Historia
Delegacja do Petersburga

Delegacja do Petersburga

Wg Haliny Filipczuk tyrańskie nawracanie na prawosławie w parafii Próchenki nie ustało nawet po wizycie jej ojca w Warszawie. Dzień w dzień aż do Wielkanocy [do 28 marca 1875 r. - JG] wyganiano wszystkich z domu, policjanci stawiali w rząd w śniegu twarzą do wiatru całą wieś.

Kto nie szedł dość prędko, tego policjanci i kozacy kopali nogami, poganiali nahajkami, nie pytając, czy pod śniegiem płot czy rów. Pewnego razu jedna kobieta wpadła w dół po kartoflach tak głęboko, że aż znikła, syn chciał ratować, kozacy nie dali.

Jak ją wreszcie wyciągnięto, rękę miała złamaną. Rano zapędzano do sąsiedniej wioski, tam trzymano do pory obiadowej, po południu goniono do drugiej wsi i tam trzymano na mrozie. Tak było przez trzy tygodnie”. Pobici unici przez parę miesięcy ani siedzieć, ani leżeć nie mogło. Jozafat Hryciuk skonał kilka miesięcy. potem. Zmarł również Jan Antoniuk, dostawszy, tak jak Hryciuk, 500 nahajów. Ciało odpadało mu od kości. Zmarła również ciężko zbita gospodyni Lewczukowa i 16-letni Paweł Ignaciuk, który otrzymał 400 nahajek. Ośmiu gospodarzy wywieziono do Rosji. Po sześciu tygodniach udręki wsi Hołubla naczelnik Kaliński zwołał obdartych z mienia 19 gospodarzy pod stojącą za wsią murowaną figurę Chrystusa, pytając, czy namyślili się przyjąć potwierdzenie wiary. Gdy unici odpowiedzieli, że odszczepieństwa nie przyjmują, kazał wyłączyć tych parafian, którzy się odzywali, i dać im na początek po 100 nahajek. Przez sześć dni bito ich po kilka razy dziennie, wciąż pytając, czy przyjmą prawosławie. W końcu już nie odpowiadali, lecz z płaczem otaczali figurę Chrystusa i modlili się. Kalińskiemu nie mogło się w głowie pomieścić, że ta mała „parszywa” wioska, jak ją nazywał, stawia mu taki opór. Kazał więc ludowi wśród mrozów zbierać śnieg z ogrodów i sypać go na drogi i dalej ich batożyć. Byli tacy, którzy w ciągu dwóch dni dostali 400 nahajek i ciało ich nie trzymało się kości. Bydło zostało wyrżnięte, stodoły, komory i spichrze opróżnione. Pod datą 6 marca 1875 r. K. Kraszewski zanotował: „Sprawa unicka z włościanami ciągnie się. Mówią, że w wielu wsiach nie chcą się podpisywać w Bialskiem i Radzyńskiem, cisną ich tam pono i w kozie wielu trzymają, ale ciężko idzie, mówią, że w Radzyńskiem grube pobrali kontrybucje pieniężne”. A opór w parafii Próchenki trwał. H. Filipczuk wspominała: „Rano pędzono ludzi do Szydłówki, potem do Korczówki, ludzi z Próchenek do Olszanki, a z Olszanki do Próchenek i trzymano ich na mrozie cały dzień. Każdego po imieniu wywoływano, kogo nie było, to płacił kontrybucję. Najgorsze było to stanie na dworze, kiedy zaczęło tajać i rozmarzać, bo w tej rozmarzającej wodzie strasznie było stać cały dzień. Jak wody obeschły, to używano ludzi jakby na szarwarki: rowy kazano co dzień kopać, drogi naprawiać, ale w polu nic nie było robione”. Pod datą 15 marca K. Kraszewski zapisał: „Ściągnięto do Białej czy do Siedlec niektórych proboszczów katolickich z tej okolicy, a mianowicie dziekana z Włodawy Piotrowskiego i infułata z Kodnia Zegarta. Pono chodzi o zabranie kościoła” [w Kodniu – JG]. Próchenki cierpliwie znosiły kontrybucje w naturze. Wg H. Filipczuk trzeba było kozaków i ich konie żywić. Co tydzień chodził dyżurny i wybierał od gospodarzy 22 funty chleba, 2 funty słoniny, krup, grochu, kaszy po kwarcie, a jeszcze rżnęli woły, a gdzie nie było wołu, to brali krowy i zabierali drzewo. Pod datą 20 marca K. Kraszewski zanotował: „Chłopi unici k. Parczewa, Łomaz etc. – jak mówią – opór prawosławiu wprowadzonemu stawią, ale przyjętym trybem rzecz się prowadzi, głównym promotorem ma być pono niejaki ks. Liwczak z Białej, naturalnie z Galicji, wyszukany eksunita, dziś prawosławny”. 24 marca dotychczasowy administrator sanktuarium ks. Leon Przesmycki został usunięty z Leśnej Podlaskiej. Pod eskortą przewieziono go do Łukowa i zdegradowano do rangi wikariusza, a kościół zamknięto i otoczono strażą. W pobliskim Nosowie stało w pogotowiu 300 kozaków. 28 marca, w dzień Wielkanocy naszej, zapisała H. Filipczuk, że jedna rodzina, dwaj bracia i siostra z Próchenek poszli do kościoła w [Hadynowie – JG] na Rezurekcję, a jak wrócili, właśnie chcieli jeść, a tu wpadli kozacy na wygnanie ich w pole. Kozak porwał mięso na talerzu, drugi gonił braci i siostrę, żeby szli za tym talerzem. 30 batów wyliczyli i zamknęli wszystkich do kryminału. Pod koniec marca zapisał apostata Liwczak: „Wedle najwyższego rozporządzenia, aby przeprowadzić zjednoczenie, powinna do Petersburga wyjechać delegacja w składzie dwóch chłopów z każdej parafii i 12 dziekanów na czele z Marcelim Popielem. W Warszawie wszystkich przedstawiono gen. gub. hr. Kotzebue”. Pod datą 29 marca K. Kraszewski zanotował: „Dziś drugi dzień świąt Wielkanocnych. Wczoraj od rana śnieg ogromny sypie. Dzień cały sanna. Wielu księży po parafiach w okolicach, gdzie są unici, wezwano to do Lublina, to do Siedlec itp. Kościół kodeński zamknięty i zdaje się, że już otworzony nie będzie”. Dodajmy – cudowny obraz kozacy wywieźli do Częstochowy. Chyba nie zdołano zebrać wymaganej przez władze liczby chłopów, bo wiadomo, że do Petersburga udali się następujący wysłannicy: ks. Mikołaj Liwczak, ks. Jan Pluciński, Tymoteusz Hasiuk, Paweł Dawidziuk, Jan Klimiuk, Maksymilian Makawka, Antoni Jańczuk, Laurenty Borodziuk, Jakub Kamieński i Jan Krać. 5 kwietnia 1875 r. delegacja przybyła do Petersburga. Dwa dni później została przyjęta przez cara Aleksandra II w Pałacu Zimowym. Pierwszy przemówił Marceli Popiel, a po nim M. Liwczak. Car podziękował za trudy i życzył sukcesów. 8 kwietnia delegatów zaprezentowano na posiedzeniu „świętego” synodu prawosławnego. Z rąk metropolity Izydora dziekani otrzymali księgi liturgiczne, a chłopi ikonę i krzyż.

Józef Geresz