Historia

Do muzyki trzeba mieć zacięcie

Wiosną ubiegłego roku opublikowaliśmy artykuł wspomnieniowy o Aleksandrze Oleszczuku zwanym podlaskim Kolbergiem.

Jakiś czas później skontaktował się z nami jego bratanek Piotr Oleszczuk. Chciał podzielić się swoim życiem i pasjami. - Tradycje muzyczne w naszej rodzinie były i są bardzo żywe. Pasja do grania i śpiewu nie zakończyła się tylko na osobie stryja Aleksandra. Wspominam go bardzo ciepło. Nawet, gdy już wyjechał z Podlasia, odwiedzał nas w rodzinnych Kolembrodach. Zjeździł całe południowe Podlasie, aby poznać i uwiecznić podlaski folklor. Zapisywał słowa i melodie usłyszanych pieśni. Każdą opisywał w sposób naukowy: ustalał skalę, tonacje, ambitus melodii, rytm i tempo. Stryj miał bardzo duże zasługi na polu folklorystycznym.

Ja – zdecydowanie mniejsze, ale cieszę się, że te tradycje, związane z muzykowaniem przetrwały i przeniosły się także na kolejne pokolenia. Mój wnuczek uczy się grać na keyboardzie. Marzy mi się, abyśmy kiedyś razem zagrali ze dwie kolędy, ja na skrzypcach, a on na klawiszach – zaczyna swoją opowieść pan Piotr.

 

W szkole i ognisku

P. Oleszczuk urodził się i pierwsze lata życia spędził w Kolembrodach. Tu ukończył szkołę podstawową. – Potem, za sprawą stryjenki Marii, żony Aleksandra, poszedłem do liceum pedagogicznego w Tczewie na Pomorzu. Oni mieszkali już wtedy w Gdańsku. Oboje byli nauczycielami. Stryj dodatkowo prowadził zespoły muzyczne, obsługiwał muzycznie uroczystości regionalne, dożynki i święta państwowe. Z podstawówki wyniosłem nikłą wiedzę o muzyce. Umiałem tylko wymienić gamę: do, re mi, fa.. Podstawy zdobyłem w liceum. Tam nauczyłem się gry na skrzypcach. Grałem na instrumencie podarowanym mi przez stryja Aleksandra. Te skrzypce były zabytkowe, bo pochodziły z 1885 r. – wspomina pan Piotr.

Dopowiada, że po ukończeniu liceum rozpoczął pracę w szkole w Swarożynie (gm. Tczew).

– Prowadziłem zajęcia z muzyki, a w zasadzie lekcje śpiewu, bo tak się to wtedy nazywało. Warto wiedzieć, że do takich zajęć trzeba mieć przysłowiowe zacięcie. Pamiętam, jak wszyscy nauczyciele uchylali się od tych lekcji. Pracę w tej miejscowości przerwał pobyt w wojsku. Potem przeniosłem się do pracy w szkole w Gniewie nad Wisłą, w której uczyłem od 1966 do 1972 r. Pamiętam, jak do pokoju nauczycielskiego przyszedł pewien pan, który szukał nauczyciela do ogniska muzycznego. Bąknąłem, że umiem zagrać co nieco na gitarze, więc zaprosił mnie do współpracy. W 1970 r. skierowano mnie na kurs nauki na gitarze. To były zajęcia na dobrym poziomie, organizowane w Ludowym Instytucie Muzycznym. Mam jeszcze indeks. Widnieją na nim takie przedmioty, jak: dyrygowanie, gitara, fortepian, zasady muzyki, kształcenie słuchu, literatura muzyczna, wychowanie obywatelskie i kulturalnooświatowe, metodyka przedmiotu głównego i chór – wylicza.

 

W Polsce i za granicą

Po ślubie pan Piotr znów się przeniósł. Tym razem do Rzeszowa. Tu przepracował 30 lat jako nauczyciel muzyki, a także historii, geografii i języka rosyjskiego. W latach 70 ukończył studia na kierunku filologia rosyjska i zyskał tytuł magistra. Zaliczył także kurs metodyczny w Kijowie. Pracę w szkole łączył z pracą w osiedlowych domach kultury. Po przejściu na emeryturę nie osiadł na laurach, ale dalej udzielał się muzycznie. 

– W 2006 r. zaczęła się moja przygoda z Zespołem Pieśni i Tańca Kompanija. Grałem w nim na skrzypcach do 2017 r. Wykonywaliśmy ludowe melodie rzeszowskie i różne suity. W zespole występują śpiewacy i tancerze, którzy prezentują tańce rzeszowskie krośnieńskie i przemyskie. Za mojej bytności w zespole nagraliśmy cztery płyty. Kompanija działa i udziela się dalej, ja, niestety, w wyniku wypadku nie mogę już występować. Graliśmy na różnych imprezach środowiskowych i gminnych. Koncertowaliśmy w Bułgarii, Turcji, Macedonii, Grecji, Albanii, Włoszech i Hiszpanii. Dzięki tym wyjazdom nie tylko zwiedziłem tamte strony, ale też poznałem całe bogactwo i piękno folkloru innych krajów. W zespole było wiele starszych osób, ale każda z nich miała zacięcie do muzyki. Wszyscy śpiewali i grali z zaangażowaniem i werwą. Dostawaliśmy duże brawa – wspomina.

 

Na muzycznych frontach

Potem wraca wspomnieniami do czasów, gdy pracował w szkołach. – Prowadziłem chóry, występowaliśmy wielokrotnie na festiwalach piosenki harcerskiej, z których przywoziliśmy nagrody. Na moich barkach spoczywała obsługa muzyczna wszystkich uroczystości szkolnych i państwowych. Pomagałem w organizowaniu rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, w andrzejkach, obchodach majowych. Moi najstarsi uczniowie mają dziś po 50 lat. Czasem się spotykamy. Pytają, czy ich pamiętam, wspominają nasze wspólne granie i śpiewanie. Ech… łza się kreci w oku. Człowiek aż się zawiesza… muzyka przecież łagodzi obyczaje. „Gdzie słyszysz śpiew, tam idź, tam dobre serca mają. Źli ludzie, uwierz mi, ci nigdy nie śpiewają” – cytuje P. Oleszczuk.

 

Artykuł prasowy stryja

Zaznacza, że gdyby nie nieszczęśliwy wypadek, pewnie dalej muzykowałby w Kompaniji. 

– Piotr Czajkowski mówił, że gdzie nie ma serca, tam śpiew i muzyka istnieć nie mogą. To prawda. W 2019 r. byłem w Kolembrodach na wystawie o moim stryju. Panie z zespołu Polskie Kwiaty wykonały kilka pieśni opracowanych przez Aleksandra. Ja też opowiedziałem o nim kilka słów. Jest dla mnie bardzo ważną osobą. Pamiętam, jak podczas lekcji uczyłem dzieci pewnej melodii ludowej. Często korzystałem wtedy z czasopism fachowych, m.in. „Śpiewu w szkole”. Otworzyłem to czasopismo i… niespodziewanie natknąłem się na artykuł napisany przez mojego stryja. Zaraz podzieliłem się tym z moimi uczniami. Z dumą mówiłem, że autorem jest mój krewny, na co dzieci zareagowały zaciekawieniem – podkreśla P. Oleszczuk. 

Naszą rozmowę co jakiś czas przerywa grą na skrzypcach i śpiewaniem dawnych pieśni, poznanych dzięki babci Karolinie oraz tych, które wykonywał z Kompaniją. 

– Podczas rodzinnych uroczystości często sięgam po skrzypce. Lubię muzykę, lubię grać, śpiewać i dzielić się tym z innymi – kończy swoją opowieść pan Piotr. 

Agnieszka Wawryniuk