Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Do szpiku kości czy jak po kaczce?

Rozpoczął się synod poświęcony rodzinie. Tydzień temu pisałem o konieczności uznania nierozerwalności małżeństwa ze względów społecznych. Trwałość ludzkiej rodziny zależna jest od trwałości więzi pomiędzy małżonkami, a naruszenie tej więzi skutkuje grzechem, który nie pozwala na pełną wspólnotę w łonie Kościoła.

Jednakże na zagadnienia poruszane w czasie synodu warto spojrzeć też od strony trwałości wiary. Bo można sprowadzić całość do jałowego pytania natury organizacyjnej: czy pozwolić ludziom w tzw. drugich związkach oraz o tzw. innej orientacji seksualnej łączyć się w przystępowaniu do Eucharystii, czy też nie? Czysto organizacyjne podejście pomija niestety zasadnicze jądro problemu.

Papież Franciszek w przemówieniu do biskupów południowoafrykańskich na początku tego roku powiedział, że „doktryna katolicka przenika go aż do szpiku kości”. Dodał również: „Pan wskazał mi niektóre z poważnych wyzwań duszpasterskich, przed którymi stoi nasza społeczność. (…) Jestem przekonany, że nie pozwoli mi osłabnąć w postanowieniu, aby uczyć prawdy „w porę i nie w porę”, poznanej przez modlitwy i rozpoznanie znaków czasu, ale zawsze z wielkim miłosierdziem”.

Wydaje się, że ta postawa papieża najlepiej oddaje ducha synodalnego. Jednakże przed synodem media karmiły nas wystąpieniami kard. Waltera Kaspera, który zdawał się traktować synod jak ring do walki o uznanie własnych przekonań. Tylko czy prawdziwych? Ja niestety obawiam się, że z jego słów wynika tylko to, iż doktryna katolicka nie przeniknęła go do szpiku kości.

Nie trzeba być wyrafinowanym obserwatorem życia kościelnego, by stwierdzić, iż w okresie po Soborze Watykańskim II duchowni mający zastrzeżenia do katolickiej nauki moralnej uczynili ze swoich działań sprawną machinę akcyjną, wykorzystującą nie tylko przestrzeń medialną, ale przede wszystkim tzw. otwarcie na świat. Dało to pretekst współczesnym teologom moralnym zagnieżdżonym w środowiskach uniwersyteckich, a nie w duszpasterstwie, by pójść znacznie dalej w opozycji do katolickich zasad moralnych. Ich działania dały asumpt do tego, by zasadę prawdy (naczelną w badaniach teologicznych) ukryć pod płaszczykiem troski duszpasterskiej. I tego zaczęli żądać od biskupów. Używa się do tego zasadniczych dwóch sposobów działania. Po pierwsze: uznaje się prawdy katolickiej nauki moralnej, ale bardziej się podkreśla, że normy moralne, które Kościół rozpoznaje, są tylko ideałem, często niemożliwym do spełnienia. Po drugie: uznaje się prawdy katolickiej nauki moralnej, ale z wręcz natychmiastowym relatywizowaniem ich poprzez uznanie praw sumienia poszczególnych wiernych. Wszakże każdy człowiek jest zobowiązany postępować zgodnie z własnym sumieniem – słyszymy zewsząd.

Co działo się przed synodem – to też nie jest bez znaczenia

Kard. Kasper spędził cały rok poprzedzający synod o rodzinie na promowaniu własnej książki, która (w wielu aspektach bardzo dobra) w bezpośredni sposób zaleca przyjęcie za zwyczajną praktyki zezwolenia osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach na przystępowanie do Komunii św. bez potrzeby stwierdzenia nieważności poprzednich związków małżeńskich, co w praktyce (niezależnie od formy) podważa naukę Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa. Jezus nazywa naruszenie tej więzi małżeńskiej po prostu grzechem cudzołóstwa (Mk 10,11-12, Łk 16:18). Co wydaje się jeszcze gorszym, rzeczony kardynał w tę swoją wizję zdawał się również próbować wmieszać papieża Franciszka. Jednak byłoby błędem stwierdzenie, że papież miał szczególny wzgląd dla kard. Kaspera czy też, że kardynał ustalał z nim swoje tezy. W rzeczywistości istnieją mocne dowody, że papież Franciszek powiedział do innych biskupów, iż propozycja ta jest sprzeczna z naukami Jezusa Chrystusa. Wydaje się jasne, że papież Franciszek jest zainteresowany przede wszystkim głęboką refleksją, dokonaną przez cały Kościół, nad zagadnieniem, w jaki sposób w pełni wspierać życie chrześcijańskiego małżeństwo i rodziny w ich autentyczności. Działania, jakie podjął przed synodem prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Ludwig Müller powołany do reprezentowania stanowiska doktrynalnego Kościoła, były szczerym odrzuceniem sugestii kard. Kaspera. Co więcej, większość innych biskupów i kardynałów, którzy będą podejmować refleksję w tej konkretnej kwestii, podkreśla w sposób niebudzący wątpliwości, że to, co kard. Kasper zaproponował w tym przypadku, po prostu nie jest w zakresie kompetencji Kościoła, ale samego Jezusa. Na takie rozumienie zdaje się wskazywać również fakt, że na progu synodu kard. Kasper umniejsza swoje tezy poprzez twierdzenie, iż każda debata na synodzie będzie dobra dla Kościoła, a on tylko używa tej możliwości, aby wskazać, gdzie (jego zdaniem) Kościół ma szanse powodzenia we współczesnym świecie.

Mania sukcesu duszpasterskiego

„Myślę, że jest różnica pomiędzy doktryną i jej stosowaniem” – powiedział przed synodem kard. Kasper – „i to jest właśnie poziom duszpasterski”. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że istnieje różnica pomiędzy doktryną i dyscypliną. Doktryna stwierdza prawdę. Dyscyplina lub działalność duszpasterska obejmuje metody prowadzące ludzi do autentycznego życia w zgodzie z poznaną prawdą. A to wskazuje, że konieczne jest silne powiązanie doktryny i dyscypliny. W rzeczywistości, gdy istnieje rozdźwięk między nimi, doktryna nie jest zabijana w nauczaniu, ale w praktyce. Ten ciąg modelowych argumentów, które zawsze były wykorzystywane do realizacji właśnie tego rodzaju rozłączenia, genialnie można dostrzec u kard. W. Kaspera. Odnosząc się do nauczania papieża Pawła VI o niemoralności antykoncepcji, zawartej w „Humanae vitae”, kard. Kasper stwierdza: „Myślę, że to, co powiedział, jest prawdą, ale… to jest podejście idealistyczne i trzeba tak o tym mówić ludziom, a ponadto mamy również szanować wolność sumienia par małżeńskich”.

Ideał – spiż czy cel?

Nauka moralna Jezusa Chrystusa, która jest wyjaśniona w odniesieniu do potrzeb ludu Bożego przez magisterium Kościoła, nie jest „ideałem”. Możemy rozważyć ją jako „idealną” tylko w tym sensie, że jest ona najdoskonalszą ze wszystkich nauk moralnych, ale nie jest „idealna” w sensie jakiegoś ogólnego celu, do którego możemy tylko aspirować. Są to konkretne wytyczne. Nie możemy ich nie przestrzegać bez popadnięcia w grzech. I tu docieramy do samego serca chrześcijaństwa. Ponieważ wszystkie polecenia Boga mają tę postać, św. Paweł pisał wielokrotnie, że przepisy Starego Przymierza doprowadziły do potępienia i śmierci, bo nikt nie mógł ich dotrzymać. W przeciwieństwie do tego Nowe Przymierze z Chrystusem prowadzi do usprawiedliwienia i życia, bo Pan sprawia, że przestrzeganie Bożych nakazów jest możliwe dzięki Jego łasce. Zatem jeśli uzna się, że katolickie nauczanie moralne to tylko zwykłe ideały, to faktycznie zaprzecza się mocy łaski Bożej. A co pozostaje? Katalog chrześcijańskich dyspens. Zwróćmy uwagę chociażby na stosowanie sztucznej antykoncepcji. Mądra praktyka duszpasterska zachęca grzesznych ludzi do przychodzenia na Mszę św., trzymania się modlitwy i zachowania dążenia do przezwyciężenia swoich przyzwyczajeń antykoncepcyjnych, zwłaszcza poprzez wykorzystanie częstej spowiedzi. Słudzy Kościoła muszą mieć zrozumienie i okazywać miłosierdzie wobec słabości tych, którym służą, tak jak Chrystus. Bo przecież to wymaga czasu, aby nauczyć się polegać na Nim. Ale jest całkowicie bezprawnym duszpastersko to, że ktoś głosi, iż każde celowe praktykowanie antykoncepcji w małżeństwie nie jest poważnym grzechem osobistym.

Sumienie i miłość

Co do poszanowania indywidualnego sumienia, Kościół wie, że sumienie jest bezwartościowe, jeśli nie jest prawidłowo uformowane. Dlatego też jesteśmy zobowiązani nie tylko do posłuszeństwa naszemu sumieniu, gdy mówi nam prawdę w dowolnym momencie życia, ale również do trudnej pracy, aby tworzyć je zgodnie z tym, co Bóg objawia nam przez Jezusa Chrystusa i Jego Kościół. Zapomnienie tej prawdy jest także bardzo poważnym grzechem. Dlatego Kościół nie może uznać za dopuszczalne kierowanie się nakazami ułomnego, luźnego lub martwego sumienia. Z tego wynika to, że Kościół nakazuje, naucza i wzywa do nawrócenia. Może on również korzystać z różnych form dyscypliny zewnętrznej, by przestrzec grzeszników przed duchowym niebezpieczeństwem. Jest to duszpasterska odpowiedź Kościoła na problemy z sumieniem, zwłaszcza w epoce, w której prawie wszyscy nałogowi grzesznicy używają błędnych pojęć, aby uznać to, co złe, za słuszne i dobre.

Obraz miłości Chrystusa do Kościoła

Specjalne znaczenie tej katolickiej postawy w stosunku do wszystkiego, co odnosi się do małżeństwa, staje się jeszcze bardziej oczywiste, gdy przypomnimy sobie, że małżeństwo samo w sobie jest szczególnym ukazaniem absolutnej wierności Chrystusa względem Kościoła. Przypomnijmy w tym kontekście słowa św. Pawła z listu do Efezjan: „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, niemający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. (…) Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła”. Ta wierność, zarówno do małżeństwa, jak i do całego prawa moralnego, jest miłością do wymagań Chrystusa. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że nasz Pan powiedział: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje; a kto miłuje Mnie, będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”.

Kiedy idzie o sumienie i ideały moralne, Nowe Przymierze zmienia wszystko. Nie mamy żadnego powodu, by w nie wątpić, odrzucić je lub problematyzować (czy w teorii, w praktyce, czy wreszcie w formacji sumienia). Jest zakorzenione w prawie naturalnym, a nie nakłada niemożliwe nakazy. W rzeczywistości Nowe Przymierze słusznie domaga się naszego zaangażowania dla jeszcze jednego szczególnego powodu: ono pozwala nam z powodzeniem podejmować wszystko od nowa.

Ks. Jacek Świątek