Dołączcie do nas!
To nowa forma protestu. Przedstawiciele tego sektora zapowiadają, że będą walczyć o swoje aż do skutku. Zgromadzeni w centrum miasta poprzez tę akcję solidaryzowali się także z rolnikami, którzy tego samego dnia protestowali w Brukseli. - My nie mogliśmy tam dojechać, ale ciągle przypominamy wszystkim, że dalej zagraża nam tzw. zielony ład oraz niekontrolowany import produktów rolno-spożywczych - mówił Piotr Kisiel, organizator protestów.
– Nie składamy broni. Ciągle chcemy walczyć o to, by na naszych stołach była zdrowa żywność, żeby nie zabrakło nam chleba z polskiego zboża i żeby nie zastępowano go syfem z krajów spoza UE. My walczymy również o przyszłość polskiego rolnictwa, które jest mocno zagrożone i to nie tylko przez zielony ład, ale także przez dyrektywy czy założenia polskich i unijnych urzędników, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Musimy walczyć o to, by godnie żyć i pracować – podkreślał. – Wspominał też o nielogicznych unijnych przepisach, które kontrolują każdy krok rolnika, bo dotyczą tego, co można siać, kiedy wyjeżdżać w pole i jak uprawiać własną rolę. – Te dyrektywy nie mają nic wspólnego z polskim rolnictwem – dopowiadał szef spotkania.
Jest naprawdę źle!
Kisiel przypominał także o tym, że polscy rolnicy muszą konkurować z rolnikami z krajów, w których nie ma tak wyśrubowanych wymagań. – Oni nie muszą spełniać tych wytycznych, przez co mogą produkować dużo taniej, ale to odbija się na jakości ich produktów. Niestety, są one sprowadzane do nas bez żadnej kontroli – podkreślał. Tłumaczył, że to, co dziś dzieje się z polskim rolnictwem, jest jawnym uderzeniem w niezależność żywieniową naszego kraju i może doprowadzić do upadku rodzimych gospodarzy. – Chcemy mówić o tym głośno, bo jest naprawdę źle. Jeśli nic nie zrobimy, to nas, rolników, za chwilę w ogóle nie będzie, a żeby zobaczyć polskie rolnictwo, trzeba będzie wybrać się do skansenu – twierdził przedstawiciel rolników. Wspominał też o kosztownych maszynach rolniczych, które „wielu kłują w oczy”. Wyjaśniał i przypominał, że te wszystkie sprzęty są podstawowymi narzędziami pracy rolnika, najczęściej kupionymi za pieniądze z kredytu.
Weź nasz krzyż
– Skończył się czas rolnika w gumowcach i starym ursusie, skończyła się epoka gospodarstw z jedną krową, świnią i kilkoma kurami, bo takie nie mogą się dziś utrzymać – mówił P. Kisiel. – Musimy nastawiać się na celową produkcję: uprawę zbóż, produkcję mleka czy hodowlę trzody lub bydła. Jeśli kogoś boli, że mamy takie maszyny, niech założy nasze buty, weźmie nasz krzyż i popracuje dzień, dwa albo tydzień. My nie pracujemy po osiem godzin. Zaczynamy przed świtem, a kończymy po zmierzchu albo późno w nocy – dodał.
W swoim wystąpieniu dementował też informacje o tym, jakoby polscy rolnicy nadużywali środków ochrony roślin. Wyliczał, że w krajach unijnych na hektar ziemi zużywa się 10 kg tego typu produktów, a u nas 2-3 kg. Zaznaczał, że nasza żywność na zachodzie Europy spełnia normy żywności ekologicznej. Zwracał też uwagę, że ze wschodu trafiają do nas produkty rolne, w uprawie których stosuje się bezlimitowo środki wycofane w Polsce 20 lat temu (!).
Kłody pod nogi
– Wagony z tymi produktami stoją w Dorohusku – dziwię się, że nie świecą się od zawartości glifosatu i metali ciężkich. My mamy badania, nakazy, zakazy, cały czas jakieś kontrole, certyfikaty, musimy spełniać szereg wymagań i obostrzeń, co wymaga ogromnych nakładów pracy i pieniędzy, a ceny nam oferowane są śmiesznie niskie – tłumaczył P. Kisiel. – Dodatkowo „wymyśla się” nam kolejne choroby u bydła lub trzody chlewnej. Co chwila podkładają nam kłody pod nogi i nie pozwalają na normalną produkcję. Zamiast pracować na polu, musimy pilnować papierów. Ja rozumiem, że normy są wyśrubowane, że każdy chce zdrowo jeść, ale skoro chcecie zdrowo jeść, to pozwólcie nam normalnie produkować, używać nawozów naturalnych i prowadzić hodowlę. Wtedy zniknie nadwyżka zbóż z naszego rynku, bo hodowla te zboża zużyje – apelował.
Nóż wbijany przez polityków
Organizator strajku wzywał rolników, by przyłączyli się do akcji protestacyjnych. – Wstańcie z kanap, bo my walczymy nie tylko o siebie i swoją przyszłość. Walczymy o zdrową żywność na naszych stołach, a także o to, byśmy mogli ją kupować w normalnej cenie i aby była ona dobrej jakości. Stańcie razem z nami, pomóżcie w tej nierównej walce, nie oglądajcie nas tylko na ekranach – prosił.
Z rolnikami z powiatu bialskiego była także Natalia Musiejczuk z powiatu siedleckiego, która prowadzi gospodarstwo rolne razem ze swoim ojcem. Mówiła, że rolnicy z racji na zbliżające się żniwa zmienią formę protestu. – Będziemy jeździć po drogach ciągnikami w co drugą i czwartą sobotę, wywiesimy flagi na domach, bramach, na samochodach i ciągnikach. Będziemy też rozwieszać banery informujące o tym, co dzieje się z naszym rolnictwem. Zielony ład to nie tylko sprawa rolników, on dogoni także wszystkich konsumentów – przekonywała N. Musiejczuk.
Piotr Kisiel zaznaczał, że rolnicy nie chcą utożsamiać się z żadną partią. – Jesteśmy apolityczni, nie ma tu żadnej agitacji, żadnego polityka ani kandydata. Nie chcemy sympatyzować z żadną partią, bo polityk to taki stwór, który jest najlepszy w rozwiązywaniu problemów, które sam stworzy. Przed wyborami klepią po plecach, ale robią to tylko po to, by zobaczyć, w którym miejscu wbić nam potem nóż. Nie wiemy, co będzie za pół roku, co przyniesie kolejny sezon i jakie będą następstwa tego, co UE łącznie z naszymi politykami próbuje nam zafundować. Nie jesteśmy przeciwko UE, nie chcemy z niej wychodzić, ale to nie jest ta sama unia, do której wstępowaliśmy 20 lat temu. My nie cofniemy się ani o milimetr! – puentował P. Kisiel.
Po spotkaniu z dziennikarzami rolnicy wręczali przechodniom ulotki protestacyjne. Przebywali w centrum miasta aż do wieczora.
AWAW