Diecezja
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Droga do zniewolenia

Na sektę nie ma mocnych. Tak podejdą człowieka, że zawsze trafią w jego czuły punkt. Obroni się tylko ktoś, kto ma silną osobowość - ostrzegał w Siedlcach ks. Sławomir Zaczek, opiekun duchowy Stowarzyszenia Effatha, które zajmuje się m.in. zagrożeniami wiary ze strony różnych pseudoreligii.

Do siedleckiej kurii coraz częściej zgłaszają się osoby, które zetknęły się z sektami lub były z nimi głęboko związane. Najczęściej chodzi o świadków Jehowy. - Dlatego z inicjatywy bp. Kazimierza Gurdy postanowiliśmy zorganizować spotkanie z ekspertem, który przybliży zagrożenia związane z przynależnością do ruchów religijnych głoszących prawdy sprzeczne z doktryną Kościoła katolickiego - wyjaśnił ks. dr Mateusz Czubak, zastępca dyrektora wydziału duszpasterskiego kurii.

Gościem był pochodzący z diecezji siedleckiej asystent kościelny Stowarzyszenia Effatha ks. S. Zaczek, który opowiedział o metodach werbunku, sposobach manipulacji, jakie stosują świadkowie Jehowy. Podkreślił, że dzięki ruchowi Effatha, który działa od 20 lat, na łono Kościoła powróciło ponad tysiąc osób. – Nasz pierwszy sukces to nawrócenie pewnej pani mieszkającej w pobliżu seminarium Była świadkiem Jehowy od 32 lat. Rozmowy z nią trwały ponad pół roku, dlatego bardzo się ucieszyliśmy, gdy w Wielki Piątek wraz z mężem przystąpiła do spowiedzi. Przekonaliśmy się wtedy, że nasza działalność ma sens – opowiadał kapłan. Prelegent podkreślił, że obecnie w Polsce istnieje ponad 400 różnych organizacji religijnych, z czego 300 powołuje się na Pismo Święte.

Zbombardowani miłością

Jak działa sekta? Jednym z najpowszechniejszych i najbardziej skutecznych sposobów pozyskiwania nowych członków jest bombardowanie miłością. Na wstępie dana osoba jest otoczona wyjątkową serdecznością, troską i całkowitą – choć, oczywiście, pozorną, akceptacją. Taka postawa ujmuje do tego stopnia, że człowiek uzależnia się emocjonalnie od członków sekty oraz za wszelką cenę chce podtrzymać ową relację. Metoda ta wykorzystuje jedno z najsilniejszych narzędzi wpływu społecznego – tzw. regułę wzajemności. Po zbombardowaniu kandydata serdecznością następują pierwsze żądania, których nie sposób nie spełnić. Zaczyna bowiem działać poczucie zobowiązania wobec kogoś, kto bezinteresownie obdarowywał nas wieloma dobrami. Czymś naturalnym wydaje się w takiej sytuacji rewanż. Werbowany w ten sposób człowiek czułby się jak niewdzięcznik, a to wywołuje poczucie winy. Pierwsze żądania sekty brzmią przeważnie bardzo niewinnie, jak np.: datek pieniężny, przyjście na spotkanie czy rozmowa. Sygnałem ostrzegawczym powinna być nadzwyczajna dobroć, która nie pozwala danej odmówić spełnienia jakiejś prośby. – Na sektę nie ma mocnych. Tak podejdą człowieka, że zawsze trafią w jego czuły punkt. Obroni się tylko ktoś, kto ma naprawdę silną osobowość – zaznaczył ks. S. Zaczek, podając przykład pewnej kobiety z Lublina. – Dziewczyna po studiach, nauczycielka chemii pojechała na weekend do położonego pod Lubartowem Majdanu Kozłowieckiego, gdzie w latach 90 siedzibę miała sekta założona przez Bogdana Kacmajora, i już nie wróciła do domu. Nie pomogły prośby i płacze rodziny, bo tak wyprano tej kobiecie mózg – mówił.

Cechą charakterystyczną sekty jest obecność wpływowego i charyzmatycznego lidera. Określa się go mianem przywódcy, proroka, nauczyciela, mistrza, guru. – Nikt nie mówi tak, jak on, dzięki czemu potrafi zachwycić i pociągnąć za sobą wiele osób. Doświadczyłem tego w seminarium. Rok wyżej ode mnie był pewien kleryk, który miał dar przemawiania i silną osobowość. Nikt z nas nie potrafił opowiadać o Bogu tak, jak on. Jednak po trzecim roku odszedł z seminarium, a wraz z nim sześciu kleryków. Dzięki pieniądzom, jakie dostał od masonerii, założył sektę. Ostatecznie rozpadła się ona, gdy zaczął zmieniać żony – opowiadał ks. Sławomir.

Jak rozmawiać?

Słuchacze pytali asystenta Effathy, jak rozmawiać ze świadkami Jehowy. – Sposób podał Pan Jezus. On nigdy nie tłumaczył się faryzeuszom, ale zadawał im pytania. To dobra metoda. Natomiast odradzałbym wchodzenie w teologiczny dialog, gdyż do tego potrzeba bardzo dobrego przygotowania – przestrzegał, zaznaczając, iż najskuteczniejszym sposobem rozmowy z wyznawcami Jehowy jest zaproszenie do wspólnej modlitwy „Ojcze nasz”. Wychodząc z naszego domu, będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie chcieli odmówić modlitwy pochodzącej z Biblii. Można też świadka pozdrowić słowami „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Kiedy odpowie „dzień dobry” zamiast „Na wieki wieków”, warto spytać, dlaczego wypiera się Chrystusa.

– Kilka lat temu zostałem poproszony o pomoc w uwolnieniu z sekty jednej z mieszkanek Siedlec. Gdy wszedłem do jej domu, chwaląc Jezusa, nie odpowiedziała na moje pozdrowienie. To był dobry znak. Oznaczał, że kobieta jest w tzw. zawieszeniu, czyli już nie wierzy w Chrystusa, ale jeszcze Go nie odrzuciła. Kiedy usłyszałbym „dzień dobry”, dowodziłoby to, że już wyparła się Jezusa. Zwróciłem też uwagę na to, czy, opowiadając o sobie, używa słowa „ja” czy „my”. Gdyby mówiła w liczbie mnogiej, wskazywałoby to na to, iż doszło już do prania mózgu i każdy argument byłby nieskuteczny. Ta kobieta mówiła raz „ja”, a raz „my” – wspominał kapłan. – Na początku rozmowy zacząłem chwalić świadków, podkreślając ich gorliwość. W ten sposób budowałem porozumienie, by potem krok po kroku obalić tezy zawarte w literaturze wyznawców Jehowy. Warto wiedzieć, iż prawdy z Pisma Świętego nie stanowią dla nich argumentu. Najważniejsze jest to, co napisano np. w „Strażnicy” – zaznaczał prelegent, dodając, iż, gdyby ludzie czytali Pismo Święte, a nie jego komentarze, nigdy nie trafiliby do sekty. – Dlatego, modląc się o nawrócenie świadków Jehowy, należy prosić, by zaczęli czytać Biblię. Wtedy Bóg ich poprowadzi – zapewnił, dodając, iż nie możemy zapominać jednak, że nawrócenie to łaska.

Byłam marionetką

W spotkaniu wzięła udział wspomniana przez ks. Sławomira kobieta, która podzieliła się swoimi doświadczeniami. – Byłam w Kościele, ale tak naprawdę wcale go nie znałam. Dlatego stałam się ofiarą sekty. Dzisiaj wiem, że świadkowie Jehowy to nieszczęśliwi ludzie, którzy stali się marionetkami. Ja też nią byłam. Pomógł mi ks. Sławomir i modlitwa, jaką otaczali mnie bliscy, a zwłaszcza teściowa – opowiadała Ewa, wspominając, iż, gdy stała się jehowitką, zaczęła wyrzucać z domu obrazy z wizerunkami świętych, ponieważ sekta zakazuje ich kultu, uważając go za bałwochwalstwo. – Jedyny obraz, jaki pozostał, to wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej. Wprawdzie chciałam go zdjąć ze ściany, ale Maryja mi nie pozwoliła – wyznała. Kobieta opowiadała, że to dzięki Matce Bożej i medalikowi z Jej cudownym wizerunkiem udało się odejść od świadków Jehowy. Jednak kiedy po raz pierwszy założyła go na szyję, pojawiły się bardzo złe myśli, m.in. samobójcze i nakazujące go podeptać. Wówczas ks. Sławomir zalecił poświęcenie medalika. Pomogło. Jednak walka duchowa trwała. Szatan nie chciał tak łatwo odpuścić. – Pojawiła się depresja, z której wychodziłam trzy lata. Byłam pod opieką psychiatry, księdza i psychologa chrześcijańskiego. Brałam leki, chodziłam na terapię. Jednak najważniejsze były dla mnie wskazówki spowiednika. Tam bowiem, gdzie jest posłuszeństwo, diabeł nie ma dostępu – podkreślała. Ewa trafiła też do egzorcysty, który stwierdził dręczenia. – Przeszłam naprawdę długą drogę. Udało mi się wygrać dzięki spowiedzi, Komunii św., odmawianiu Różańca. To najlepsza broń w walce z szatanem. Dzisiaj jestem w Szkole Ewangelizacji Niepokalanej. Ona mnie prowadzi. Chwała Panu! – zakończyła swoje świadectwo.

Medjugorje i nie tylko

Dalszą część zdominował temat objawień prywatnych. Głównie w Medjugorje. – Byłem tam osiem razy na rekolekcjach organizowanych dla kapłanów z całego świata. Uczestniczyłem też w spotkaniu z widzącymi. Zapamiętałem ich ogromną nienawiść do biskupa. Wraz z kolegą kapłanem napisaliśmy wówczas opinię, iż cieszymy się, że biskup nie zatwierdził Medjugorje jako miejsca objawień, bo ich tam po prostu nie ma – stwierdził. Słowa zapoczątkowały tak emocjonującą dyskusję, że zdecydowano, iż temat objawień prywatnych będzie kontynuowany na kolejnym spotkaniu. Prawdopodobnie odbędzie się ono na początku przyszłego roku.

Ks. Sławomir odniósł się także do pytań o działalność o. Daniela Galusa z pustelni w Czatahowej, przestrzegając przed traktowaniem go jako proroka i uzdrowiciela, do czego wielu ma skłonność, apelując jednocześnie o czujność i rozwagę. – Często słyszę: jedziemy do o. Daniela, do św. Rity itd. A gdzie w tym wszystkim jest Pan Jezus? Czy modlitwa i Msza św. w Czatahowej lub Borkach jest inna, lepsza? Nie jest, więc należy zadać sobie pytanie i uczciwie na nie odpowiedzieć: po co tam jeżdżę? – zaznaczył na koniec.

MD