Dno i trzy metry mułu
Kabarety pełniły, pełnią i zapewne będą pełnić ważną funkcję społeczną. Śmiech jest potrzebny także dlatego, by zbudować dystans do siebie. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie będzie gloryfikował prostactwa. Odchodzą najlepsi. Zawsze, gdy to się dzieje, w sercu rodzi się smutek. Owszem, pozostają taśmy filmowe, wspomnienia, dobra pamięć. Ale to zbyt mało. Coś się bezpowrotnie kończy, ginie jakość, której dziś próżno szukać wśród aktorów, artystów. Żal ma też inną przyczynę: nie za bardzo widać następców wielkich mistrzów. Pole kultury, estrady - poza chlubnymi wyjątkami - zaczyna przypominać ugór.
Dominuje popkulturowa papka, większość aktorów, satyryków próbuje dostosować się do (pikujących tragicznie) wymagań publiki, polityków, ramówek telewizyjnych. Humor, kabarety stają się do siebie podobne. Wiadomo, jakie tematy trzeba podejmować, które omijać szerokim łukiem, komu dołożyć, a kogo oszczędzać. Jak ktoś to ujął lapidarnie, coraz więcej trzeba wypić, aby śmiać się z prezentowanych dziś skeczów, czego namacalnym dowodem jest tegoroczny, zakończony niedawno Kabareton, który odbył się podczas Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Dno i trzy metry mułu. Na tym tle strata boli jeszcze bardziej.
Był zawsze sobą
Kilka dni temu pożegnaliśmy Janusza Rewińskiego – aktora, satyryka, przez jakiś czas nawet polityka – posła na Sejm RP. Urodził się 16 września 1949 r. w Żarach. W 1972 r. został absolwentem Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Działalność artystyczną rozpoczął od występów w programie kabaretowym „Spotkanie z Balladą”, emitowanym w TVP2, i krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Przez kilka lat wraz z Zenonem Laskowikiem występował w kabarecie Tey. ...
Siedlanowski Ks. Paweł