Historia
Działalność inspekcyjna Romana Rogińskiego. Zjazd w Leśnej Podlaskiej

Działalność inspekcyjna Romana Rogińskiego. Zjazd w Leśnej Podlaskiej

Po przybyciu na Podlasie pod koniec października i w pierwszej połowie listopada 1862 r. Roman Rogiński jako wysłannik Komitetu Centralnego Narodowego zajął się organizacją pow. bialskiego, który sąsiadował z potężną twierdzą brzeską.

Konspiracyjnie zmieniał lokale, mieszkając na przemian u urzędnika poczty bialskiej Felicjana Tarnowskiego i nauczyciela szkoły powiatowej Baltazara Wolanina, a także na gościnnej plebanii ks. Józefa Mleczka (J. Wołoszynowski w swej literackiej epopei o powstaniu 1863 r., niesłusznie określa tego proboszcza starym, miał wówczas 35 lat). Zapoznał się wtedy z wybitniejszymi przedstawicielami konspiracji w terenie – młodym Horalikiem z Białej, klerykiem Stasiukiewiczem, organizatorem mieszczan w Janowie Podl., zarządcą majątku Husinka i innymi osobami. Kontaktował się także z podziemnymi setnikami – Tarnowskim z Tucznej, Kowalewskim oraz strażnikiem tabacznym z Łomaz, którzy przygotowywali do czynu zbrojnego mieszczan z Rossosza. Bywał również w zaściankach drobnej szlachty – w Huszczy, Tucznej i Wiskach. 15 listopada KCN opracował nową instrukcję dla organizacji, uzupełniając tę z lipca, wprowadzającą najwyższe władze w województwach. Na czele organizacji wojewódzkiej ustanawiano teraz naczelnika i naczelników wydziałowych: wojennego, administracyjnego i skarbowego. Instancją kontrolną był mąż zaufania KCN, zwanym komisarzem. 18 lub 19 listopada w warszawskim Hotelu Wileńskim, w mieszkaniu Lisikiewicza, odbyły się dwudniowe narady przedstawicieli woj. podlaskiego pod przewodnictwem zastępcy członka KCN Jana Bogdanowicza. Zapadły tam nowe decyzje odnośnie pięcioosobowego komitetu wojewódzkiego. Naczelnikiem wojewódzkim został Teodor Jasieński, naczelnikiem wydziału finansowego – Gustaw Zakrzewski, wojennego – Edward Lisikiewicz, administracyjnego – ks. Stanisław Brzóska, a komisarzem wojewódzkim R. Rogiński. 23 listopada w Ciechominie u Gustawa Zakrzewskiego, wnuka słynnego w 1794 r. Ignacego Wyssogoty, odbyło się pierwsze zebranie komitetu. Uchwalono wówczas instrukcję dla naczelników powiatów, nakazano gromadzić proch i ołów oraz środki finansowe.

Z Ciechomina wyjechał Rogiński na inspekcję konspiracyjnego woj. podlaskiego. Tymczasem Lisikiewicz – niezadowolony z mianowanych przez Bogdanowicza członków komitetu – zwołał na początku grudnia 1862 r. liczny zjazd sprzysiężonych i skrytykował Jasieńskiego za rzekomo arystokratyczne przekonania. Nastąpiły zmiany w komitecie. Deskur zastąpił Jasieńskiego, a ks. Seweryn Paszkowski ks. Brzóskę. Ponieważ atakowano także Lisikiewicza, musiał on podać się do dymisji. Na jego miejsce przesunięto Zakrzewskiego, którego stanowisko powierzono dr. Władysławowi Czarkowskiemu z Łosic. W tym czasie Rogiński dokonywał kilkutygodniowego objazdu okręgów i powiatów. W północnej części pow. bialskiego spotkał kolegę z Cuneo Władysława Jabłonowskiego. Razem odwiedzili w Łosicach dr. Czarkowskiego, a następnie udali się do Sokołowa Podl. i w jego okolice, gdzie organizacją spisku zajmowali się Elżanowski i Wyszyński oraz w Suchożebrach – Męczyński. Byli także w cukrowni w Elżbietowie, nawiązując kontakt z robotnikami należącymi do organizacji, a potem z Rudolfem Freytagiem, zarządcą i organizatorem robotników w dobrach Władysława Rawicza w Grochowie. W Węgrowie natomiast spotkali się z organizatorem tego okręgu Arnoldem – nadleśniczym z Mielnika w dobrach Joanny Kuczyńskiej, byłym oficerem pruskim. Opuszczając te tereny, Rogiński wyznaczył Jabłonowskiego na naczelnika okręgów sokołowskiego i węgrowskiego.

Po zjeździe w Kłoczewie mąż zaufania diecezji podlaskiej ks. Seweryn Paszkowski postanowił zorganizować zjazd duchowieństwa unickiego diecezji chełmskiej. Rozesłał do wszystkich dziekanów unickich na Podlasiu zaproszenie do Leśnej Podl., miejscowości słynnej z cudownego obrazu Matki Bożej i klasztoru ojców paulinów. 22 grudnia 1862 r. zjechało do niego kilkudziesięciu księży obrządku unickiego. Obrady odbywały się w refektarzu klasztornym. Uczestniczyli w nich również miejscowi paulini, a ze strony wojewódzkich organizacji „białych” przybył hr. Stanisław Aleksandrowicz, właściciel dóbr Konstantynów, oddelegowany przez męża zaufania „białych” Augusta Szydłowskiego z Wilczysk. „Czerwoni” nie przysłali nikogo. Posiedzenie rozpoczął ks. Paszkowski, nadmieniając, że zasadniczym celem spotkania jest uzgodnienie wspólnej z duchowieństwem łacińskim linii postępowania w obecnej sytuacji kraju. Akcentował, że skoro powstanie to kwestia czasu, to obowiązkiem każdego obywatela jest dziś pomóc organizacji ruchu. Trzeba więc zbierać składki na zakup broni i amunicji, a kapłani winni nakłaniać parafian do przysięgi władzom narodowym i przysparzać ochotników przyszłego powstania. Duchowni mają wielką rolę do odegrania, ponieważ ich wpływ na społeczeństwo jest duży. Jako delegat KCN ma on odebrać od obecnych przysięgę posłuszeństwa i zapewnienie, że będą wspomagać przyszłe powstanie. Mowa ta wywołała różną reakcję. Wreszcie głos zabrał 35-letni ks. Teofil Bojarski, proboszcz z Dobratycz. Jego wystąpienie zostało poparte przez większość. Wysunął on zastrzeżenie, iż kler unicki wspomagać będzie sprawy narodowe, o ile będą zgodne z rozsądkiem i roztropnością. Jednak, nie mając pewności, czy ów komitet nie działa z krzywdą dla kościoła, nie znając przy tym jego ludzi ani planów, duchowieństwo odmawia złożenia przysięgi „jakiejś władzy tajnej”. Nie pomogła argumentacja, że w komitecie zasiada ksiądz, który strzeże praw kościoła (chodziło o ks. Mikoszewskiego). Wówczas ks. Paszkowski wziął stojący na stole krzyż drewniany i, wznosząc do góry, zakrzyknął, by choć uznali KCN za faktyczną władzę w kraju i na dowód tego ucałowali ten krzyż. Ktoś z tłumu się odezwał „My co dzień całujemy krzyż, który jest znakiem i godłem męki Zbawiciela, ale jeżeli to ucałowanie ma być dowodem uznania jakiejś władzy tajnej, której my nie znamy i uznać nie chcemy[o ile nie wyznaczy go papież – JG], to żaden z nas tego krzyża nie ucałuje”. Ktoś inny wywołał fałszywy alarm, że na dziedzińcu pojawili się Kozacy i żandarmi, co wywołało gremialną ucieczkę. W natłoku niechcący sprofanowano krzyż, który upadł na podłogę.

Józef Geresz