Duch narodu
W ramach akcji „szanujmy wspomnienia” obejrzałam właśnie kawałek jednego z odcinków „Przygód pana Michała”. Ma się rozumieć - Wołodyjowskiego. Był to akurat ten odcinek, który jako dziecko widziałam w telewizorze trochę odległych sąsiadów (zamierzchłe czasy, kiedy tylko nieliczni mieli w domu ówczesne „okno na świat”).
To był ostatni odcinek serialu i chyba tylko dlatego mama uległa moim proszalnym jękom. Bo choć właścicielka telewizora wielekroć ponawiała swoje zaproszenie, mama pozostawała wierna przekonaniu, że chęć obejrzenia filmu to nie jest powód, żeby Bogu ducha winnym ludziom zakłócać domowy mir. Długotrwały opór przeciw moim prośbom spowodował, że weszłyśmy jako ostatnie z telewizyjnych natrętów. Herdegen kończył już swoim dostojnym głosem dumną „Pieśń o małym Rycerzu”, a wpatrzona w ekran stojącego na stoliku telewizora młódź zdążyła już ciasno się ubić na kuchennej podłodze.
To był ostatni odcinek serialu i chyba tylko dlatego mama uległa moim proszalnym jękom. Bo choć właścicielka telewizora wielekroć ponawiała swoje zaproszenie, mama pozostawała wierna przekonaniu, że chęć obejrzenia filmu to nie jest powód, żeby Bogu ducha winnym ludziom zakłócać domowy mir. Długotrwały opór przeciw moim prośbom spowodował, że weszłyśmy jako ostatnie z telewizyjnych natrętów. Herdegen kończył już swoim dostojnym głosem dumną „Pieśń o małym Rycerzu”, a wpatrzona w ekran stojącego na stoliku telewizora młódź zdążyła już ciasno się ubić na kuchennej podłodze.
Starsi przycupnęli na ławie, łóżku i krzesłach. Zgromadzenie to zdecydowanie przeszkadzało krzątającej się przy kominie gospodyni, powracający z gumna gospodarz musiał ogarnąć się w sieni, a babcia bezskutecznie próbowała uśpić dwuipółletnią Grażynkę. ...
Anna Wolańska