Dumni z mamy, babci i prababci
Jubileusz najbliżsi pani Emilii uczcili 29 czerwca Mszą św. w Kościele pw. Chrystusa Króla w Jedlance. Pani Emilia dzieciństwo spędziła w domu, pomagając rodzicom w gospodarstwie. W wieku siedmiu lat rozpoczęła naukę w czteroklasowej szkole powszechnej, która mieściła się w izbie domu przedwojennego sołtysa Niedźwiadki Jana Szostaka: zajęcia odbywały się w dwóch grupach: na 8.00 przychodziły dzieci z trzeciej i czwartej klasy, natomiast na 12.00 dzieci z pierwszej i drugiej.
Nauka w szkole trwała siedem lat – do pierwszej i drugiej klasy chodzono rok, do trzeciej dwa lata, a do czwartej trzy. W roku szkolnym 1937/1938 szkoła w Niedźwiadce była przez trzy tygodnie zamknięta z powodu epidemii szkarlatyny. Emilka była jednym z 18 dzieci, które dotknęła choroba. Przechodziła ją ciężko. Pytana o kadrę nauczycielską, odpowiadała z sentymentem, że pamięta panie Marię Waczykówną pochodzącą z Ukrainy i Barbarę Kozieracką z Guzówki oraz Stanisława Ostrowskiego, nauczyciela religii pochodzącego z Anonina.
Trudne dzieciństwo
Ukończywszy 14 lat, w czerwcu 1938 r. Emilia wyjechała do Telatyna (obecnie na Lubelszczyźnie, przy granicy polsko-ukraińskiej) do swojej wujenki, by pomagać przy opiece nad jej wnukami. Rodzina wujenki mieszkała w szkole, ponieważ jej córka i zięć byli nauczycielami. Był to okres niepokojów społecznych na tle narodowościowym, nadchodziła wojna, trwała powszechna mobilizacja, dlatego po rocznym pobycie u wujostwa rodzice sprowadzili córkę do domu.
W czasie wojny Emilia wykazała się nie lada odwagą – by obronić starsze rodzeństwo przed przymusowym wyjazdem na roboty do Niemiec, została wysłana do sołtysa Niedźwiadki na służbę. Przez cztery lata pracowała w jego domu i gospodarstwie – z myślą o najbliższych, ale bez wynagrodzenia. Po śmierci sołtysa, który zginął z rąk partyzantów w maju 1944 r., wróciła do domu, by pomagać rodzicom w odbudowie zniszczonego przez wojenną zawieruchę gospodarstwa.
Rodzina i praca
W trudnym powojennym czasie Emilii spodobał się chłopiec z sąsiedztwa. Zygmunt Grudzień pochodził z mniej zamożnej rodziny, ale zaimponował jej swoim charakterem, błyskotliwością i siłą woli – w trakcie wojny w ryzykowny sposób uciekł z transportu, którym młodzież wieziono na roboty do Rzeszy, a później musiał się ukrywać. Młodzi przypadli sobie do gustu – ślub odbył się 23 kwietnia 1946 r. w kościele parafialnym w Tuchowiczu, chociaż radość oczekiwania zakłóciła nagła śmierć ojca Emilii. Z powodu żałoby ślub był skromny, bez przyjęcia weselnego. Młodzi zamieszkali w domu Zygmunta i od początku ciężko pracowali na otrzymanych od rodziców sześciu morgach ziemi. Uprawiali głównie len, ponieważ sprzedaż włókna i oleju przynosiła zysk. Emilia była bardzo pracowita – na potrzeby domowników przędła też nici i tkała płótno, z wełny owiec wyrabiała na drutach swetry, potrafiła też szyć.
Emilia i Zygmunt wychowali i wykształcili pięcioro dzieci. Każde z nich ukończyło studia: Ryszard – Politechnikę Łódzką, Bogumiła i Marianna – UMCS, Barbara – Politechnikę Warszawską, a Wiesław – Akademię Rolniczą w Lublinie. Studiowanie wymagało w tamtych czasach nie tylko zdolności, ale i silnego charakteru, który umożliwiał młodzieży wiejskiej zaaklimatyzowanie się w dużym mieście, i funduszy, które ofiarnie zapewnić dzieciom musieli rodzice. Za to gdy kolejne dziecko wracało z dyplomem, mieli powód do radości i dumy. W domu został tylko najmłodszy syn, który po dziś dzień opiekuje się mamą.
Życie nie rozpieszczało Emilii. Wraz z mężem: dorabiali się, kształcili dzieci, budowali dom i budynki gospodarcze. Dzisiaj wydaje się to nieprawdopodobne, ale elektryczność doprowadzono do ich gospodarstwa w 1977 r., co niezwykle ułatwiło życie. Do tego czasu wszystkie prace wykonywali w świetle lampy naftowej. Nie było ani lodówki, ani telewizora, a posiłki gotowane były na kuchni węglowej. Pierwszy ciągnik – Ursus C330 kupili w 1986 r. Rok później przepisali gospodarstwo synowi, zyskując emeryturę. Do nowego domu wprowadzili się w 1990 r. Od tej chwili był to czas spokoju, stabilizacji finansowej i radości z przychodzących na świat wnuków.
Kochana i szanowana
W kwietniu 1996 r. w gronie najbliższej rodziny uroczyście świętowali złote gody, czyli 50-lecie ślubu. Uroczystą Mszę w kościele parafialnym w Jedlance odprawiał ks. Henryk Demiańczuk. Sielankę przerwała nagła śmierć Zygmunta w sierpniu 2002 r. Emilii trudno było pogodzić się z odejściem męża; pogrążona w żałobie często odwiedzała cmentarz. Ukojeniem była zawsze modlitwa – od wielu lat należy do koła Żywego Różańca kobiet w Niedźwiadce. Jeszcze do niedawna uczestniczyła w zmiankach. Jest bardzo wdzięczna siostrom różańcowym za modlitwę w jej intencji.
Jubilatka cieszy się pięciorgiem dzieci, 14 wnukami (wśród nich są: prawnik, dwie lekarki, sześciu informatyków, trzech inżynierów, nauczycielka i bankowiec) i 20 prawnukami. Wnuki Emilii, przygotowując się na obchody setnych urodzin, już od pięciu lat w każdą ostatnią sobotę czerwca organizują urodziny babci. To bardzo oczekiwany przez wszystkich dzień, ponieważ jest okazją do spotkania rodzinnego i sprawienia jej radości.
– Jesteśmy dumni z naszej mamy, babci, prababci, która nadal cieszy się zdrowiem i chętnie opowiada nam historie z dawnych lat. Jej receptą na długie życie jest modlitwa i praca, proste jedzenie oraz dobra atmosfera w rodzinie – mówią bliscy pani Emilii.
List gratulacyjny z okazji setnych urodzin przesłał pani Emilii m.in. Prezydent RP Andrzej Duda. Dołączamy się do powinszowań, życząc na dalsze lata opieki Bożej, zdrowia i nieustającej pogody ducha!
LI