Komentarze
Dużo nas

Dużo nas

Wydaje się, że zupełnie niedawno określenie „ładnie wyglądasz” odnosiło się do osób, na których można było „zawiesić oko” i stanowiło komplement. Osobnik czy też osobniczka z tzw. nadwagą uchodzili za ludzi raczej majętnych, takich, co to na pewno mają co do garnka włożyć.

 

Jedna z moich sąsiadek starała się np. praktykować codzienny rytuał poobiedniej drzemki „na sadełko”. – Jak poleżę – mówiła – to się zrobię grubsza. A kto tam będzie wiedział, czemu ja tak wyglądam. Najważniejsze, że każdy pomyśli, że mi się powodzi. Że i jeść mam co, i chora też nie jestem. Lat minęło nie tak znowu wiele, a sytuacja jakby się zmieniła. Dziś „ładnie wyglądać” oznacza być szczupłym. Ale chyba nie do końca wzięliśmy to sobie do serca, skoro, wedle badań, Polska znajduje się w czołówce krajów, w których otyłość jest dużym problemem. 47% Polaków ma nadwagę. No, może jakimś pocieszeniem będzie dla niektórych świadomość, że w tej konkurencji doganiamy np. Anglików czy Niemców. I że wielu z nas, mimo wszystko, jest zadowolonych ze swojego wyglądu. Ale nie ma się też co za bardzo cieszyć, skoro do ważnych przyczyn tycia zaliczono stres. Znaczy, że jesteśmy nacją mocno zestresowaną. Może jednak trochę też z tego powodu, że tyjemy. No i błędne koło napędza się samo. Czyli, że nie za bardzo dobrze jednak jest. Wszak Światowa Organizacja Zdrowia kilka lat temu uznała otyłość za chorobę cywilizacyjną.

Ponad 1,5 mld ludzi na świecie z nadwagą (a na 2015 r. fachmani wyliczyli już 2 miliardy: l z nadwagą i ponad 700 milionów otyłych) to potężna armia. Ale co to za armia. No, chyba żeby ją przy komputerach posadzić. Ale nie ma, zdaje się, badań dotyczących komputerowych kompetencji powyżej wymienionych.

Na dodatek wielu z tej armii chciałoby wystąpić. Stąd popularność niejakiego Dukana oraz jemu podobnych, co, niestety, niektórym mocno nadszarpnęło czy nawet popsuło zdrowie. Bo chyba jednak najskuteczniejszą dietą dla wielu „ponadnormatywnych” jest ta o kryptonimie „żp”. Tyle że do wytrzymania dosyć trudna, niestety. Z drugiej znowu strony, jak się ktoś swoją mało filmową posturą tak za mocno przejmuje, to też mu to wcale nie wyjdzie na zdrowie. Jak go nie kijem, to go pałką.

Empatyczny instruktor fitness (w Ameryce, bo jakżeby gdzie indziej) postanowił, że w ramach lepszego zrozumienia swoich pacjentów sam przytyje, a potem – tak jak oni – będzie się starał zrzucić zbędne kilogramy. Przez pół roku opychał się fast foodami, a teraz ma problem jak jego podopieczni. Tyle że on mocno zdeterminowany, bo za przykład ma służyć.

A mnie się zawsze – jak o grubaskach mówią – przypomina taka scena z dzieciństwa: odwiedza nas raczej pokaźnych rozmiarów miastowa kuzynka, która postanowiła pomniejszyć swoje gabaryty. Od razu na wejście chwali się swoim sukcesem. – Schudłam 9 kilogramów – mówi do mojej mamy. – Tak? – z przejęciem konstatuje rozmówczyni. Odsuwa się nieco od kuzynki, dokładnie ją lustruje i z radością stwierdza: – Oj, nie martw się, Krysiu, nic a nic nie widać.

I to się nazywa pocieszenie.

Anna Wolańska