Dotykanie ran
Skłonni jesteśmy potępiać niewiernego apostoła - jak go zwykła określać tradycja - za jego sceptycyzm. Słowa: jeżeli na rękach jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę - w powszechnym mniemaniu uchodzą za obrazoburcze, burzące sielankowość wieczoru pierwszego dnia tygodnia.
Tymczasem sprawa nie jest tak prosta, jakby mogło się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Zbyt realne, by zapomnieć
Zbyt realne było to, co Tomasz widział, by teraz szybko zapomnieć. Obraz gehenny mocno wrył się w pamięć – nie było szans na szybkie zapomnienie Męki. Nie był materialistą niezdolnym do otwarcia się na tajemnicę. Wieść o zmartwychwstaniu mogła mu się jawić jako zbyt łatwy happy end. Czuł opór przed przyłączeniem się do radości pozostałych apostołów. Chciał czegoś więcej: sprawdzenia, czy zmartwychwstanie nie ogołaca krzyża. Dotknięcie ran Chrystusowych – namacalny dowód cierpienia – sprawiło, że odkrył na nowo Boga żywego! Jego wiara została rozpięta pomiędzy krzyżem i zmartwychwstaniem. Odkrył obok siebie i w sobie nie apatycznego Boga stoików czy wytworu mocarstwowych aspiracji człowieka, uczynionego na ludzki obraz i podobieństwo, ale Boga zranionego. Nie Boga Prawa czy tradycji, patrona świątecznego przyzwyczajenia, ale Boga współczującego, współcierpiącego.
Wstrząsającą są też wspomnienia więźnia obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Jako karę za ucieczkę powieszono na szubienicy małego chłopca. Jego ciało było wychudzone i lekkie. ...
Ks. Paweł Siedlanowski