Komentarze
Drzwi nadal zamknięte

Drzwi nadal zamknięte

Gdy wybrzmiały już wielkanocne dzwony, można i trzeba zadać pytanie o recepcję prawdy chrześcijańskiej w naszych czasach. Idąc na cały świat Apostołowie nie mieli najmniejszej wątpliwości, że świat potrzebuje tej prawdy, choć być może jest tego nieświadomy.

Od blisko dwóch tysięcy lat nowe zastępy ewangelizatorów z tym samym zapałem i przekonaniem idą z prawdą na ustach i w sercu do świata swoich czasów i swoich realiów. Optymizm uczniów Pana nie niweczy jednak pytania, czy nasz świat jest w stanie przyjąć prawdę? Świat, który sam siebie dość często określa jako miejsce zwycięskiego panowania liberalizmu w różnych jego postaciach. Wszak dominantą wystąpień większości polityków Zachodu oraz podejmowanych przez nich działań na arenie międzynarodowej jest przekonanie o szerzeniu idei wolnościowych w wymiarze politycznym, kulturowym, gospodarczym i społecznym.

Taki model świata jest stawiany za wzór, a jego realizacja wielokrotnie jest warunkiem sine qua non jakiejkolwiek pomocy krajom będącym w potrzebie. Czy taki świat może jednak przyjąć Chrystusa?

 

Z czym do ludzi?

Centralną prawdą chrześcijaństwa jest to, że Chrystus jest nie tylko Synem Bożym, ale że przyszedł cierpieć i odkupić nas przez swoją ofiarę przebłagalną. W świecie dotkniętym złem cierpienie Chrystusa łagodzi nasze bóle i uzdrawia nas z naszych zranień. Liberałowie nie mogą jednak trwać przy tym Chrystusie, ponieważ widzą państwo, a nie Chrystusa, jako drogę do odkupienia. Chrześcijaństwo twierdzi, że świat jest zraniony i jako taki potrzebował uzdrowienia przez Miłość, która przyjęła te rany świata. Innym centralnym twierdzeniem chrześcijaństwa, które obecnie jest często zniekształcane i przekręcane w służbie liberalnemu humanitaryzmowi jest to, że Bóg jest miłością. Te dwa twierdzenia łączą się w Chrystusie Ukrzyżowanym. Na krzyżu wcielony Bóg miłości przez swoją ofiarną śmierć ofiarował uzdrowienie i pojednanie, biorąc na siebie cierpienie świata. Świat, który uznaje rzeczywistość cierpienia i naszą niezdolność do samodzielnego rozwiązania go, jest światem, który potrzebuje Chrystusa. Świat, który jest ślepy na cierpienie i zastępuje rzeczywistość cierpiącego i zranionego świata światem przymusowego poddania się, panującego triumfu lub wykorzenienia cierpienia ręką państwa, jest światem, który nie potrzebuje Chrystusa. To jest rdzeń liberalizmu i dlaczego nigdy nie może on przyjąć prawdziwego Chrystusa. Liberalny świat w swoim marzeniu o wykorzenieniu cierpienia dziełem ludzkich rąk jest światem, który coraz bardziej unika Chrystusa i małostkowo przemienia go w ludzki obraz własnych bezsensownych marzeń. Wymyślony Chrystus jest w tej wizji Mesjaszem, który jest otwarty i nie gani ani nie wymaga żadnych wyrzeczeń, który przyjmuje bez pokuty (ponieważ pokuta wymaga pewnego stopnia cierpienia), który jest humanistycznym mędrcem etycznym, głoszącym niejasną i abstrakcyjną ewangelię „miłości” bez żadnych konkretnych poświęceń w jej wyrażaniu. A marzenie o stworzeniu świata wolnego od krzywd jest esencją liberalizmu, o czym wie każdy, kto studiuje liberalną teorię polityczną.

 

Nowy piękny świat

Liberalizm odwołuje się co prawda do pewnych idei chrześcijańskich, ale niestety wypacza je. Liberalizm akceptuje, że świat jest zepsuty i cierpi. Liberalizm akceptuje, że istnieje pewna żądza dominacji, która przenika świat. Liberalizm akceptuje, że zbawienie człowieka obejmuje przezwyciężenie złamania i cierpienia świata. Ale na tym podobieństwa się kończą, a zaczyna się wielka rozbieżność. Odkupicielem w liberalnej teorii jest państwo, a nie Chrystus, co skutkuje wejściem w utopię, której według Hobbesa, Locke’a i Rawlsa poszukują wszyscy ludzie. Jej święci są wojującymi socjalistami, poruszanymi nie przez miłość do innych, ale przez miłość do siebie samego, zmieszaną z obłudą i nienawiścią do bogatych i klasy średniej, których chcą obalić. Liberalizm to nienawiść przebrana za współczucie. Jest to żądza dominacji w przebraniu języka miłości, aby nadać jej moralną i sentymentalną władzę nad rywalami, którzy są określani jako okrutni, niesprawiedliwi i niewspółczujący. To liberalne marzenie o wyeliminowaniu cierpienia sprawia, że Chrystus liberalnych kultur zostaje przemieniony z Cierpiącego Odkupiciela w coś bardziej przyswajalnego dla współczesnego ducha czasu. Wystarczy spojrzeć na dzisiejsze teologie liberalne, rozpowszechnione we wszystkich denominacjach. Tutaj Chrystus przemienia się w proroka otwartych granic, który przekroczył granice i nikogo nie odrzucił. Chrystus przemienia się w „otwartego i afirmującego” kochanka, który akceptuje kogoś takim, jakim jest, bez misji usunięcia grzechu. Chrystus zostaje przemieniony w krucjatę walczącego z ubóstwem, dążącego do życia wszystkich w zdrowiu i bogactwie. Chrystus jest nawet ogłaszany „socjalistą”. Liberalny Chrystus nie jest Cierpiącym Sługą, który odkupił świat przez swoje cierpienie, będące najwyższym możliwym wyrazem miłości, i który w swoim cierpieniu wypełnił obietnice dane patriarchom i prorokom. Chrystus liberałów – jeśli nawet zachowują Chrystusa – jest tylko figurantem w polityce i promowaniu pewnych działań społecznych sponsorowanych przez państwo. Liberałowie biorą element charakteru Chrystusa i czynią z niego całą istotę tego, kim chcieliby Go widzieć. Liberalizm jest niezgodny z chrześcijaństwem na każdym poziomie. Ale najbardziej zgubne jest to, jak liberalizm infiltruje chrześcijaństwo i psuje je od środka, przekształcając tradycję chrześcijańską w nową, postępową i nowoczesną marionetkę dla świeckiego establishmentu i w marzenia bezbożnych liberalnych filozofów, którzy nienawidzili chrześcijaństwa. Kiedy liberalny establishment jest zagrożony, zwraca się do chrześcijaństwa, aby je podtrzymać, ale zniekształcając ewangeliczne przesłanie miłości i służby dla innych. Kiedy jednak dominuje liberalny establishment, wówczas dąży do ograniczenia i wyeliminowania chrześcijaństwa z jego ostatnich śladów w życia publicznego. Chrześcijanie powinni być świadomi tej podwójnej gry prowadzonej przez establishment. Liberalizm pragnie uwolnić świat od cierpienia. Dąży do stworzenia nieszkodliwego świata, w którym poświęcenie nie jest konieczne, a nawet szkodliwe, gdyż ofiara oznacza, że trzeba oddać coś, co jest drogie. Zaparcie się siebie i podążanie za Chrystusem jest przeciwieństwem współczesnego ducha. Z tego powodu współczesny świat nie potrzebuje prawdziwego Chrystusa. O ile idea Chrystusa trwa we współczesnym świecie, to jako płytka parodia będąca ideą antychrześcijańskich marzeń.

 

Ja jestem z wami

A przecież Chrystus jest cierpiącym sługą prorokowanym przez Izajasza i Psalmistów. Chrystus jest nasieniem, które zmiażdży Węża i uwolni ludzkość z kajdan nieuporządkowanej miłości. Chrystus jest tym, który zgładził grzechy świata i wzywa nas do pójścia za Nim. Chrystus paschalny jest Chrystusem, od którego tak wielu ucieka, ale jest Chrystusem, który wzywa nas do miłości. Ponieważ miłość pociąga za sobą cierpienie, dlatego Chrystus mówi nam, abyśmy podnieśli krzyż i podążali za Nim. W tę Wielkanoc, jak w każdą Wielkanoc, zawsze musimy mieć na względzie Prawdziwego Chrystusa. Chrystusa, który zawisł na krzyżu i przyniósł zbawienie przez swoją ofiarną miłość. Jak mówi św. Paweł: „Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. W tym Okresie Wielkanocnym, nękaną cierpieniem, przypominamy sobie, że Bóg przyszedł, aby cierpieć z nami. Uzdrawia nas Chrystus, a nie państwo. Chrystus, a nie państwo, przynosi nasze odkupienie. O ile współczesny liberalizm postrzega państwo jako narzędzie odkupienia, nigdy nie może przyjąć prawdziwego Chrystusa.

Ks. Jacek Świątek