Dla przebaczenia?
Potem zajmowało nas kino amerykańskie: „Lista Schindlera”, „Szeregowiec Ryan”. I chociaż są tacy, którzy „Listę Schindlera” uważają za „film częściowo polski”, to bohaterstwo i cierpienie Polaków w mocno przemawiającej do ludzi kinowej przestrzeni gdzieś się zapodziewały.
Cokolwiek przełamały tę tendencję produkcje takie jak „Generał Nil” czy „Katyń”. Mamy jeszcze nagrodzoną Oscarem „Idę”, ale o ile dwa pierwsze filmy można uznać za obrazy historyczne, to „Ida” urzeka przede wszystkim stroną artystyczną. I niebezpiecznie zbliża się do zrównania kata z ofiarą.
Na początek października tego roku zaplanowano premierę filmu „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Znając wcześniejsze dokonania tego reżysera, należy się spodziewać produkcji wysokiej klasy. A jeśli dodamy temat, jakiego „Wołyń” dotyka, można mieć pewność, że będzie to najtrudniejszy w odbiorze spośród filmów Smarzowskiego.
„Opowiadam o ludobójstwie – mówił reżyser w jednym z wywiadów. – Opowiadam o tych wydarzeniach, nie stawiając znaku równości. Przypominam o akcjach odwetowych, ale nie stawiam znaku równości”. To mądre słowa. Za daleko już posunęliśmy się bowiem zarówno w literaturze, jak i filmie (a wielkimi krokami zmierzamy też ku temu w polityce) do postawienia znaku równości pomiędzy mordującymi i mordowanymi.
Wielu ukraińskich aktorów, którym Smarzowski zaproponował role, odmówiło. Pisarka Oksana Zabużko twierdzi, że nazwali ten film szkołą nienawiści. Ale Smarzowski jest przekonany, że jego obraz ma do spełnienia misję. O wydarzeniach na Wołyniu niewiele wiedzą Polacy, wypierają je z pamięci Ukraińcy. Umierają ostatni świadkowie. Więc trzeba o tym powiedzieć. Bo bez nazwania zbrodni, bez opłakania jej nie może nastąpić pojednanie.
Ludobójstwo na Kresach wciąż jest tematem tabu. Reżyser niejednokrotnie wspominał, że instytucje wspomagające kino wycofywały się z finansowego wspierania filmu, kiedy dowiadywały się o jego treści. Już pojawiło się, a po premierze zapewne pojawi się znacznie więcej głosów, które określą film mianem niepoprawnego politycznie, które uznają, że to niedobry czas na emisję takiego obrazu. I że nie ma co wypominać innym ich zbrodni, skoro sami mamy nierozliczone karty historii. Mamy. Ale mamy znacznie więcej historii, tematów, zdarzeń, w których to Polacy są ofiarami albo bohaterami.
„Jestem Polakiem i robię film z polskiej perspektywy” – deklaruje Smarzowski. Mając świadomość, jak trudny podejmuje temat, chciał, aby połowę „Wołynia” zrealizował reżyser polski, a połowę ukraiński. Nie znalazł jednak nikogo do współpracy.
Można się spodziewać, że początek października będzie trudny tak dla Ukraińców, jak i Polaków. Oby były to oczyszczające emocje.
Anna Wolańska