Do jednego worka
Ja z trudem radzę sobie z kilkoma reklamówkami i workami, w których oddzielnie gnieżdżą się plastikowe butelki po zdrowych (przynajmniej na etykiecie) sokach, papierowe ulotki informujące mnie o megapromocjach czy szklane pojemniki po wypalonych w długie zimowe wieczory świecach. Mój sąsiad asortyment przeznaczony na utylizację mieści w jednym worku. Wiem, co powie. Nie będzie segregował śmieci, bo mieszka w małym mieszkaniu, gdzie ledwo zmieściły mu się wszystkie potrzebne sprzęty, a mikroskopijny kosz udało mu się upchnąć pod zlewem. Wyrzucanie śmieci kilka razy dziennie też nie wchodzi w grę, bo spędza w pracy po dziesięć godzin. Nie wyobraża sobie, żeby po powrocie do domu zdzierał etykiety z butelek i szorował pojemniczki po jogurtach! W imię czego? Na argumenty, że to w ramach ratowania matki Ziemi oraz dla przyszłości naszych dzieci i wnuków, tylko machnie ręką. Ma też swoją teorię: „Przecież, jak przyjedzie śmieciarka, i tak wszystko idzie do jednego kontenera”. W sumie, czemu miałby się przejmować? W końcu segreguje tak samo jak inni... Tak zaznaczył w deklaracji.
Samorządy dwoją się i troją, żeby zmotywować mieszkańców do selektywnej zbiórki odpadów. Bo przecież chodzi tu o dobro środowiska i – a może przede wszystkim – krążące nad gminami widmo unijnych kar, na które zrzucą się wszyscy, a wtedy na pewno zabraknie na jakiś chodnik. Niestety, próby dotarcia do sumienia i wpłynięcia na bardziej ekologiczne podejście statystycznego Kowalskiego legły w gruzach. Skoro nie można było po dobroci, sięgnięto po cięższy kaliber – uderzono po kieszeni. W takich Siedlcach efekt był natychmiastowy – 70% mieszkańców zajęło się selektywną zbiórką… ale tylko na papierze. Sytuacja zrobiła się patowa. Bo co może zrobić wspólnota mieszkaniowa lokatorowi, który zadeklarował, że będzie segregował śmieci, by płacić mniej za wywóz, ale wcale tego nie robi? Nic, bo nikt nie jest w stanie udowodnić, że nie segreguje… Brak przepisu, który pozwoliłby ukarać nieuczciwych, powoduje, iż dodatkowe koszty zostają doliczone wszystkim mieszkańcom. Do gry weszła odpowiedzialność zbiorowa. A jeśli ktoś zapłaci za sąsiada, który nie segreguje, to w dalszej perspektywie wszyscy przestaną to robić, skoro i tak zapłacą więcej.
To może umieścić kody kreskowe na workach i zainstalować czytniki na pojemnikach? Nie, bo to zbyt drogie rozwiązanie dla spółdzielni czy wspólnot mieszkaniowych. To może kamery przy kontenerach albo wyrzucanie śmieci tylko w obecności ochroniarza? Też nie, bo to przecież złamanie prawa do ochrony wizerunku i jeszcze dodatkowa zrzutka na pensję ochroniarza.
Jakieś inne pomysły? Czy w tym kraju każdy uczciwy człowiek musi tradycyjnie wyjść na pierwszego naiwnego?
Kinga Ochnio