Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Dobrem zwyciężali zło

Rozmowa z Przemysławem Słowińskim, współautorem książki „Bohaterowie Auschwitz. Opowieść o ludziach, którzy potrafili stawić opór piekłu”.

Czy, według Pana, Polacy mają wystarczającą wiedzę o Auschwitz?

Trudne pytanie. No bo cóż to znaczy „wystarczającą”? Z pewnością nie brakuje u nas publikacji, filmów, podręczników zarówno na temat samego Auschwitz, jak i innych niemieckich obozów śmierci. Ale czy jest to wiedza wystarczająca? Doprawdy, nie potrafię odpowiedzieć. Mam wrażenie, że z jednej strony wiedzy o tym nigdy nie jest za dużo - powinna stanowić swego rodzaju ostrzeżenie dla obecnych pokoleń, a więc w tym kontekście zawsze będzie ona „niewystarczająca”.

Ale trzeba pamiętać również, że nawet z tym nie wolno przesadzić, z tymi okropnościami, bo można u odbiorców wywołać wrażenie przesytu i zniechęcenia. Czyli efekt wręcz odwrotny od zamierzonego.

 

A świat?

Świat to chyba nie ma dostatecznej wiedzy na ten temat. Takie przynajmniej mam wrażenie. Inaczej Polacy nie musieliby walczyć z całym światem o nieużywanie sformułowania „polskie obozy śmierci”. Niektórzy tak mówią po prostu z głupoty, nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Ale część zagranicznych publicystów używa tego kłamliwego sformułowania z wyrachowaniem i pełną świadomością.Chodzi przecież o wybielenie, a przynajmniej znaczne rozwodnienie odpowiedzialności Niemców za wojnę światową, a w szczególności za Holokaust. Część odpowiedzialności za to mają przejąć Polacy, jako „urodzeni antysemici”. Trudno o większą bzdurę. Ale, niestety, propaganda robi swoje. Tym bardziej, że w tej ohydnej – a co najważniejsze, kłamliwej – antypolskiej propagandzie, bierze ochoczy udział także i część polskich środowisk. Litościwie pominę tu nazwiska, zresztą i tak wszyscy je znają. No cóż, koniunkturaliści w rodzaju na przykład… no dobra, miałem pominąć nazwiska… W każdym razie wielu twórców znakomicie potrafi wyniuchać, gdzie leżą konfitury i za co można zostać obsypanym nagrodami, zdobyć sławę i pieniądze…

 

Są tacy, którzy twierdzą, że Niemcy właśnie dlatego na miejsce obozu wybrali Polskę, bo był tu sprzyjający antysemityzmowi klimat…

Kolejne piramidalne kłamstwo. Oburzające! Podłość! Właściwie na tym mógłbym zakończyć odpowiedź na to pytanie. Ale dla tych, którzy nie wiedzą albo też nie chcą wiedzieć… Wprowadzenie przez okupanta na terenie Polski brutalnego terroru wobec jej mieszkańców spowodowało masowe aresztowania Polaków, a w konsekwencji przepełnienie istniejących więzień. Niemieckie władze okupacyjne stanęły więc przed koniecznością utworzenia nowych miejsc odosobnienia. Początkowo obóz przeznaczony był dla polskich więźniów politycznych, uznanych za szczególnie niebezpiecznych: społecznych i duchowych przywódców, przedstawicieli inteligencji, kultury i nauki, uczestników ruchu oporu oraz oficerów. Szybko jednak Konzentrationslager Auschwitz stał się największym obozem nie tylko dla Polaków, ale także dla obywateli innych podbitych przez nazistowskie Niemcy krajów. A przede wszystkim największym ośrodkiem „Endlösung der Judenfrage” (ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej) – nazistowskiego planu wymordowania Żydów zamieszkujących okupowane przez III Rzeszę tereny. Dlaczego usytuowano go w Polsce, i właśnie w Oświęcimiu, a nie gdzie indziej? Zadecydowało dogodne położenie Oświęcimia i możliwość wykorzystania opuszczonych budynków dawnych austriackich koszar artyleryjskich – kompleksu 20 budynków murowanych oraz kilkudziesięciu baraków drewnianych, które można było zamienić na magazyny, warsztaty, stajnie czy garaże. Za lokalizacją w Auschwitz przemawiała też bliskość węzłowej stacji kolejowej, co ułatwiało transport więźniów i materiałów budowlanych. Niemal całkowity brak lasów stanowił przeszkodę przy ewentualnych próbach ucieczki. Teren wokół planowanego obozu należał do polskich chłopów, których można było łatwo wysiedlić, nie płacąc rekompensat. No i… w jakiejś mierze rzeki Wisła i Soła izolowały obszar obozu od świata zewnętrznego. To bardzo ważna kwestia, ponieważ to, co się działo w obozie, miało na zawsze pozostać dla świata tajemnicą.

 

W jaki sposób władze obozu starały się utrzymać wśród więźniów porządek?

Za pomocą brutalnego terroru i odpowiedzialności zbiorowej. Zapewne dlatego tylko nieliczni podejmowali próby ucieczek. Schwytani więźniowie poddawani byli brutalnemu śledztwu w celu wydobycia informacji, kto im pomagał. Kończyło się to zwykle egzekucją poprzez rozstrzelanie lub powieszenie. Konsekwencje ponosili także współosadzeni. Były nimi m.in. tzw. wybiórki – wybrani więźniowie z komanda bądź bloku uciekiniera skazywani byli na śmierć głodową. Z czasem Niemcy wpadli na inny, iście szatański pomysł: zsyłali do obozu członków rodzin uciekinierów…

 

A jakie było psychologiczne znaczenie „firmowego” znaku Auschwitz – napisu „Arbeitmachtfrei” na bramie obozu?

Nad bramą znajdowało się wykute w żelazie motto obozu koncentracyjnego, sugestywne i jednocześnie podszyte groźbą: „Arbeitmachtfrei” – praca czyni wolnym. Miało ono uspokajać tych, którzy przekraczali tę i wiele innych, podobnych jej bram niemieckich obozów. Była to – oczywiście – tylko iluzja. Brama ta prowadziła w rzeczywistości do piekła. Zamiast „Arbeitmachtfrei” powinno widnieć na niej: „Porzućcie wszelkie nadzieje wy, którzy tu wchodzicie”.

 

Podtytuł książki „Bohaterowie Auschwitz” to „Opowieść o ludziach, którzy potrafili stawić opór piekłu”. Skądci więźniowie czerpali siłę?

Dobre pytanie. Ale trzeba by je chyba postawić tym, którzy tam byli i przeżyli. Jeszcze trochę takich osób żyje, chociaż przede wszystkim takich, którzy byli wtedy dziećmi… Skąd czerpali siłę? Mogę tylko odpowiedzieć z dodatkiem sformułowania „wydaje mi się”. Z wiary. Z wiary w Boga, w Jego litość i opiekę i z wiary w człowieka. Że jest on w stanie wszystko przetrwać. Chociaż, moim zdaniem to chyba ta sama wiara… W każdym razie powiedzenia, że wiara czyni cuda, nie kwestionują nawet mądrzy ateiści.

 

Losy każdej z opisanych postaci to gotowy scenariusz na film. Dlaczego takie filmy nie powstają?

Sam chciałbym o to zapytać… A dlaczego nie został zrealizowany film fabularny promujący Polskę z udziałem głośnych, „hollywoodzkich” aktorów, który przemówiłby do świata dużo lepiej niż wszystkie „uczone” wywody? Na przykład o Irenie Sendlerowej, o rotmistrzu Pileckim czy o zatrzymaniu bolszewickich hord pod Warszawą w roku 1920? Zrealizowanie takiego filmu obiecywał obejmując rządy już dobrych kilka lat temu Jarosław Kaczyński. Może więc do niego trzeba by było skierować to pytanie. Albo do ministra kultury i dziedzictwa narodowego pana Piotra Glińskiego…

 

Ostatnie słowa książki „Bohaterowie Auschwitz”: „O tym trzeba wciąż przypominać, aby to piekło na ziemi nigdy się nie powtórzyło. Kiedy pamięć słabnie i odchodzą ostatni świadkowie, ludziom zaćmiewa rozum i na nowo zaczynają szerzyć zło”. Patrząc na aktualną sytuację polityczną, powinniśmy mieć wyrzuty, że za mało przypominaliśmy?

Nie wiem, czy za mało. Niestety badania naukowe dowodzą, że tzw. pamięć pokoleń – jest krótka, zazwyczaj jednogeneracyjna. Dość szybko zapominamy to, czego nie byliśmy bezpośrednimi świadkami. Może nie do końca, ale w każdym razie w wystarczającym stopniu, by już nie wyciągać z przeszłości odpowiednich wniosków. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się w tej chwili na Ukrainie… A przecież przez ostatnie dziesięciolecia w oczy wciąż biło nas zewsząd hasło: „Nigdy więcej wojny!”. Także i tych, którzy tam mordują niewinnych ludzi. Wcale jeszcze nie tak dawna wojna kosztowała ich życie 20 mln obywateli… I co z tego?…

 

Dziękuję za rozmowę.


„Bohaterowie Auschwitz” to opowieść o więźniach oświęcimskiego obozu, którzy w nieludzkich warunkach potrafili dobro przeciwstawić złu, ocalić miłość, wiarę i nadzieję. Którzy w świecie odwróconych wartości zachowali swoje człowieczeństwo. Wśród ukazanych w książce postaci są m.in. rotmistrz Witold Pilecki, o. Maksymilian Kolbe czy oświęcimski „anioł życia” – położna Stanisława Leszczyńska.

Anna Wolańska