Droga do niepodległości zaczęła się w Gietrzwałdzie
Ucząc nas o drogach wiodących Polaków do wolności na przestrzeni 123 lat niewoli, historia wskazuje na powstanie listopadowe, styczniowe, pracę emigrantów, artystów, działaczy społecznych i politycznych. W historiografii nie odnajdujemy jednak wzmianki o Gietrzwałdzie, a właśnie to miejsce czyni Ksiądz w swojej publikacji punktem, w którym zaczęła się wolność Polaków.
Powstanie listopadowe było zrywem, który zmobilizował ok. 50 tys. ludzi, zaś powstanie styczniowe - ok. 200 tys. Szczególnie po upadku powstania 1863 r. ponieśliśmy ogromne straty: ludnościowe i materialne. Z jednej strony podjęto germanizację, próbując zniszczyć naszą tożsamość narodową, nakazując używanie języka niemieckiego w administracji, w szkołach i zabraniając używania języka polskiego w kościołach - w śpiewie, w kazaniach.
Z drugiej strony przyszła rusyfikacja i zsyłki na Syberię, gdzie znalazło się ponad pół miliona ludzi. Wydawało się, że wszystko jest przegrane. Ale nadszedł rok 1877. Niewielka, 600-osobowa grupa Polaków z terenu trzech zaborów wybrała się w pierwszą narodową pielgrzymkę do Rzymu, by oddać cześć papieżowi Piusowi IX obchodzącemu złoty jubileusz biskupstwa. 6 czerwca Ojciec Święty przyjął tę grupę i wygłosił przemówienie, pokazując Polakom drogi wiodące do odzyskania wolności. Podkreślił w nim, że nie powinna to być walka zbrojna, ale modlitwa. Przekonywał, że największym nieszczęściem Polaków jest grzech: zaborca próbował bowiem nas rozpić, a demoralizując, zniewolić. Papież wymienił też cechy, które powinny charakteryzować uciemiężonych Polaków pozbawionych własnej ojczyzny, wskazując na stałość, odwagę i cierpliwość. Trzy tygodnie po orędziu Piusa IX, 27 czerwca 1877 r., w Gietrzwałdzie rozpoczęły się objawienia. Matka Boża przedstawiła w nich program odnowy moralnej. W roku objawień ma tu miejsce ogromny, spontaniczny ruch pielgrzymkowy. Ludność nie tylko z Warmii, ale z terenu trzech zaborów przybywała do Gietrzwałdu pociągami i w pielgrzymkach pieszych, przemierzając setki kilometrów, aby dostać się do tego cudownego miejsca. Wieść o objawieniach rozchodziła się bardzo szybko. Prasa pisała o nich dopiero pod koniec lipca i w sierpniu; przede wszystkim niesione były one przez pątników.
Kto pielgrzymował do Gietrzwałdu?
Głównie ludzie młodzi – nastolatkowie oraz 20- i 30-latkowie, łącznie ok. 450 tys. osób. Pielgrzymów powyżej 40 roku życia było ok. 50 tys. W roku objawień do Gietrzwałdu przybyło prawie pół miliona pielgrzymów, podczas gdy w granicach dawnej Rzeczpospolitej żyło ok. 10 mln Polaków. Te 5% społeczeństwa polskiego poniosło dalej orędzie Matki Bożej. W ciągu czterech lat nawiedziły Gietrzwałd prawie 2 mln pielgrzymów.
O co prosiła Matka Boża?
Przede wszystkim o modlitwę różańcową, zerwanie z grzechem, m.in. alkoholizmu, i zmianę sposobu życia, uczestnictwo w Eucharystii. Ważne jest jednak to, co dokonało się po objawieniach, które trwały do 16 września 1877 r. Proboszcz gietrzwałdzki ks. Augustyn Weischel odnotował, że na Warmii i w innych dzielnicach nieistniejącej Polski dało się zauważyć odnowę moralną; nastąpił renesans bractw różańcowych, powstawać zaczęły bractwa trzeźwościowe. To zaś prowadziło do odnowy moralnej rodziny na niespotykaną skalę. Młodzi ludzie, którzy pielgrzymowali do Gietrzwałdu, zabierali ze sobą orędzie Matki Bożej, niosąc je pod strzechy domostw – i tam właśnie zaczęła się odnowa moralna.
Można zapytać – w czym Pan Bóg nam błogosławił? Przeprowadziłem badania w wielu parafiach, m.in. na Podlasiu i na Mazowszu, ale też na terenie dawnego Śląska Opolskiego i dawnej guberni suwalskiej, pod kątem tego, jak wyglądała demografia pod zaborami. Okazało się, że po objawieniach gietrzwałdzkich znacznie wzrosła liczba przychodzących na świat dzieci. Np. w parafii Wojcieszków w diecezji siedleckiej, gdzie miałem okazję przeglądać księgi chrztów, zgonów i ślubów, w ciągu czterech dekad nastąpił wzrost urodzeń o ponad 300%. Wskaźniki te rosły do lat 20 XX w. Podobnie działo się w parafii Gończyce – było to ponad 200%. Orędzie Matki Bożej zachwyciło młodych ludzi, stali się jego beneficjentami. Liczba ludności polskiej z 15 mln w roku objawień w ciągu niespełna czterech dekad, do 1914 r., wzrosła do 30 mln. To wielki dar, który otrzymaliśmy, i droga do niepodległości – nie tylko fakt podejmowania walki zbrojnej przynoszącej często straty. Tu walczyliśmy w sposób duchowy, a wraz z odnową moralną następowała odnowa biologiczna. Zakładane rodziny stawały się zdrowe moralnie, duchowo i biologicznie. Rodzące się potomstwo było największym darem w drodze do niepodległości. Było kim zarządzać, byli młodzi ludzie, którzy mogli ponieść te idee dalej. Uważam, że była to najpiękniejsza droga, dzięki której odbudowana została nasza tożsamość narodowa.
Jakie znaczenie ma fakt, że Matka Boża rozmawiała ze świadkami objawień po polsku?
Dla nas, Polaków, kluczowe. Rozmowy dziewczynek z Maryją odbywały się w gwarze warmińskiej, czyli w miejscowym, ówcześnie używanym dialekcie języka polskiego. Młodzi ludzie, którzy nie pamiętali już wolnej Polski, przybywając do Gietrzwałdu, dowiadywali się, że Matka Boża mówi po polsku. I pytali – czy myśmy mieli kiedyś wolną ojczyznę? Niektórzy, nie wierząc, że byliśmy kiedyś wolnym krajem, wyruszali do Krakowa, żeby sprawdzić, czy tam naprawdę są pochowani polscy królowie. Widać, jak daleko poszła utrata świadomości narodowej, i że trzeba było odbudowywać ją na nowo. Kiedy dowiadywali się, że Matka Boża mówi po polsku, stwierdzali, że musi to być bardzo ważny język, skoro posługują się nim w niebie. Następowało budzenie nie tylko świadomości religijnej, moralnej, ale także tej narodowej, która pozwalała odkrywać swoje korzenie, własną historię. Po objawieniach gietrzwałdzkich nastąpiło ożywienie ducha narodowego.
Objawienia gietrzwałdzkie są jedynymi w Polsce zatwierdzonymi przez Kościół…
Proces ten był długi. Władza kościelna była na tyle roztropna, że objawienia spisano na polecenie ówczesnego proboszcza jeszcze kiedy trwały. Przesłuchiwano dziewczynki, które były świadkami objawień. W ich trakcie biskup warmiński Philipp Kremens powoływał kolejne komisje: medyczną, historyczną, teologiczną. Kiedy w 1885 r. odszedł z diecezji warmińskiej do Kolonii, jego następca nie był już tak zainteresowany objawieniami. Trzeba było wielu lat, by do nich wrócono. Dopiero bp Józef Drzazga powołał ponownie komisje historyczną i teologiczną, odbyły się dwa kongresy maryjno-mariologiczne. W 1977 r. wydał dekret, który potwierdził prawdziwość objawień – jedynych w Polsce, nad którymi pochylił się Kościół. Ale mieliśmy materiały, skrupulatnie przebadane fakty i było do czego się odwołać. Dlatego Gietrzwałd to miejsce szczególne dla Polaków i mamy tu za co dziękować. Śmiem twierdzić, że przez 123 lata niewoli nie było ważniejszego wydarzenia w drodze do niepodległości, jak właśnie objawienia Matki Bożej.
Był Ksiądz przez wiele lat związany z sanktuarium Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Ślady i oddziaływanie objawień gietrzwałdzkich odnajduje Ksiądz również na terenie naszej diecezji.
Na terenie kilku parafii prowadziłem badania pod kątem demografii po objawieniach w Gietrzwałdzie, m.in. we wspomnianej już parafii Wojcieszków czy w parafii Gończyce. Do tej ostatniej drogi wiodą mnie często, bowiem jej proboszcz ks. kan. Jan Spólny jest miłośnikiem Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. Wielokrotnie pielgrzymował do Gietrzwałdu z grupami parafialnymi czy też pieszo z pątnikami wyruszającymi z Warszawy pieszo. Ciekawe echa objawień gietrzwałdzkich odnaleźć możemy też w parafii Swory, gdzie utrwaliły się w przekazywanej tam przez pokolenia pieśni. Spisał te echa ówczesny proboszcz ks. kan. Stanisław Chodźko. Myślę, że warto kiedyś do nich wrócić.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Kołodziejczyk