Do palenia i do niuchania
Siedlczanin kolekcjonerstwo ma we krwi. Od wielu lat zbiera monety - m.in. może pochwalić się okazałym zbiorem monet Imperium Osmańskiego - od XVI w. do jego upadku. Podczas grudniowego zebrania Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów w Muzeum Regionalnym w Siedlcach przedstawił kolekcję, która powstała na przestrzeni zaledwie trzech lat, i opowiedział o nowej pasji, którą jest zbieranie przedmiotów związanych z tytoniem i zdobywanie wiedzy na ten temat.
– Tytoń to roślina dziko rosnąca w obu Amerykach i Australii. Liczy ok. 75 odmian, ale tylko niektóre nadają się do wykorzystania jako używka. Jak twierdzą archeolodzy, znany był ludom mieszkającym na kontynencie amerykańskim ponad 5 tys. lat p.n.e. Początkowo używany był jako komponent różnego rodzaju ziół halucynogennych, przy pomocy których szamani wprowadzali się w trans i sprawowali swoje obrzędy – mówił T. Bohatyrewicz z uwagą, że z racji ważnych wydarzeń tytoniowe liście albo rzucano na ognisko, inhalując powstałe opary, albo palono w fajkach. Obrzędowy charakter miało właśnie przekazywanie fajki pokoju przez siedzących wokół ogniska Indian. Jej wypaleniem przypieczętowywano podjętą w danym gremium decyzję albo ważną umowę.
Do Europy tytoń został sprowadzony za sprawą Krzysztofa Kolumba, który odkrywając kontynent amerykański w przekonaniu, że to Indie, zaobserwował, że tubylcy używają liści tytoniu przy różnych ceremoniach i w celach leczniczych. Zaczęli je stosować uczestnicy jego wypraw, ale nie jest prawdą, że w celu rozweselenia. – W czasie wielotygodniowej żeglugi marynarze pełniący wachtę palili tytoń, żeby przetrzymać nocną służbę – wyjaśnił T. Bohatyrewicz.
Dla zdrowotności
– Prawdopodobnie od początku tytoniu używano też jako antidotum na różnego rodzaju schorzenia. Sam w swoim życiorysie mam taki epizod. Było to na Grodzieńszczyźnie. W 1944 czy 1945 r. na twarzy pojawiła mi się egzema, którą nazywano liszajem. Mama wzięła mnie za rękę, zaprowadziła do sąsiada – starego Siergieja. Wyciągnął fajkę, wybrał z jej główki maź, która gromadziła się po spaleniu tytoniu, posmarował nią zmianę. Egzema zniknęła – wspominał T. Bohatyrewicz.
W swojej prelekcji kolekcjoner przywołał postać Jeana Nicota, francuskiego lekarza i dyplomaty na dworze portugalskim (1530-1600), który popularyzował tytoń ze względu na jego właściwości lecznicze. Sproszkowany tytoń w 1560 r. przywiózł na dwór francuski i ofiarował Katarzynie Medycejskiej jako lek na dokuczające jej migreny. Po zastosowaniu go księżna poczuła się lepiej, co nawet sceptyków musiało przekonać o mocy tytoniu i zachęciło do zażywania tabaki (tytoń się pali, a tabakę niucha! – zastrzegał T. Bohatyrewicz). A nazwisko J. Nicota utrwalone zostało w nazwie alkaloidu występującego w tytoniowych liściach.
Pali się, zażywa, żuje
W Europie tytoń jako używka najpierw rozpowszechnił się w Anglii, a to za sprawą wielkiego miłośnika puszczania dymka z fajki – żeglarza i pisarza sir Waltera Raleigha. Przysłużył się on również producentom fajek. – Fajki angielskie były ceramiczne, jednoczęściowe i bardzo szybko się tłukły, dlatego sprzedawano je po 12 sztuk. Wzorem Anglii produkcja fajek, także jednoczęściowych, rozwinęła się w Niderlandach. Miałem główkę takiej fajki, ale kilka lat temu, nie wiedząc, że będę tworzył tę kolekcję, przekazałem ją koledze – mówił T. Bohatyrewicz. Z czasem zaczęto produkować fajki dwuczęściowe: oddzielnie główka, oddzielnie cybuch z ustnikiem, co przedłużyło ich żywotność. Fajka podbiła Europę Zachodnią, a zdobyła zwłaszcza serca Niemców. Żołnierzom odchodzącym do rezerwy wręczano na pamiątkę albo kufel z nazwą jednostki, w której służył, albo fajkę rezerwisty z długim na metr cybuchem.
– Wiek fajki określa się po wielkości główki. W czasach, gdy tytoniu było mało i był drogi, główki były małe. Wraz z upowszechnieniem upraw tytoniu, główki fajek stały się pojemniejsze – tłumaczył kolekcjoner. Papierosy to najmłodszy z tytoniowych wynalazków przypisywany żołnierzom, którzy z braku fajek zawijali krajankę tytoniową w kawałek gazety.
Takie skarby
Zbiór tabacianów (sam kolekcjoner szacował na jakieś 50 kg wagi, biorąc pod uwagę ciężar pojemnika na kółkach, którym dostarczył je na zebranie Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów), jest nie tylko bogaty liczebnie, ale też bardzo różnorodny. Składają się nań: fajki i akcesoria do ich czyszczenia, ubijacze do tytoniu, cygara, cygaretki i obcinarki do nich, pudełka do przechowywania cygar, papierosów i krajanki tytoniowej, jak też tabakiery, pudełeczka na snus (tabakę do ssania) czy śląską prymkę, opakowania po bibułkach i tutkach preparowatkach, zadziwiające wiekiem, kształtem i technologią zapalniczki. O każdym z eksponatów T. Bohatyrewicz jest w stanie opowiadać długo. A marzeniem kolekcjonera jest fajka z sepiolitu, czyli pianki morskiej. Taki eksponat miał ostatnio na oku, ale transakcja nie doszła do skutku.
Pasja i wiedza
PYTAMY Sławomira Kordaczuka, dyrektora Muzeum Regionalnego w Siedlcach, prezesa Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów
Człowiek wielu pasji – można tak powiedzieć o T. Bohatyrewiczu?
Na pewno jest przykładem rasowego kolekcjonera, który podejmuje wiele wyzwań. Prezentował na spotkaniach klubowych różne tematy, m.in. numizmatykę. Interesował się dirhemami arabskimi oraz historią handlu świata islamu z Europą. To skomplikowane zagadnienie handlowe pan Tadeusz rozwikłał, dużo czytając i rozmawiając z fachowcami m.in. z Muzeum Narodowego w Warszawie. Zajmował się też monetami starożytnej Grecji, Rzymu, ale przede wszystkim – jako jedyny w gronie siedleckich numizmatyków – Bliskiego Wschodu. Na spotkaniu klubu pokazał też kolekcję zapalniczek. Zgromadził duży zbiór falerystyki strażackiej, na który składają się odznaczenia i odznaki dotyczące historii straży pożarnych w Polsce. Wszystkie fascynacje kolekcjonerskie T. Bohatyrewicza objawiły się jeszcze zanim zaistniał SKK, bo należał i należy do Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego (wcześniej: Polskie Towarzystwo Archeologiczne i Numizmatyczne). Poznałem go, gdy uczestniczył w konkursie organizowanym przez siedleckie muzeum, na który zgłosił katalog pieniędzy zastępczych stosowanych w dawnym województwie siedleckim. Jest zresztą autorem bądź współautorem wielu prac z zakresu numizmatyki.
Słuchając barwnej, zawierającej wiele anegdot opowieści o „tabacianach” i historii tytoniu można przekonać się, że kolekcjonerstwo nie jest sztuką dla sztuki, ale że idzie za nim ogromna wiedza.
T. Bohatyrewicz jako kolekcjoner wyróżnia się pod względem publicystycznym, wystawienniczym i popularyzatorskim – pokazywał różnorodne kolekcje tematyczne na spotkaniach SKK, ale też podczas innych wydarzeń kulturalnych w Siedlcach i regionie. Wielokrotnie, gdy na zaproszenie innych muzeów w Polsce przybliżałem idee kolekcjonerstwa, zabierałem m.in. pana Tadeusza jako człowieka o wszechstronnych zainteresowaniach. O swojej pasji opowiadał też na spotkaniach z dziećmi i młodzieżą.
Czy zbiór „tabacianów” jest zbiorem wyjątkowym na tle kolekcji członków SSK?
W styczniu minie 28 lat działalności SKK. Od początku spotykamy się regularnie, w drugą niedzielę miesiąca, i zawsze prezentowana jest jakaś kolekcja. Takiego tematu jak dotąd nikt nie przedstawił, mimo że przedmioty tego rodzaju spotyka się na giełdach staroci czy na wymianach kolekcjonerskich. Pozyskujemy je nawet do naszych zbiorów muzealnych – głównie są to pudełka po tytoniu, które nie dość że produkowano z materiałów dobrej jakości, to zawsze z troską o estetykę.
T. Bohatyrewicz może być przykładem tego, że na rozpoczęcie kolekcjonerskiej przygody nigdy nie jest za późno?
Jak obserwuję, nie tylko pan Tadeusz, ale też inni zmieniają swoje zainteresowania. Bywają często na giełdach staroci. Jeśli spodoba im się jakiś przedmiot, a wiedzą, że zaciekawi on kolegę, który np. ma coś na wymianę do jego kolekcji, kupują go. Bywa, że staje się on zaczątkiem nowej kolekcji. Tak to działa. Ponieważ kolekcjonerzy są dobrymi specjalistami w wielu dziedzinach, oprócz głównego nurtu zbieractwa zwykle rodzą się jakieś poboczne. Kolekcjonerstwo jest szeroko pojętą pasją zbierania przedmiotów dotyczących naszego dziedzictwa kulturowego.
Dziękuję za rozmowę.
LI