Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Dekomunizacja wchodzi w życie

Lokalne władze mają rok, by usunąć z przestrzeni publicznej nazwy, które upamiętniają osoby, organizacje, wydarzenia i daty symbolizujące komunizm lub propagujące ten system - tak wynika z podpisanej pod koniec maja przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy o dekomunizacji.

Na początku lat 90 samorządy w całym kraju masowo zmieniały nazwy ulic i placów, nadając im często niedozwolonych w poprzednim systemie patronów. W miastach i miasteczkach zaroiło się od ulic Jana Pawła II, Józefa Piłsudskiego, Solidarności czy Armii Krajowej. Dzisiaj - mimo że od przemian ustrojowych minęło już 26 lat - wciąż można znaleźć przykłady komunistycznych pozostałości.

Ślady minionego systemu odnajdziemy także w miastach regionu, m.in. w Kodniu, gdzie stoi pomnik wdzięczności Armii Radzieckiej. Obelisk poświęcony pamięci czerwonoarmistów znajduje się też w Łukowie. Z mapy miasta nie zniknęła również ulica Armii Ludowej. W Siedlcach mamy ul. Armii Czerwonej. Biegnie ona tuż obok cmentarza, na którym spoczywają żołnierze radzieccy polegli w trakcie walk toczonych o wyzwolenie Siedlec w 1944 r. Również w Rykach znajdziemy ulice, którym patronują: komunistyczna działaczka Hanka Sawicka oraz Jan Krasicki czy generał, który się „kulom nie kłaniał”, czyli gen. Karol Świerczewski. W całej Polsce – jak wynika z wyliczeń autorów projektu ustawy dekomunizacyjnej – jest ok. 1,5 tys. miejsc, które swoimi nazwami upamiętniają system komunistyczny. Podpisana pod koniec maja ustawa ma sprawić, że znikną one z map miast i miasteczek.

Do zmiany

Projekt ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej przygotowali senatorowie PiS. W lutym senat podjął inicjatywę legislacyjną w tej sprawie. Zgodnie z ustawą nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej – w tym nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego – dróg, ulic, mostów i placów, nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani proklamować go w inny sposób. W ustawie określono, że „za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944-1989”.

Ważna rola wojewody

Decyzję o stwierdzeniu nieważności uchwały nadającej nazwę budowli, obiektowi lub urządzeniu użyteczności publicznej – jeśli nosiłyby nazwę niezgodną z ustawą o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego – będzie podejmował wojewoda. Wcześniej jednak jest zobowiązany do zasięgnięcia opinii Instytutu Pamięci Narodowej – komisji ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. W razie zakwestionowania nazwy władze samorządowe mają trzy miesiące na to, by nadać danemu obiektowi imię nowego patrona.

Jeśli samorząd nie zmieni w wyznaczonym czasie dawniej nadanej nazwy, z mocy ustawy uznanej za zakazaną, wojewoda wyda w terminie trzech miesięcy zarządzenie zastępcze po zasięgnięciu opinii IPN.

W dokumencie zapisano, że zmiana nazwy dokonana na podstawie ustawy nie będzie miała wpływu na ważność dokumentów zawierających nazwę dotychczasową. Oznacza to, że np. dowód osobisty, mimo nowej nazwy ulicy, przy której mieszka osoba legitymująca się nim, będzie miał moc prawną aż do momentu upłynięcia terminu ważności.

Zdecydowano też, że pisma oraz postępowania sądowe i administracyjne w sprawach dotyczących zmiany nazwy dokonanej na mocy ustawy w księgach wieczystych, rejestrach, ewidencjach i dokumentach urzędowych będą wolne od opłat.

Mniejsze wpływy do budżetu

Jak zaznaczono w uzasadnieniu do projektu ustawy, jej wejście w życie wiąże się z kosztami dla budżetu państwa w postaci zmniejszenia dochodów spowodowanego zwolnieniem z opłat oraz zwiększeniem wydatków związanych z wymianą dokumentów. Również samorządy będą musiały wysupłać z własnych budżetów dodatkowe fundusze. Będą one potrzebne nie tylko na wymianę dokumentów, ale też na tablice z nowymi nazwami ulic. „Należy pamiętać, że obywatele będą ponosić koszty związane z wymianą dokumentów (inne niż opłaty – np. koszty fotografii zamieszczanej w dokumentach, koszty przejazdów, utracony zarobek), tabliczek oznaczających posesje oraz takie koszty, jak wymiana szyldów, wizytówek, papieru firmowego, koszty poinformowania nadawców korespondencji, koszty zmiany ogłoszeń i reklam” – napisano w uzasadnieniu.

Co na to samorządy?

– Zgodnie z określonym w ustawie terminem wypełnimy ten obowiązek – zapewnia burmistrz Ryk Jarosław Żaczek, podkreślając, iż ustawa jest zgodna z jego przekonaniami. – Dwie z ulic, którym patronują komunistyczni działacze, przechodzą gruntowną modernizację. To dobry moment, by oprócz wyglądu zewnętrznego zmieniły także swoje nazwy. Oczywiście ich wybór będzie dokonamy po konsultacji z mieszkańcami – zaznacza, zwracając uwagę, iż dzięki przepisom, zgodnie z którymi nie trzeba będzie ponosić kosztów związanych z wymianą dokumentów, do zmiany uda się przekonać nawet tych, którzy do ustawy podchodzili z rezerwą.


Możemy uhonorować bohaterów naszych małych ojczyzn

PYTAMY prof. Jana Żaryna, historyka i senatora Prawa i Sprawiedliwości, współautora projektu ustawy dekomunizacyjnej

Czym tak naprawdę jest dekomunizacja i jak powinna wyglądać?

Historycznie pojęcie dekomunizacji odnosi się do początku lat 90 XX w., kiedy to w programie środowisk wywodzących się z Solidarności i Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego powstał postulat nawiązujący do dziejów powojennych Zachodnich Niemiec, by budowa demokratycznego państwa w Polsce odbyła się bez udziału tych, którzy byli odpowiedzialni za instalowanie i podtrzymywanie wbrew woli narodu obcego systemu totalitarnego w latach 1944-1989. To niepodległościowe środowisko przegrało wówczas tę batalię z koalicją postkomunistyczną wspartą przez aktywną część solidarnościowych elit, dla których większym wrogiem od postkomunistów stali się Polacy o wrażliwości sięgającej systemu wartości obecnemu w przestrzeni publicznej II RP. Dziś mówimy jedynie o dekomunizacji ulic, pomników itd.

Dlaczego dekomunizacja polskich miast odbywa się tak opornie?

Pojęcie homo sovieticus to nie hasło, a rzeczywistość. Przez wiele dziesięcioleci byliśmy jako zatomizowane społeczeństwo poddawani ideologicznemu projektowi budowy nowego człowieka. Szczęśliwie przedsięwzięcie to nie powiodło się, ale pamięć o PRL pozostała nierówna. Dla wielu Polaków był to okres względnego spokoju i budowy rodzinnego życia, czasem jedynej młodości. Tamtejsza propaganda o awansie i równości przyniosła mentalne skutki. A dziś jeszcze mocniej odzywa się lenistwo i brak energii, by coś zmienić. I nieważne, czy to komunista, czy nie. Nowy adres, nowe pieczątki, i w ogóle po co to komu, skoro nikt nie zna tych patronów – słyszę takie komentarze.

A co z ulicami, które noszą imiona niejednoznacznych osób czy organizacji z historii Polski?

Rzeczywiście jest paleta nazw i nazwisk, z którymi możemy mieć kłopot. Oczywiście nie chodzi tu o np. Berlinga, Popławskiego czy Armię Czerwoną, ale choćby o Armię Ludową. Z jednej strony realizowała ona sowieckie cele militarno-polityczne, ale z drugiej członkowie AL podporządkowali się Polskiemu Państwu Podziemnemu i włączyli się w walki podczas Powstania Warszawskiego.

Samorządy nie ukrywają, że dekomunizacja będzie w niektórych przypadkach sporym wyzwaniem organizacyjnym. Co w sytuacji, gdy np. gmina nie zechce zmienić patrona ulicy?

Ustawa dekomunizacyjna nie daje wyboru: trzeba zmienić. Można jednak wysłać zapytanie do IPN, by rozstrzygnął i podpowiedział, czy dana osoba lub wydarzenie zasługuje na uhonorowanie, czy nie. Warto znaleźć miejsce dla tych, którzy naprawdę zasłużyli się dla rozwoju naszych małych ojczyzn. A zatem korzystajmy z tego czasu, kiedy możemy uhonorować autentycznych naszych bohaterów, także pochodzących z naszych ziem, niemal sąsiadów.

MD