Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Daleko od…

Czy zdarzyło się kiedyś Państwu, że wchodząc do sklepu obuwniczego napotkaliście jego właściciela, który natychmiast zaczął Was przekonywać, że jego działalność w tym miejscu jest jak najmniej związana z obuwiem jako takim, a jedynym jego marzeniem jest dogodzenie wszelakim Waszym chętkom?

Cóż, byłby to obrazek wręcz kuriozalny. Przecież właśnie po to idę do sklepu, aby kupić tam asortyment, na który właśnie mam ochotę. Co prawda w naszej polskiej rzeczywistości pamiętamy sceny rodem z „Misia”, gdy dowiadywaliśmy się, że w drogerii sprzedaje się świeżutki schab. Lecz była to rzeczywistość siermiężnego PRL-u, o której większość z głosujących dzisiaj raczej chce zapomnieć. Tymczasem hasłem wyborczym „jedynej dzisiaj partii postępu (we własnym mniemaniu)” jest slogan „Nie róbmy polityki. Budujmy… (dowolnie wstawić)”. Przypomina to pewne zdanie prezydenta USA (dzisiaj, jak uważa pan Graś, rzecznik rządu, obcego nam mocarstwa), które głosiło „Po pierwsze – gospodarka!”. Społeczeństwo Stanów Zjednoczonych odpowiedziało dość sarkastycznie: „A po siódme – nie kradnij!”, zaś sam prezydent zapamiętany został nie jako specjalista od gospodarki, ale raczej od damskich wdzięków, a jednymi z nielicznych śladów, jakie po sobie pozostawił, były plamy na damskiej garderobie i żona w roli Sekretarza Stanu USA.

Kak skazał dziadzia Marks

Mówiąc jednak całkiem poważnie, język dzisiejszej debaty politycznej jest językiem doskonale operującym sztuką kamuflażu. Starannie ma ukryć przed społeczeństwem właściwe znaczenia słów, a przynajmniej podsunąć pod nie inną niż normalnie używana treść. Przyglądając się działaniom partii, która promuje się poprzez wspomniany powyżej slogan, można zauważyć pewien idiotyzm, jeśli nie nadużycie. Otóż w czasie kampanii parlamentarnej każdy z kandydatów obiecywał, że dzięki jego poparciu powstanie to czy tamto w przestrzeni bliskiej wyborcy. Obiecywano pozyskiwanie dotacji, działania na rzecz budowy tej czy tamtej obwodnicy, przeciwstawianie się zamykaniu szkół etc., a więc to, za co odpowiedzialne są samorządy. Natomiast dzisiaj, gdy rozgrywa się ostatni etap walki o miejsca we władzach samorządowych, lider partii na konwencji w Warszawie mówi coś o niedopuszczaniu do zaogniania się walk polsko-polskich czy też o podziałach w skali całego kraju, co właściwie nie jest domeną władz samorządowych, ale właśnie centralnych. Mam więc niejasne wrażenie, że zdaniem Donalda Tuska miejscem rozwiązywania problemów z uruchomieniem nowej oczyszczalni ścieków w przysłowiowym Pcimiu Dolnym (skądinąd miłe miasteczko) jest parlament i rząd, zaś za relacje pomiędzy ideowo różnymi partiami – jest samorząd. Tylko że to jest właśnie wprowadzanie polityki rozumianej jako walka partyjna, do samorządu, a więc coś zgoła innego, niż głosi hasło wyborcze. Jeśli nie rozumieć tego jako robienie kogoś w konia, to jedynym wyjściem jest zagłębienie się w dzieła Karola Marksa i innych „świetlanych” postaci tegoż nurtu, aby odkryć zapomnianą teorię dialektyki społecznej, zgodnie z którą teza spotyka się z antytezą, aby wyprodukować syntezę. A po ludzku bardziej mówiąc, łączymy wodę z ziemią, by otrzymać błoto. Lub inaczej: oszukać tak, by oszukany czuł dozgonną wdzięczność.

Orwellowskie Ministerstwo Prawdy

Nie chcę znęcać się nad jednym tylko graczem polskiej sceny politycznej, ale jakoś tak się składa, że ten sam wystawia się na ciosy. Rozważając to wyborcze hasło można mieć jednakże i inne wnioski. Otóż dzisiejsza kultura postmodernistyczna (jeśli o jakiejś kulturze można tutaj mówić), nasiąknięta neomarksizmem, za pierwszoplanową swoją działalność przyjęła zmianę języka. Najlepiej widać to w telewizji, gdy prezentująca wiadomości osoba stwierdza, że na placu Zamkowym starły się ze sobą „skrajnie prawicowa młodzież z jej lewicującymi kolegami”. Zabarwienie emocjonalne wyrażeń wskazuje jednoznacznie, po której stronie ma serce wydawca wiadomości. Podobnie w haśle wyborczym słowo „polityka” ma oznaczać nawalankę ideologiczną oraz parcie do władzy za wszelką cenę i dla samej tylko władzy. Zapomina się w ten sposób o klasycznym rozumieniu polityki jako rozumnej dbałości o dobro wspólne, czyli tworzenie bezpiecznej przestrzeni dla rozwoju każdego człowieka. A przy takim rozumieniu właśnie samorządy stanowią matecznik najczystszej polityki. Na takie rozumienie wskazuje również działalność większości partii na świecie, które udział we władzach samorządowych traktują jako początek karier politycznych, ponieważ ktoś sprawdzony w działaniu na terenie „własnego domu” będzie w stanie podjąć odpowiedzialność za „wspólny dom”. Problem jednak w tym, że jeśli „przewodnia siła narodu” uznaje, iż polityka jest domeną powszechnej bijatyki wszystkich ze wszystkimi, to zwalanie odpowiedzialności za dzisiejszy stan wojny domowej w Polsce na przeciwnika politycznego zdaje się cokolwiek naciąganym przedsięwzięciem. I nijak się ma do głoszonych haseł, że jest jedyną siłą w Polsce zdolną ochronić nasze domostwa przed „szerzącą się nienawiścią i walką”. Przypomina w tym strażaka-piromana, który podpaliwszy wcześniej dom ogłasza się jedynym zbawcą rodziny, zdolnym ugasić płomienie.

Idylla Bezpartyjnego Bloku Współpracy z…

Istnieje jeszcze jedna pokusa dzisiejszego świata, a mianowicie mit sprawnych managerów-technokratów. Mówiąc innymi słowami głosi się pogląd, że najlepszymi w zarządzaniu gminami czy miastami są bezpartyjni specjaliści od zarządzania. Być może, jednakże wydaje mi się, że przed problematyką określenia się ideowego uciec nie można. Każdy włodarz musi mieć jakieś priorytety. A te najczęściej wynikają z jakiś przekonań ideowych. Mając do wyboru alternatywę: wybudować drogę do kościoła czy do baru, będzie musiał w wyborze uznać wyższość jednego nad drugim. A to już jest wybór oparty o wariant ideowy. Nie ma więc ucieczki przed światem idei w wyborach, nawet samorządowych. Dlatego dla mnie osobiście pierwszym i zasadniczym kryterium przy dokonywaniu elekcji władz wszelkiego stopnia jest to, czy w kampanii nie starają się ukryć czegoś przede mną, ubrać w ładne słówka czy też dialektycznie wskazywać na własną wyższość wobec innych. Mając do wyboru pomiędzy różnymi hasłami wyborczymi, na pierwszym miejscu stawiam: „Po pierwsze – nie kłam!”

Ks. Jacek Świątek