Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Droga światła

Przez lata pisała do przysłowiowej szuflady, nie sądząc, iż kiedyś usłyszy od obcych ludzi, że jej utwory przynoszą radość, ukojenie czy przebaczenie. - Dziś wiem, że wiersze są jak dzieci, które wychodzą z nas, z rodzin, i idą, by żyć dalej - mówi poetka Janina Ostrzyżek.

Pochodzi ze wsi Kaliszany nad Wisłą, mieszka w Starej Dąbi niedaleko Ryk, ale jej poezja sięga poza okolicę. J. Ostrzyżek, związana kołem literacko-poetyckim działającym przy Kwadracie Artystycznym w Rykach, ma na swoim koncie trzy tomiki: „Codzienność”, „Po Drugiej Stronie” i „Ślady”. W swoich utworach podejmuje przede wszystkim tematy egzystencjalne, ale czytelnik znajdzie również nawiązanie do okolicznej przyrody Starej Dąbi, tęsknotę za krajobrazem rodzinnej wioski Kaliszany, rodzinnym domem z ukochanymi rodzicami. „... jestem z chłopów/ tych zwyczajnych/ pszenno-żytnich/ chlebodajnych...” - to słowa z wiersza „Mój rodowód”. Pochodzenie to dla J. Ostrzyżek powód do dumy, a praca rolnika w polu, w bardzo bliskim kontakcie z ziemią, obrazuje prawdę o człowieku. - Chłop pracował dla chleba, aby nakarmić nim siebie i innych - stwierdza. - Na wsi dawniej mówiło się, że na polu „rośnie chleb” - dodaje.

Natomiast w utworze „Marzenia o domu” zawarła wyobrażenia o własnej rodzinie, pisząc: „tam jest stół/ jest chleb”. – Chciałam przenieść do swojego przyszłego domu to, co było najważniejsze w moim: stół, chleb, wspólny śpiew kolęd wieczorem. Chyba udało mi się tą wizją zarazić dzieci, o czym świadczy gest mojej córki, która odwiedzając dom dziadków, czyli mój rodzinny, zakupiła tradycyjny wiejski chleb i położyła na 100-letnim stole po pradziadkach – mówi poetka.

Poetka z czułością wspomina zapracowanego dziadka, którego jako mała dziewczynka obserwowała przy wyplataniu koszy, młócce cepem czy innych obowiązkach. – Kiedy w żniwa przychodziło się z pola, kobiety zajmowały się pracami gospodarskimi, a mężczyźni siadali i klepali kosy. Wtedy po wsi roznosił się dźwięk, którego teraz nie słychać i trudno dziś porównać go z czymkolwiek – opowiada.

„Zapomniałam mowy twojej/ – świetlista drogo przez Wisłę” – pisze w „Krajobrazie rodzinnym”. – To właściwie była taka droga światła. Jako dziecko pasałam krowy tuż nad brzegiem Wisły. Kiedy słońce zachodziło, odbijając się w wodzie, tworzyło taką świetlistą drogę aż na drugi brzeg – opowiada.

 

Wiersze jak dzieci

Swoje wspomnienia pielęgnowała w wierszach, które na początku pisała do przysłowiowej szuflady. Tak było chociażby z utworami dotyczącymi wydarzeń lubelskich, w których jako studentka brała udział. Z tamtych czasów pochodzą tzw. kartki ze stanu wojennego zawierające przelane na papier myśli, emocje, m.in. po spałowaniu przez ZOMO znajomego kapłana czy studenckich strajkach. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekają się publikacji, stało się to dopiero po wielu latach – podkreśla.

Z czytelnikami swoich wierszy J. Ostrzyżek ma okazję spotkać się w czasie wieczorków poetyckich. – Ludzie dzielą się swoimi spostrzeżeniami po lekturze moich tekstów. Jedna z osób wyznała, iż jeden z moich wierszy – niestety, nie powiedziała, który – sprawił, że pogodziła się z kimś dla nie ważnym, a fragment utwory zamieściła w liście skierowanym do tego człowieka. Ktoś z kolei mówił, że czyta wiersz „Nadzieja” w momentach załamania, kiedy przeżywa trudności, bo moje słowa stawiają go do pionu. Od innej osoby usłyszałam, że moje teksty przyniosły ukojenie po pogrzebie jej matki. Takie recenzje są dla mnie najcenniejsze – zaznacza poetka.

Pisze również o słowach, których nikt nie bierze, nie dzieli, nie spożywa – porównując je do chleba – czyli takich, które pozostają, bo nie trafiają do ludzi: „myśli/ westchnienia/ zostają/ niczym chleb/ niepodzielony”. W innym miejscu opisuje słowa, które już wyruszyły: „słowo – pisklę nieopierzone/ lękam się o ciebie/ gdy opuszczasz gniazdo/ idziesz na chłód”. – Wiersze są jak dzieci, które wychodzą z nas, z rodzin, i idą, aby żyć dalej – stwierdza J. Ostrzyżek. – Słowo można porównać również do człowieka w wielkiej księdze ludzkości, który wychodzi na zewnątrz i trafia w różne miejsca. Jednocześnie w tym samym czasie wielkie słowo – Eucharystia zostaje często samotne w kościele – zauważa.

 

Dostrzec nie tylko ziarno

Tematyka religijna często występuje w wierszach pani Janiny. „Czterowymiarowa ikona człowieczeństwa” pojawia się w utworze „Pieta uśmiechnięta”. – Często spotykam osoby ciężko chore oraz te, które się nimi opiekują. Jedną z nich jest moja czuwająca przy ponad 30-letnim synu koleżanka. Kiedy miał pięć lat, przeszedł operację serca, od tamtej pory pozostał sparaliżowany. Ma wyjątkowy kontakt ze swoją matką i, jak to zawarłam w wierszu, „oczyma przekazuje jej prawdę o miłości” – wyjaśnia.

O słabszych, niepełnosprawnych, często niewidocznych jest „Rzecz o ziarnie i plewie”. – Kiedy ziarno jest jeszcze zielone, otacza je plewa, której nie dostrzegamy. Tymczasem bez niej ziarno nie miałoby szans na wzrost. Tak samo jest z ludźmi. Często widzimy tylko tych, którzy odnoszą sukces, nie zauważając tych pozostających w cieniu, pełniących służebne role – tłumaczy.

Wiersze o biblijnym Bartymeuszu to ważny rozdział twórczości poetki ze Starej Dąbi. W jednym z utworów niewidomy prosi przechodzącego Jezusa o litość i doświadcza światła. – Nie dostąpi się tej łaski, jeśli żyjemy w ramach naszych przyzwyczajeń – wyjaśnia autorka. – Pozostanie nam tylko jałmużna codziennych dni. Aby zauważyć światło, potrzeba poczuć głód, zapragnąć – stwierdza.

Wiersze J. Ostrzyżek pobudzają do refleksji, poruszając najczulsze struny natury ludzkiej. Przemawia przez nie wrażliwość i dobro duszy, serce podparte miłością do Boga i miłością do ludzi. Warto po nie sięgnąć.

JS