Komentarze
Dieta - cud

Dieta – cud

Przeglądając kiedyś przepastne zasoby internetowe, natknąłem się na stwierdzenie (ponoć poparte jakimiś badaniami), że codzienna dziesięciominutowa dawka śmiechu przez rok powoduje przedłużenie życia o pięć lat.

Choć wówczas pomyślałem, że jest to jakaś szarlataneria quasi-medyczna, to dzisiaj dochodzę do wniosku, że jednak ktoś wziął powyższą tezę na poważnie. Wystarczy jedynie zwrócić uwagę na ostatnią prostą kampanii wyborczej, ale nie tylko. „Wyostrzenie się” różnego rodzaju konceptów mających dawać zwycięstwo powoduje nie tylko u mnie salwy śmiechu, a przynajmniej lekkiej kpiny i ironii.

Być może nasi politycy, a zwłaszcza ci, którzy przyczynili się najbardziej do podniesienia wieku emerytalnego, za nic mając budżet ZUS, postanowili przyczynić się walnie do dania nam możliwości skorzystania ze świadczeń emerytalnych, przez śmiech przedłużając nam życie. Choć nie tylko oni starają się usilnie o przedłużenie naszej egzystencji. Całe watahy żurnalistów i dyżurnych komentatorów życia społeczno-politycznego na ostatniej prostej w maratonie do parlamentarnych ław raczą nas „zmyślnymi” wygibasami intelektualnymi, które przy zastosowaniu przaśnej logiki zamieniają się – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – w niezbyt lotny żart.

Panowie dwaj

Ponoć w życiu każdego współczesnego mężczyzny przychodzi taki moment, że sięga po pilota telewizyjnego i znudzony życiem szuka rozrywki, przerzucając kanał po kanale. Nie jestem pewien, czy już osiągnąłem ten stan egzystencjalny, ale w ostatnim tygodniu, pewnego wieczoru, przyłapałem się na tej właśnie praktyce. Natknąłem się wówczas na kanale jednej ze stacji informacyjnych na rozmowę dwóch panów, którzy komentowali bieżącą politykę krajową. Na warsztat wzięli, zresztą zgodnie z linią swojej stacji, prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a szczególnie jego wypowiedź, w której wyraża obawy związane z przybyciem do Polski uchodźców z Bliskiego Wschodu i nie tylko (już dzisiaj wiemy, że w liczbie ok. 100 tys.). Otóż Jarosław Kaczyński w swoich obawach zwrócił uwagę na jakże prozaiczną sprawę, a mianowicie zagrożenie epidemiologiczne. Wydawać by się mogło, że jest to jak najbardziej uzasadnione. Braki w higienie, związane nie tylko z przebytą drogą, ale również z pobytem w ośrodkach dla uchodźców na terenie chociażby Turcji, gdzie stan sanitarny pozostawia wiele do życzenia, uprawdopodabnia taką tezę. Co więcej – każdy turysta wyjeżdżający np. do Egiptu jest przestrzegany, by wykonać wcześniej szczepienia ochronne, a także by nie spożywać nieprzegotowanej wody, ponieważ flora bakteryjna tamtejsza może być niekiedy zabójcza dla nieprzystosowanego europejskiego organizmu. Wydaje się więc, że przybywający z tamtych terenów ludzie mogą być (przynajmniej hipotetycznie) nosicielami pewnych chorób. Normalnie więc winni być poddani badaniom, a przynajmniej winno się wziąć to pod uwagę. Ale wspomniani przeze mnie komentatorzy, powołując się na dywagacje polityków pokroju Andrzeja Celińskiego, grzmieć zaczęli na prezesa, że nie powinien o tym wspominać, ponieważ jego wypowiedź o dezynterii i cholerze jako żywo przypomina… wypowiedzi hitlerowskich barbarzyńców o roznoszeniu przez Żydów tyfusa plamistego. Zbaraniałem, a potem zacząłem się śmiać. Stwierdzenie owych „gadających głów” oznacza nic innego, jak tylko to, że samo rozważanie możliwych realnych zagrożeń dla populacji naszego kraju stanowi… antysemicką nagonkę na biedactwa z siłą tarana forsujące zasieki na węgierskiej granicy. A ja durny myślałem, że podstawą realistycznej polityki jest umiejętność przewidywania różnych, czasem nawet mało prawdopodobnych, ale jednak możliwych konsekwencji wydarzeń. I jak tu się nie śmiać?

Transfer do innej piaskownicy

Lecz powodów do śmiechu w ostatnim tygodniu było więcej. Tradycyjnym już elementem naszej sceny politycznej jest rytualne straszenie dojściem do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Stało się to już na tyle trwałym zwyczajem, że niektórzy twierdzą, iż żadne wybory nie mogą się bez tego obejść, tak jak Boże Narodzenie nie może odbyć się bez wieczerzy wigilijnej. Jedynym oryginalnym momentem tego zwyczaju może stać się podawanie konsekwencji przejęcia władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego, choć i tu po skeczu Roberta Górskiego pole manewru jest cokolwiek zawężone. Być może dlatego każda próba przebicia kabareciarza sama w sobie stanowi doskonały dowcip. A w ostatnim tygodniu na czoło w tej konkurencji wybiła się córka pani premier Ewy Kopacz, która oznajmiła światu, że zrealizowanie się czarnego scenariusza z PiS u steru nawy państwowej spowoduje jej emigrację, np. do Kanady. No, wręcz tragedia narodowa. Furda, dwa miliony naszych rodaków zmuszonych do emigracji zarobkowej, skoro możemy stracić taki kwiat polskiej inteligencji i energii społecznej, jaki stanowi potomstwo pani premier. Strach się bać. Świat zamarł z przerażenia, tkaczki w łódzkich zakładach przełykały bezgłośnie łzy, górnicy bezsilnie zacisnęli dłonie na oskardach, krowy przestały z przerażenia dawać mleko, a kury się nieść, nawet słońce rozważało zatrzymanie swego biegu. Jest tylko mały problem – czy ktokolwiek z szarych obywateli naszego kraju wie, jak na imię ma córka Ewy Kopacz? Czy nie jest ona znana jedynie z tego, że jest córką swojej mamusi? Podobnie zresztą jak niektórzy kandydaci do parlamentu (syn Tadeusza Mazowieckiego czy syn Włodzimierza Cimoszewicza). W jednym z wywiadów Krzysztof Antkowiak (ten od przeboju „Zakazany owoc”) powiedział, że albo jesteś celebrytą, albo dobrze wykonujesz swój fach. Widocznie potomstwo pani Ewy z Radomia wybrało pierwszą ścieżkę rozwojową. I znów paroksyzmy śmiechu dosięgają człowieka, a egzystencja się wydłuża.

Śmiech przez łzy

Niekiedy jednak śmiech bywa gorzki. Mieliśmy możliwość dowiedzieć się w ostatnim tygodniu, że holenderscy śledczy zakończyli prace w sprawie zestrzelenia nad Ukrainą malezyjskiego samolotu w lipcu ubiegłego roku. Całość dochodzenia zajęła im rok i trzy miesiące. Kiedy patrzyłem na częściowo zrekonstruowany ze szczątków wrak samolotu, nie mogłem nie wspomnieć innego wraku, wciąż spoczywającego w Smoleńsku (pięć lat i sześć miesięcy po tragedii). I ze złością myślałem, że działania Holendrów były zasadniczo różne od działań naszych władz. Strona holenderska przeprowadziła rozmowy z rządem ukraińskim, przedstawicielami UE, ONZ, OBWE i Czerwonego Krzyża oraz wystarała się o przyjęcie rezolucji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, która ułatwiła przeprowadzenie niezależnego, międzynarodowego dochodzenia. Negocjacje z separatystami przeprowadzili członkowie OBWE, aby zapewnić międzynarodowym specjalistom bezpieczeństwo podczas pracy na miejscu katastrofy lotniczej. Cztery dni po katastrofie (!) przywódca separatystów ukraińskich zwrócił obie czarne skrzynki zestrzelonego samolotu. Tylko tyle i aż tyle. Pani premier, proszę o tym pomyśleć, kiedy znowu powie pani cokolwiek o przekopywaniu ziemi na metr w głąb i naszych przyjaciołach w Moskwie. Nie chcę więcej śmiać się przez łzy.

Ks. Jacek Świątek