Historia
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Do kart historii złoty klucz

Nie byłem tu 50 lat. Muzeum jest, gdzie było kino. Tu drugie życie dostał grat, który w lamusie ginął - śpiewa Bogusław Kożuch z Łukowa. Słowa piosenki, która ilustruje film o muzeum, odsłaniają rąbek historii Muzeum Regionalnego. I zachęcają do odwiedzenia Woli Osowińskiej.

Rodowity wolanin z muzycznym prezentem przyjechał zaproszony na Noc Muzeów w 2016 r. - ze świadomością, że „w muzeum jest coś, co nie wróci nigdy już”. I chociaż to prawda uniwersalna, to tym, którzy jako dzieci pomagali swemu nauczycielowi Wacławowi Tuwalskiemu zbierać stare sprzęty, ocalając przed zniszczeniem, dzisiaj kojarzy się z najlepszymi latami życia. Muzeum założył w 1977 r. ówczesny prezes powołanego w tym samym roku Towarzystwa Regionalnego w Woli Osowińskiej - W. Tuwalski, w latach 1932-1973 kierownik tutejszej Szkoły Podstawowej. Eksponaty zaczął gromadzić wraz z innymi członkami towarzystwa i młodzieżą szkolną.

Pierwszym lokum zabytkowych przedmiotów była szkoła rolnicza, którą Tuwalski założył w 1960 r. Z myślą o ocaleniu zwyczajów – oprócz dawnych narzędzi wykorzystywanych w gospodarstwie, przedmiotów używanych przez gospodynie w kuchni, starych mebli, makatek, tkanych narzut itp. – zbierano także teksty pieśni, jak też wspomnienia mieszkańców Woli. Z czasem na muzeum przeznaczono pierwszą siedzibę szkoły powszechnej – budynek wzniesiony społecznie pod kierunkiem W. Tuwalskiego i proboszcza miejscowej parafii ks. Zdzisława Rybaka w latach 1934-1935.

Kiedy w 1987 r. z powodu złych warunków lokalowych w zabytkowym pałacu do budynku zajmowanego przez muzeum, powróciła szkoła podstawowa, z powodu braku lokalu muzeum ograniczyło swoją działalność. Została ona wznowiona w 1995 r. przez grupę pasjonatów – wychowanków W. Tuwalskiego, zrzeszonych w Towarzystwie Regionalnym, noszącym obecnie imię niezapomnianego pedagoga i społecznika. I trwa do dzisiaj.

 

Tu czas jakby się zatrzymał

 

Ekspozycja pomyślana jest tak, by w sześciu muzealnych salach ukazać dawne życie wsi, oddać cześć W. Tuwalskiemu, jak też nawiązać do wielkiej narodowej historii. I tak w sieni zaprezentowane zostały narzędzia używane w dawnym gospodarstwie. Jedno z pomieszczeń starej szkoły poświęcono wyrobom tkackim, jak też samemu rzemiosłu. Klimaty kulinarne sprzed lat oddają umeblowanie i sprzęty używane dawniej w kuchni, a jak wyglądała przed laty izba mieszkalna – ukazuje kolejne pomieszczenie. W sali, w której umieszczono wystawę dotyczącą historii wsi i regionu w kontekście historii narodowej, dominują zdjęcia. Wyposażenie sali pełniącej w dawnej szkole powszechnej funkcje kancelarii pozwala przenieść się w czasie do miejsca pracy jej kierownika – W. Tuwalskiego.

 

 

Muzeum w Woli Osowińskiej jest otwarte w czwartki, w godz. 13.30-16.30, oraz w niedziele, od 15.00 do 18.00. Zwiedzanie jest również możliwe w innym terminie, po wcześniejszym uzgodnieniu wizyty z Krystyną Kożuch, pod nr. tel. 503-162-638.

 

MOIM zdaniem

Alina Kryjak, sołtys Woli Osowińskiej

Muzeum Regionalne jest nie tylko wizytówką naszej wsi. Stanowi bez wątpienia ewenement w skali powiatu, a nawet regionu. W większych miastach działają muzea, ale to instytucje sformalizowane, zatrudniające pracowników, finansowane przez państwo. Tymczasem nasze muzeum prowadzone jest społecznie, bez większych dotacji, z zaangażowaniem kilkunastu osób. Pierwsze skrzypce gra wśród nich Krystyna Kożuch. Pisze projekty i pozyskuje niewielkie kwoty na funkcjonowanie placówki. Z jednej strony – dobrze, że jest taka możliwość, z drugiej – tak krawiec kraje, jak mu płótna staje… Z pewnością gdyby nie to ograniczenie, Towarzystwo Regionalne mogłoby bardziej rozwinąć skrzydła. Niezależnie od skromnych finansów każda z imprez stoi na wysokim poziomie i ma swoją specyfikę. W moim odczuciu najciekawsza jest Noc Muzeów. Ściąga spore grono ludzi, na które czeka moc atrakcji, potańcówka i poczęstunek – nasza woleńska tradycja, o której w jednej z dawnych pieśni śpiewano: „Wola to piękna wieś, gdzie dadzą pić i dadzą jeść”. Muzeum udaje się podtrzymać tradycję dawnej gościnności.

Wola Osowińska liczy dzisiaj blisko tysiąc mieszkańców i mimo że jej oblicze zmienia się, jest to środowisko nadal bardzo aktywne.

 

 

Jesteśmy ogniwem w sztafecie pokoleń

PYTAMY Krystynę Kożuch, prezesa zarządu Towarzystwa Regionalnego w Woli Osowińskiej.

 

Czy W. Tuwalski był tak niesamowitą i charyzmatyczną osobą, czy – mówiąc kolokwialnie – gdy przyszedł do Woli, „trafiła kosa na kamień”?

 

Jeszcze zanim w 1932 r. przybył do Woli, działała tutaj grupa aktywistów, nazwana zaraniarzami – od czasopisma „Zaranie”, które prenumerowali. W. Tuwalski, wspaniale przygotowany przez Seminarium Nauczycielskie w Siennicy, bez wątpienia trafił więc na podatny grunt. Pochodził poza tym z chłopskiej rodziny i chyba czuł, że ma wobec wsi pewien dług. Nasza miejscowość zawdzięcza mu bardzo dużo – tak naprawdę jakiej sprawy by nie dotknąć, okazuje się, że miał z nią coś wspólnego W. Tuwalski. Od razu rozpoczął bardzo intensywną pracę z młodzieżą. Powstał duży chór, zespół artystyczny, nawet Koło Młodej Wsi „Siew”, które w okresie międzywojennym reprezentowało powiat łukowski na zjeździe w Warszawie. Włączył się w budowę pierwszej drogi w Woli Osowińskiej. Powołał bibliotekę publiczną. Doprowadził do założenia – pierwszej na wsi w woj. lubelskim – spółdzielni zdrowia i sprowadził lekarza. Sprawami społecznymi zajmował się do końca swoich dni.

 

Jaka była Pani droga do TR?

 

W. Tuwalski był wielkim pasjonatem. Stykając się z nim, nie sposób było nie zauważyć tego i nie docenić. Społecznikostwem skutecznie zarażał innych. Od V kl. szkoły podstawowej był moim wychowawcą, dlatego gdy po studiach wróciłam do rodzinnej wsi i podjęłam pracę w szkole, do której kiedyś sama uczęszczałam, od razu wstąpiłam do TR. Po śmierci pana Wacława w 1995 r. my, jego wychowankowie, w 1995 r. poczuliśmy, że idei muzeum, które było jego dziełem, nie można zaprzepaścić. Wznowiliśmy jego działalność i staramy się ciągnąć ten wózek do dzisiaj. Towarzystwo liczy ok. 50 członków, a zarząd składa się z dziewięciu osób. Jesteśmy, myślę, tylko ogniwem w sztafecie pokoleń.

 

Między Towarzystwem Regionalnym i muzeum można postawić znak równości?

 

Gromadzenie śladów przeszłości i organizowanie pokazów ginących zawodów to jedno z wielu zadań, jakie wyznacza sobie towarzystwo. I tak np. od 2012 r. włączamy się w Noc Muzeum. W lipcu ph. „Serce Twoje, Bracie, będzie zawsze z nami!” organizujemy obchody upamiętniające wydarzenia z 1943 r., gdy Niemcy aresztowali ok. 30 młodych chłopaków ze struktur Batalionów Chłopskich działających na tych terenach. Jest Msza św., złożenie kwiatów pod pomnikiem, postawionym w parku w hołdzie wszystkim ofiarom II wojny światowej i koncert piosenek partyzanckich w wykonaniu przedstawicieli różnych pokoleń. W marcu odbywa się Konkurs Recytatorski Poezji i Prozy Ludowej im. W. Tuwalskiego. Tegoroczna, 21 edycja ze względu na epidemię przełożona została na jesień. Nie odbył się także Marsz Pokoju, organizowany od 23 lat. Zapoczątkowany został w 1996 r., gdy wysiłkiem wielu osób udało się nam pobudować kapliczkę z nazwiskami rodzin z pobliskich Nowin rozstrzelanych przez Niemców 14 kwietnia 1940 r. W ostatnich latach z tej okazji odprawiane były też Msze św. polowe, zakończone apelem o pokój. Z kolei 2 listopada na cmentarzu cholerycznym na tzw. Górze odbywa się modlitewne czuwanie. Oczywiście włączamy się też w coroczne obchody święta niepodległości, przy pomniku 4 pułku piechoty przed szkołą w Woli i inne uroczystości.

 

Muzeum o wsi – we wsi potrafi zaskoczyć swoich gości?

 

Odwiedza je w ciągu roku 800-900 osób. Mamy grupy z miejscowych szkół, ale też wycieczki zorganizowane. Dzięki rejestrowi gości wiemy, że przyjeżdżają tu ludzie z ok. 50 miejscowości w ciągu roku. Bywa, że osoby spokrewnione z mieszkańcami Woli, a czasami zupełnie obce. Odwiedzający z podziwem przyznają, że nie spodziewali się takiego bogactwa eksponatów w tak małej miejscowości.

Muzeum uświadamia, jak bardzo zmieniły się czasy i pojawia się przepaść pokoleniowa. W ubiegłym roku gościliśmy grupę uczniów. Pokazując zdjęcie z lat 80-tych XX w., na którym widać długą kolejkę przed kioskiem „Ruchu”, wspomniałam, że prawdopodobnie ludzie czekają na dostawę papieru toaletowego, szamponu, a może żyletki. Słysząc to, jeden z chłopców, spytał, czym są żyletki…

 

Jak TR radzi sobie z utrzymaniem placówki i sprawami organizacyjnymi?

Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, dlatego prosimy o 1% podatku. Nie prowadzimy działalności dochodowej, np. nie pobieramy opłat za zwiedzanie. W niektórych przedsięwzięciach wspiera nas Starostwo Powiatowe w Radzyniu Podl. i Urząd Gminy w Borkach. W ubiegłym roku otrzymaliśmy np. dofinansowanie na druk wydawnictwa „70-lecie Przedszkola w Woli Osowińskiej”, które opracowaliśmy własnymi siłami, jak kilka wcześniejszych publikacji.

Nieoceniona jest pomoc wolontariuszy z Zespołu Placówek Oświatowych i Zespołu Szkół Rolniczych w Woli Osowińskiej, mieszkańców wsi, jak też współpraca z Gminnym Ośrodkiem Kultury i Sportu, Kołem Gospodyń Wiejskich i Ochotniczą Strażą Pożarną oraz radą sołecką. Wszystkim jesteśmy bardzo wdzięczni.

 

Dziękuję za rozmowę.

LI