Dla kogo grają kibice?
Tak też było na początku maja po zakończeniu finałowego meczu piłki nożnej o Puchar Polski pomiędzy Legią Warszawa a Lechem Poznań. Połamane barierki, powyrywane krzesełka, zdeptana trawa i starcia z policją – tak wyglądał krajobraz po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie w Bydgoszczy. Konsekwencją było zamknięcie, przez wojewodów mazowieckiego i wielkopolskiego, stadionów Legii i Lecha. Od razu pojawiły się głosy, że sankcje sprowokowane wybrykami chuliganów najbardziej uderzą w kibiców, którzy przychodzą na mecz, aby wspierać swoje drużyny. – Zamykanie stadionów, by skutecznie walczyć z tzw. kibolami (warto zauważyć, że nazwa, która powstała jeszcze przed wojną w województwie poznańskim, była pozytywnym określeniem) nie jest dobrym rozwiązaniem – uważa Wiesław Zawadzki, jeden z najstarszych kibiców siedleckiego klubu piłkarskiego. – Przez garstkę niesfornych kibiców traci sport i ci, którzy chcą oglądać dobre mecze. To przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą – dodaje.
Razem z kibicami pokrzywdzeni mogą się czuć również piłkarze. – Gramy przecież dla kibiców. Kiedy są na stadionie, atmosfera jest fantastyczna – przekonuje Grzegorz Wędzyński, piłkarz i trener piłkarskiego klubu Pogoń Siedlce oraz były reprezentant Polski. Przypomina sobie mecz, kiedy grając w barwach Legii Warszawa w sezonie 1993/94, zdobył mistrzostwo Polski. – Wtedy też kibice Legii wtargnęli na murawę. Daliśmy im swoje koszulki. ...
Kinga Ochnio