Paweł Siedlanowski