Duch narodu
To był ostatni odcinek serialu i chyba tylko dlatego mama uległa moim proszalnym jękom. Bo choć właścicielka telewizora wielekroć ponawiała swoje zaproszenie, mama pozostawała wierna przekonaniu, że chęć obejrzenia filmu to nie jest powód, żeby Bogu ducha winnym ludziom zakłócać domowy mir. Długotrwały opór przeciw moim prośbom spowodował, że weszłyśmy jako ostatnie z telewizyjnych natrętów. Herdegen kończył już swoim dostojnym głosem dumną „Pieśń o małym Rycerzu”, a wpatrzona w ekran stojącego na stoliku telewizora młódź zdążyła już ciasno się ubić na kuchennej podłodze.
Starsi przycupnęli na ławie, łóżku i krzesłach. Zgromadzenie to zdecydowanie przeszkadzało krzątającej się przy kominie gospodyni, powracający z gumna gospodarz musiał ogarnąć się w sieni, a babcia bezskutecznie próbowała uśpić dwuipółletnią Grażynkę. W sumie to nie wiadomo jakim cudem ta niewielka kuchenka pomieściła 11 osób. Pokój był zdecydowanie większy, ale pielgrzymki do stojącego tam na początku telewizora były bliskie zdemolowania tego reprezentacyjnego pomieszczenia częstymi wizytami.
Ten, na który zdążyłyśmy, to był ostatni odcinek. Od emocji kipiało. Wołodyjowski, który razem z Ketlingiem przysiągł, że raczej zginie niżby miał się poddać, przygotowywał Baśkę na swoją śmierć. To wtedy nauczyliśmy się powtarzać „nic to” przy każdej nadarzającej się okazji. Nad trumną Małego Rycerza popłakała się w zasadzie cała nasza widownia. A „larum grają” to był na długie lata nasz kolejny sienkiewiczowski hit.
Pokazany na filmie fragment Mszy spowodował, że przez płacz o Wołodyjowskiego i Baśkę przebijały się w kuchni słowa o ludzkim obliczu władzy, która jakkolwiek socjalistyczna, to przecież aż tak bardzo na Kościół nie nastaje, skoro go jednak w telewizorze pokazać pozwoliła. A kiedy na ekranie pojawiła się husaria, kuchenną gromadę nie mniejszy niż skrzydlatą konnicę duch bojowy ogarnął.
Bardzo szanując nasze narodowe powstania, jestem gotowa uwierzyć stwierdzeniu, albo przynajmniej gruntownie przemyśleć, że powieści Sienkiewicza zrobiły więcej dla odzyskania przez Polskę niepodległości niż wszystkie nasze zrywy razem wzięte.
Długo jeszcze nad wspomnianymi tu oglądaczami unosił się duch Sienkiewiczowskich bohaterów, a lokalna biblioteka zyskała nowych czytelników.
Za kilkanaście dni minie kolejna rocznica wręczenia Sienkiewiczowi Nagrody Nobla za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu i rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”.
Dobrze by było, gdybyśmy – miłośnicy mediów społecznościowych – schowali z tej okazji na jeden choćby wieczór komórkowy telefon i przenieśli się w świat powieści tego wybitnego autora. Przyjemnej lektury życzę.
Anna Wolańska