Komentarze
Dziecko w kościele

Dziecko w kościele

Cyklicznie powraca na forach internetowych problem obecności małych dzieci podczas nabożeństw w kościele.

Rzecz jasna, zawsze jest ona mile widziana - w myśl zasady: „czym skorupka za młodu…” itd. Wiary nie da się przekazać najmłodszym „teoretycznie”, zdalnie. Rodzi się ze świadectwa miłości do Boga i do człowieka rodziców - dziecko patrzy, analizuje, nasiąka nim jak gąbka! To oczywistość. Precyzyjnie rzecz ujmując: w dyskusji chodzi o rodzaj specyficznie rozumianej obecności: głośnej, hałaśliwej, nierzadko skutecznie uniemożliwiającej prowadzenie liturgii księdzu i usłyszenie czegokolwiek przez jej uczestników. I tu jest zagwozdka.

Problem nie jest jednoznaczny. Ktoś w sieci napisał: „Pan Jezus mówił: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy Królestwo Boże», «Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego». Nie powiedział jednak: Niech dzieci robią, co chcą, niech wchodzą na ławki, kopią w nie, plują na buty sąsiada, krzyczą na cały głos, bawią się, piją, jedzą ciasteczka, ciągną kapłana za ornat” (cyt.  za fb). Dodajmy – przy pełniej aprobacie rodziców dumnych ze swoich Brajanków i Dżesik, że są tak operatywne, rezolutne. Ale…

Jest i druga strona medalu.

A jeśli dziecko jest autystykiem, ma zespół Aspergera i nie da mu się wytłumaczyć (przynajmniej na początku przygody spotkania z przestrzenią świątyni), jak należy się zachować? Gorszące spojrzenia sąsiadki z ławki, jednoznaczne gesty celebransa z ołtarza itp. to wielki ból dla rodziców. Cóż mają zrobić? Poddać się? Schować w mysią dziurę?… Prowadzą dzieci do Boga – jest dla nich ważny, dodaje sił. Chcą też pokazać światu, że choroba nie czyni ich gorszymi od innych.

Co robić?

Nie brakuje pomysłów: Msze z animacjami dla dzieci (niezwykle lubiane też przez  dorosłych, bo krótko, nie trzeba za wiele myśleć, jest duże prawdopodobieństwo, że słowa kierowane do maluchów nie trącą niepokojąco strun „dorosłego” sumienia), odrębne nabożeństwo w sali obok, oddzielona dźwiękoszczelną szybą część w kościele itp. Wiele z tych pomysłów da się zrealizować, innych nie – choćby z przyczyn technicznych i architektonicznych. Ale szukajmy. Ocenę pozostawiam Państwu.

Jest coś, co zawsze można zrobić.

„Z pójściem na niedzielną Mszę św. jest jak z dojrzałością przedszkolną. Dziecko przedszkolne potrafi już wysiedzieć kilkanaście minut bez problemu. Do Eucharystii warto je wcześniej przygotować, np. na początek przychodząc na krótkie nabożeństwa dla dzieci lub na indywidualną modlitwę w tygodniu (…). Dziecko będzie wzorowało się na waszych zachowaniach, dlatego warto porządnie uklęknąć na oba kolana, złożyć ręce do modlitwy, objaśniać różne rzeczy szeptem itp. (…). Pokazujmy dzieciom swoją postawą, że nie przyszliśmy na przedstawienie, ale jesteśmy w gościnie u Króla królów. (…) W niedzielę, przed Mszą św., warto przeczytać dziecku ze specjalnej ilustrowanej Biblii dla dzieci Ewangelię i porozmawiać o niej. Można też wziąć Biblię na liturgię i w odpowiednim miejscu przypomnieć dziecku obrazki, dzięki czemu będzie w stanie lepiej skupić się na słowie Bożym („Małe dziecko na Mszy św., www.przewodnik-katolicki.pl).

Można. Trzeba tylko chcieć.

Ks. Paweł Siedlanowski