Historia
Działalność ks. M. Sikorskiego i misje w lutym i marcu 1885 r.

Działalność ks. M. Sikorskiego i misje w lutym i marcu 1885 r.

Ważną posługą wspomagającą unitów była też działalność ks. Marcelego Sikorskiego, świeckiego wikariusza z Łowicza. Być może dowiedział się o ich ciężkim położeniu od swego brata w Warszawie.

Pierwszą wyprawę na Podlasie odbył z ks. Broerem. Z szacunkiem, ale i krytycznie pisali o nim w swych raportach misjonarze: ks. Waszyca, Sozański, Mühl. Znający go najlepiej pamiętnikarz Józef Grużewski ocenił, że całą duszą oddany był unitom. Ewa Iwańczuk z Berezy wspominała, że brat ks. Marcelego z Warszawy co tydzień przyjeżdżał do wsi i potajemnie informował, kiedy ksiądz ma przyjechać.

Wg niej obaj z księdzem przyjeżdżali co miesiąc do Berezy i innych wsi. Wiadomo, że ks. Sikorski był nawet w Derle u Pawła Pikuły. Pewnego razu w Berezie chrzcił dużą ilość dzieci, dawał śluby i spowiadał. Gdy urzędowy strażnik przechodził obok tego domu, zerwał się wielki wiatr, tak że nic nie słyszał, mimo że chrzczone dzieci bardzo krzyczały. Ks. Sikorski miał znajomego kpt. rosyjskiej żandarmerii w Łowiczu, który ostrzegał go przed niebezpieczeństwem. W styczniu 1885 r. odbyła się w Krakowie narada nad dalszym prowadzeniem misji jezuickich. Oprócz prowincjała ks. Jackowskiego uczestniczyli w niej misjonarze: ks. Franke i ks. Sozański oraz świecki współpracownik Czesław Dembowski. Ustalono, że należy kontynuować misje i że punktem kontaktowym będzie sklep w Warszawie przy ul. Brackiej 5. Prace misjonarzy podzielono. Ks. Józef Franke miał działać z Warszawy, a ks. Teodor Sozański winien to robić z Lublina. 2 stycznia 1885 r. ten drugi przybył do Warszawy i zamieszkał w Hotelu Saskim. Po południu udał się na punkt kontaktowy do Teofili Lisieckiej. 25 stycznia przyjechał do Lublina i zamieszkał przy ul. Zamojskiej. Przez pierwsze trzy tygodnie nie udało mu się doprowadzić do żadnego wyjazdu w teren. Dopiero ok. połowy lutego przybył do niego unita Jan Lewczuk ze wsi Kolano pod Parczewem, aby uzgodnić termin przyjazdu. Ks. Sozański przyjął zaproszenie. Wynajął dorożkę z Lublina i po drodze spotkał przewodników, którzy 15 lutego 1885 r. ok. 22.00 dowieźli go na miejsce do Kolana, gdzie oczekiwali na niego petenci. Po krótkim przywitaniu powiedział, że przybył z polecenia Ojca św., który wie o trudnej sytuacji unitów. Poprosił, aby pod koniec zebrania wszyscy przysięgli, że nie zdradzą niczego, co dotyczy tego spotkania. Unici dotrzymali słowa. Nie dowiedziała się o tym nawet właścicielka majątku Kolano. Po katechezie był czas na zadawanie pytań. Unici prosili o radę, co odpowiedzieć tym, którzy nakłaniają ich do przejścia na prawosławie, dowodząc, że to jedyna słuszna religia. Kapłan zachęcał do wytrwałości w znoszeniu prześladowań i wytrwaniu w kościele katolickim. Wyjaśnił, w czym winni są posłuszeństwa władzy świeckiej, a w czym nie, wg zasady: „Co cesarskiego cesarzowi, a co boskiego Bogu”. Potem ks. Sozański rozpoczął posługę sakramentalną. Ochrzcił i wybierzmował ok. 70 dzieci oraz udzielił ślubu ok. ośmiu parom. 16 lutego nad ranem dotarł do położonej w lesie Sewerynówki, gdzie czekało na chrzest czworo dzieci. Następnego dnia wieczorem był już w Paszenkach, gdzie przez ponad dwie godziny chrzcił i spowiadał. Ok. 22.00 przemieścił się o 6 km. Przed świtem dotarł do Łyniewa k. Wisznic. W dzień ukrył się w stajni i mógł nieco odpocząć. Z wieczora dalej apostołował, ale gdy spostrzegł, że informacja o jego obecności jest znana, zdecydował się wyjechać do Białej Podl, skąd 18 lutego przez Łuków wrócił pociągiem do Lublina. W czasie całej wyprawy pobłogosławił 12 małżeństw i ochrzcił 150 dzieci. Na początku marca ponownie wyruszył w okolice Białej Podl. 5 marca przybył pociągiem do Białej i dojechał następnie furmanką do wsi Rowiny, gdzie miał sprawować sakramenty. Okazało się, że dostarczone tam uprzednio oleje przez omyłkę przeniesiono do innej wsi i jezuita zdecydował się na powrót do Lublina. 13 marca wyruszył znowu w okolice Białej i przez pięć dni do 18 marca 1885 r. posługiwał w Studziance, Łomazach, Stasiówce i Łyniewie. 15 marca przybył do Warszawy inny misjonarz ks. Maciej Szaflarski. Na drugi dzień wraz z ks. Józefem Franke wybrał się pociągiem do Międzyrzeca. Mimo iż przybyli w nocy, zastali już gotową furmankę czekającą z przewodnikiem. Za trzy kwadranse dojechali do Berezy. Tu u gospodarza (Szymona Szymańczuka) zdrzemnęli się dwie godziny, a rano przyniesiono im śniadanie. Po południu spowiadała się cała rodzina Szymańczuków, a o zmroku ks. Franke udzielił jakiejś parze ślubu i obaj dalej słuchali spowiedzi. Między 7.00 a 8.00 wieczorem misjonarze wyjechali z Berezy. Ks. Frankego zawieziono do Lisiowólki, a ks. Szaflarskiego do Ossowej. Jak wspominał ks. Szafarski, droga przez 4 mile była bardzo uciążliwa, koła wozu grzęzły po osie w błocie, ale ok. 1.00 w nocy dotarł do Ossowy. Tu chrzcił i bierzmował oraz dał ok. pięć ślubów. Zgodnie z umową nad ranem pojechał pomagać ks. Frankemu. W dwóch chatach uwijali się od 14.00 do 18.00. Początkowo odnoszono się do nich z rezerwą, podejrzewając prowokację. Pozyskali jednak zaufanie i pracy mieli co niemiara. Szaflarski wyspowiadał dodatkowo dwóch obłożnie chorych. Obaj misjonarze uznali, że po skończonej robocie pojadą na dworzec nie do Międzyrzeca lecz do Łukowa. Droga prowadziła przez Radzyń i nie była bezpieczna, gdyż w tym czasie Rosjanie wypędzali z Radzynia siostry miłosierdzia, a mieszkańcy miasta stanęli w obronie zakonnic. Skutkiem tego wzmocniono straże w miasteczku o 12 żandarmów i od 22.00 obowiązywała godzina policyjna. „Jechaliśmy przez Radzyń, modląc się bez ustanku” – wspominał ks. Szaflarski. Można dodać, że jechali ostrym kłusem z narzuconymi kapturami. Pełniący służbę żandarm popatrzył na nich, ale ich nie zatrzymał. Szczęśliwie dojechali do pociągu w Łukowie.

Józef Geresz