Dwie Polski – dwa światy
Można mieć dość podziałów, ale od nich wszak zaczyna się życie (zapłodniona komórka dzieli się i dzieli w nieskończoność, aż wreszcie powstaje z niej ciało człowieka z jego organami). Ale nie o tym dzisiaj chciałbym napisać. Przyczynkiem do tego felietonu stały się dwa wydarzenia, które doskonale oddają przebiegającą przez nasze społeczeństwo linię podziału.
W ostatnim tygodniu odbyły się dwie manifestacje, a właściwie dwie próby wyrażenia w przestrzeni własnych poglądów. Pierwszą zorganizowała we Wrocławiu Krucjata Młodych, a jej celem było zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwa związane z promowaniem szeroko pojętych postaw i ideologii środowisk homoseksualnych. Drugą zorganizował w Bełchatowie polski Greenpeace, a związana była ona ze szczytem klimatycznym. Obie manifestacje zostały oczywiście zauważone przez… policję. Z tą jednak różnicą, że w przypadku pierwszej funkcjonariusze grozili manifestantom (pokojowo stojącym na rynku we Wrocławiu) nie tylko aresztowaniem, lecz również oskarżeniem o pobicie i naruszenie nietykalności cielesnej oraz o zakłócanie porządku publicznego, zaś w drugim ograniczyli się do wylegitymowania i pouczenia manifestantów.
Można oczywiście powiedzieć, że to kwestia wrażliwości społecznej panów funkcjonariuszy. Ale… Wystarczy tylko przypomnieć sobie zachowania przedstawicieli służb porządkowych wobec osób modlących się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i wobec atakujących ich. Można wspomnieć zachowania wobec członków Antify w czasie ubiegłorocznego Narodowego Święta Niepodległości oraz wobec przechodniów w okolicach Marszu Niepodległości, można wspomnieć opieszałość działania w sprawie znieważenia krakowskiego pomnika Inki oraz aresztowanie o świcie A. Słomki pod zarzutem znieważenia pomnika sojuszniczej Armii Czerwonej, można… By zobaczyć, że coś jest na rzeczy. I nie jest to oskarżenie szeregowych policjantów. Zastanawiające wydaje się raczej nastawienie aparatu państwowego wobec konkretnych poglądów i działań. Ale nie tylko ich.
Marsz przez instytucje
Jeden z moich znajomych chciał przypomnieć sobie angielskie słownictwo. Nie mając zbyt wiele czasu, by korzystać z lekcji, postanowił zapisać się w jednym z portali internetowych, który oferuje codzienne przysyłanie na skrzynkę mailową kilku słówek do nauki. Zastanawiającym było to, że w dniu 11 listopada, czyli w Święto Niepodległości, przysłano mu ni mniej ni więcej tylko angielskie tłumaczenie słówka „faszyzm”. Ciekawym była również relacja z berlińskich obchodów upamiętniających „noc kryształową”. Burmistrz tego miasta w swoim przemówieniu zaznaczył, iż pogrom ludności żydowskiej dokonał się przy milczeniu społeczeństwa i kościołów (mając na myśli zarówno katolików, jak i protestantów). Natomiast portale internetowe w nagłówkach podały (cytat za jednym z nich): „Pogrom przy milczeniu społeczeństwa i Kościoła”. Zastanawiające jest sugerowanie w nagłówku odpowiedzialności za milczenie tylko jednej wspólnoty wyznaniowej, a użycie wielkiej litery na początku słowa sugeruje Kościół katolicki. Dlaczego?
Otóż błąd naszego myślenia o sytuacji społecznej w Polsce polega na uznaniu, iż mamy do czynienia tylko z zażartym sporem dwóch partii o plemienno-klanowym charakterze. Zasadniczy konflikt, w który jest zaangażowane (lub raczej chce się w niego zaangażować) całe społeczeństwo, jest konfliktem cywilizacyjnym. To spór pomiędzy tradycją rozumianą jako matecznik żywotnych sił i tożsamości kulturowej a modernistyczno-liberalną chęcią przeobrażenia człowieka w powolne zwierzę pociągowe dla gospodarki i ideologii. Niestety, przekształcenia mentalnościowe dotykają również społeczność wierzących.
Pełzająca apostazja
Kard. Robert Sarah, przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum zajmującej się działalnością charytatywną Kościoła, w wywiadzie dla Vatikan Insider bez ogródek oświadczył: „Także wśród ochrzczonych i uczniów Chrystusa istnieje dziś coś w rodzaju pełzającej apostazji, odrzucenia Boga i chrześcijańskiej wiary w polityce, biznesie, w dziedzinie etycznej i moralnej ponowoczesnej zachodniej kultury. (…) Mimowolnie w pełni wchłaniamy nauczanie, które jest przeciwko ludziom i wytwarza nową politykę, która skutkuje erozją, zatarciem, zniszczeniem i poważną agresją, powolnie, ale stale, zwłaszcza w przypadku osoby ludzkiej, jej życia, rodziny, pracy i relacji interpersonalnych. Nie mamy nawet czasu na to, by żyć, kochać i czcić. (…) Humanizm bez Boga połączony z podwyższeniem subiektywności, które są ideologiami dziś promowanymi przez media i bardzo wpływowe grupy finansowe, ukrywające się w przebraniu międzynarodowej pomocy, działają nawet w Kościele i w naszych organizacjach dobroczynnych”. Swoją diagnozę zakończył jasnym i wyraźnym wezwaniem: „Każda ideologia, która jest sprzeczna z boskim nauczaniem, jest odrzucana, każde wsparcie gospodarcze lub kulturowe, które jest powiązane z ideologicznymi ograniczeniami przeczącymi chrześcijańskiemu obrazowi człowieczeństwa, powinno zostać odrzucone”. Wydaje się, że więcej niż katolicki purpurat powiedzieć nie można. Front ideologicznej walki wchodzi również w szeregi Kościoła. Nie chodzi w tym zwarciu o wygraną jednej czy drugiej opcji politycznej. Chodzi o ukształtowanie nowego społeczeństwa. Społeczeństwa, w którym stado homo sapiens będzie sprawnie prowadzone na smyczy. Nieważne, czy na pastwiska, czy do rzeźni.
Zauważać niepozorne
Dość proroczo, ale i niepokojąco brzmią słowa ks. komandora Janusza Bąka skierowane w przededniu tegorocznego Narodowego Święta Niepodległości do członków Szarych Szeregów, wypowiedziane w katedrze polowej w Warszawie: „Naród, który nie umie nawiązać do dziejów, który nie może się wypowiedzieć zgodnie z własną duchowością, jest narodem niewolniczym. Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenia bez powiązań historycznych, to naród renegatów. Taki naród skazuje się na dobrowolną śmierć. (…) Jeśli chcemy żyć wolnością, to musimy przekazać córkom i synom tego narodu przymierze z Bogiem, przekazać Dekalog – dziesięć słów, które prowadzą ku wolności. Musimy przywiązać je do ich czoła, aby Boże prawo zawsze mieli przed oczyma, aby nie czynili nieprawości”. Nieprawości, którą chce wpoić im druga Polska – drugi świat. Nie nasz.
Ks. Jacek Świątek