Dzięki Morenicie spełniają się marzenia
Wszystko zaczęło się w Meksyku, gdzie tata Agnieszki Gabriel był ambasadorem RP. W kraju Guadalupany Beszłejowie spędzili ponad cztery lata. Do sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe mieli zaledwie pół godziny, więc często odwiedzali Morenitę, czyli Czarnulkę - jak pieszczotliwie nazywają swoją Maryję Meksykanie. - Jednak nasza pobożność do Niej ożywiła się po wypadku samochodowym mojej mamy. Doszło do niego tuż przed powrotem do Polski. Mama trafiła do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Miała pęknięte żebra i uszkodzona wątrobę. Okazało się, że żebro weszło jej w wątrobę. Tuż przed operacją jeden ze znajomych księży modlił się o zdrowie dla mamy za wstawiennictwem Matki Bożej z Guadalupe. Gdy lekarze zrobili zdjęcie rentgenowskie, okazało się, że miejsce, które miało być operowane, było zdrowe. A przecież żadnego zabiegu nie było - opowiada Agnieszka.
Kiedy Beszłejowie wrócili do Polski, w ramach dziękczynienia za uzdrowienie Grażyny, zaczęli organizować święto Matki Bożej z Guadalupe w swoim domu w Lublinie. Najpierw miało ono charakter bardzo kameralny. Jednak z roku na rok osób chcących modlić się do Matki Bożej z Guadalupe w dniu Jej święta przybywało.
– To był też czas, gdy Bóg mocno dotknął mojego serca. Wprawdzie od zawsze wiedziałam, że On jest i modliłam się, ale gdy byłam w liceum, wdałam się w toksyczną relację z pewnym chłopakiem. Postanowiłam go nawrócić. I rzeczywiście zaczął chodzić ze mną do kościoła, modlić się. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Spotykaliśmy się na poważnie. Pragnęłam zachować tę relację w czystości, jednak nie wiedziałam, gdzie są jej granice. Zaczęłam pytać Boga, by wskazał mi, co w naszym związku jest niewłaściwe. W pewnym momencie grzech zaczął niszczyć nasz związek. Kłóciliśmy się, przez co często płakałam. Pisałam też bardzo smutne piosenki – mówi Agnieszka. – Trwało to około roku, kiedy zainterweniowała moja mama, zabraniając mi spotkań z chłopakiem. Pojechałyśmy wtedy do Lichenia. ...
Jolanta Krasnowska