Dowództwo rosyjskie przechodzi do ofensywy
Pod datą 1 lutego 1864 r. referent rosyjski Pawliszczew zanotował: „Jego Wysokość [Wielki Książę Konstanty – JG] w rozkazie do wojsk z dnia 1 lutego, przekazując słowa Cara Imperatora wygłoszone w odprawie lejbgwardii izmaiłowskiego pułku, wyraził przekonanie, że miłościwe słowa i pełne zaufanie Jego Wysokości do wiernych i sławnych wojsk swoich głęboko zapadną w ich serca i dodadzą im nowych sił, by z honorem zakończyć tak świetnie rozpoczętą przez nie walkę o uwolnienie kraju od przestępczych zamysłów buntowniczych band”. Nie napisał tylko, że rozkaz sztabu dowództwa zalecał „działanie stanowcze, niewstrzymujące się nawet od ognia armatniego skierowanego na punkty zaludnienia”. Miał to być postrach dla niewinnej ludności cywilnej.
Wykonując dyrektywę Wielkiego Księcia Konstantego, gen. Drejer skierował z Siedlec do Międzyrzeca kompanię piechoty i sotnię Kozaków. Zarekwirowali oni od mieszkańców Międzyrzeca podwody i ruszyli do Białej na pomoc płk. Nostitzowi. Również tego dnia gen. Drejer wysłał płk. Papaafanasopuło ze szwadronem ułanów na rozpoznanie w kierunku Mokobodów i Węgrowa. 1 lutego, z nastaniem dnia, w Białej Podlaskiej Roman Rogiński przystąpił do uporządkowania oddziału i oszacowania strat. Miał ok. 30 rannych. Po podliczeniu stanu okazało się, że spora liczba powstańców zdezerterowała w czasie bitwy i oddział liczył tylko ok. 700 osób. Początkowo Rogiński szykował się do obrony Białej, sądząc, że po nastaniu dnia Nostitz przypuści szturm. Tymczasem zbliżała się 12.00 w południe, a wódz rosyjski nie zjawiał się. Okazało się, że czekał na posiłki z Brześcia i Międzyrzeca. Nie wracał również Szaniawski, oddelegowany do walki z pododdziałem carskim zajętym naprawą mostu pod Zalesiem. Po potyczce zdobywca Łomaz skorzystał z nieuwagi Rosjan, rozebrał naprawiony most i do rana obsadził okoliczny las. To o jego żołnierzach pisał w epopei „Rok 1863” Julian Wołoszynowski: „… w białej [od śniegu – JG] leśnej kotlinie, koło szosy brzeskiej… wśród zamarzniętych bagien – leżał oddziałek z partii rogińszczyków… Kilku żołnierzy narodowych napełniało z braku wody śniegiem kociołek i grzało go na wrzątek u ogniska”. Z nastaniem dnia Szaniawski skierował się przez Woskrzenice do Janowa Podlaskiego. W potyczce jego oddziału z wojskiem rosyjskim ranny został oficer kosynierów Leopold Czapiński. Pozostawiono go po drodze u jednego z obywateli. Po południu doniesiono Rogińskiemu, że wzmocnione posiłkami siły Nostitza mają atakować Białą z dwóch stron – od Międzyrzeca i Brześcia. Energiczny komisarz podjął decyzję o opuszczeniu miasta. „Widząc, że trudno będzie z oddziałem moim uszczuplonym utrzymać się w Białej, zabrałem, co tylko było można z pozostałości po artylerii, ładunków, mąki, owsa, wyruszyłem do Janowa w przewidywaniu, że tam spotkam Szaniawskiego. Jako trofea bitwy pozostali nam dwaj oficerowie wzięci w karczmie przez kosynierów. Wieczorem po wyjściu naszym zajął Białą Nostitz i tam pochował zabitych żołnierzy i dwóch oficerów. Czynność tę musieli spełniać księża bazylianie, których kościół z ciałem męczennika św. Jozafata znajdował się w Białej”. Historyk rosyjski Pawliszczew relacjonując wkroczenie płk. Nostitza do Białej, pisał z kolei: „Podobną kontrybucję buntownicy nałożyli i na Żydów w Białej. Jednakże przybycie hr. Nostitza z oddziałem nie pozwoliło im na jej realizację. Hrabia m.in. aresztował i uprowadził ze sobą do swego obozu dyrygenta chóru Serkowskiego, księży Mleczkę i Kożuchowskiego, tudzież księdza reformatów Filippa”.
Obawiając się, że powstańcy węgrowscy mogą zaatakować Siedlce, Wielki Książę Konstanty nakazał zniszczyć to zgrupowanie. 2 lutego gen. rosyjski Drejer wysłał ze Zbuczyna do płk. Papaafanasopuły w kierunku Węgrowa 4 szwadron ułanów smoleńskiego pułku jazdy, 12 kompanię piechoty i dywizjon artylerii konnej. Pułkownik ten – żartobliwie nazywany przez Polaków Sopółą – po otrzymaniu rozkazu uderzenia na Węgrów wyruszył pospiesznie z Chodowa w kierunku Mokobodów, które zajął ok. 17.00, a następnie, przy zachowaniu wszystkich możliwych środków ostrożności, posuwał się w kierunku Szarut. Wobec szybko zapadającego zmroku rozłożył się obozem między Mokobodami a Szarutami. Powstańczy dowódca W. Jabłonowski, doskonale poinformowany o ruchach i zamiarach nieprzyjaciela, postanowił zaatakować tę kolumnę. Zebrał 800 kosynierów oraz 200 strzelców i ruszył na Szaruty. Drugie wielkie zgrupowanie powstańcze znajdowało się blisko 100 km na wschód.
2 lutego Rogiński przybył do Janowa, gdzie spotkał Szaniawskiego. Nastąpiło ponowne porządkowanie i szkolenie oddziału. Tak o tym zapisał Roman: „W Janowie znowu byłem kilka dni, ucząc żołnierzy, szyjąc mundury dla strzelców, robiąc ładunki. Kawaleria zwiększała się tak, że było z górą 100 koni. Żołnierz to był wcale niezły. Miałem 40 masztalerzy ze stajni janowskiej, którzy doskonałymi byli jeźdźcami. Dalej z furmanów i młodzieży dobry oddziałek się sformował, a i Radowicki był to bardzo odważny dający wszystkim dobry przykład jeździec”.
Tymczasem pod Szarutami doszło do starcia. Rosjan uratowała od klęski ich artyleria. Powstańcy cofnęli się w kierunku Grochowa. Dowódca polskich strzelców Mucha zniknął bez śladu i dowództwo po nim objął były junkier rosyjski, który z ariergardą liczącą 200 ludzi zahamował do 8.00 rano dalszy marsz płk. Papaafanasopuły. Szykował się koncentryczny atak na zgrupowanie węgrowskie. Zgodnie z dyrektywami dowództwa warszawskiego płk Krywonosow załadował oddział Krüdenera do wagonów kolei warszawsko-petersburskiej i po wyładowaniu w Małkini ruszył pod Węgrów. Z Łochowa miał nadciągnąć płk Botemps. W dowództwie polskim nie wiedziano, gdzie znajduje się powstańczy naczelnik wojskowy woj. podlaskiego Walenty Lewandowski. Na jego poszukiwanie wysłani zostali z Węgrowa Lisikiewicz i Wronowski.
Józef Geresz