Duszna atmosfera katechezy w szkole
Robi to w sposób tradycyjnie siermiężny i brutalny, szeroko czerpiąc inspiracje z epoki słusznie minionej, której czerwień już dawno wyblakła. Goniąc uparcie pociąg, który dawno odjechał.
Problem w tym, że tak naprawdę jedyne, co stara-nowa lewica ma do zaoferowania Polakom, to chroniczny antyklerykalizm i przekonanie, że winnym całego zła, wszelkich niepowodzeń, cywilizacyjnych zapóźnień jest Kościół katolicki (proszę zwrócić uwagę: nie cerkiew, nie kościoły protestanckie, a właśnie Kościół katolicki). Gdyby nie on, Polska byłaby o lata świetlne dalej w rozwoju, panowałby powszechny dostatek, geje, lesbijki i wszelkiej maści „transy” tworzyliby szczęśliwe związki, a wielobarwne tęcze zdobiłyby place i ulice! Wiadomo przecież, jak tłumaczyła kilka dni temu Barbara Nowacka (cytaty za www.gazeta.pl), że „dzieci przychodzą do szkoły głodne i wychodzą ze szkoły głodne”, w „szkołach brakuje na dentystów, brakuje na opiekę medyczną, brakuje nawet na wodę, która od 1 września ustawowo powinna być gwarantowana przez każdą szkołę”, ale nie brakuje na „strawę duchową”! Według Włodzimierza Czarzastego kwestia świeckości instytucji państwa to „jedna ze spraw dla lewicy najważniejszych”. Wiceprzewodnicząca SLD (importowana na siedlecką listę wyborczą) Paulina Piechna-Więckiewicz podczas inauguracji kampanii na rzecz świeckiej szkoły zasygnalizowała, że to „prawdziwemu rozdziałowi państwa od Kościoła” poświęconych jest dziesięć punktów programu Zjednoczonej Lewicy. Najważniejsze cele w nim zapisane to m.in. wyprowadzenie religii ze szkół, doprowadzenie do finansowania katechezy ze środków kościelnych, zamknięcie Funduszu Kościelnego czy likwidacja art. 196 Kodeksu karnego, który mówi o obrazie uczuć religijnych itd. W postulatach ZJ padają hipotetyczne (choć tak przekłamane i wyolbrzymione kwoty), które można by w ten sposób pozyskać w budżecie, ale rzeczywiste cele są zupełnie inne. Wg Izabeli Zygmunt obecność religii w szkołach jest częścią szerszego problemu, związanego z „atmosferą, w której ciężko rozmawiać o takich rzeczach, jak nowoczesna edukacja seksualna, edukacja antydyskryminacyjna czy nawet walka z przemocą wśród uczniów i przemocą w szkole”. Zatrzymajmy się na tym zdaniu, bo pełni ono rolę kluczową w zrozumieniu, o co w tym wszystkim chodzi.
Nie ma dziś środowisk, które byłyby w stanie podjąć dyskusję z promowanym na wszelkie sposoby, finansowanym i hołubionym przez europejskie gremia lewackim frontem. Z wyjątkiem jednego: Kościoła katolickiego. Twardo broniący zasad, stojący na straży rodziny, prawdy, wolności, od dziesięcioleci jest solą w oku rzeczników nowego ładu – stanowiącego przeszkodę – kto wie, może już dziś jedyną – na drodze do totalnej deprawacji najmłodszego pokolenia. To m.in. także dzięki niemu rozpadł się komunizm, kompromitują się kolejne neomarksistowskie eksperymenty społeczne. W świetle mądrości i stałości jego nauczania okazuje się, jak bardzo są one miałkie. Stąd nienawiść, agresja i kłamstwo strukturalnie wpisane w myślenie spadkobierców nieboszczki PZPR. Rozdmuchane do tak niebotycznych rozmiarów, że prowadzące do ślepoty wobec argumentów, iż Polacy – w zdecydowanej większości katolicy, płacący podatki – mają prawo do określania sposobu ich wydatkowania. Jeśli chcą katechezy w szkołach, obecności kapelanów w szpitalach, to ich sprawa. Że księża płacą podatki. Że konstytucja nie zabrania praktyk religijnych prezydentowi. Że wreszcie Kościół – rozumiany jako społeczność ludzi wierzących – ma prawo głosu w demokratycznym porządku.
Ks. Paweł Siedlanowski