Historia
Dzielna parafia Mszanna

Dzielna parafia Mszanna

Pisząc o pacyfikacji parafii Kornica, należy wspomnieć osobliwy przypadek. Gdy okrutnik Gołowiński kolejno maltretował wszystkich mieszkańców wsi Szpaki, nie raczył dokładnie rozeznać, że wśród nich mieszka jeden gospodarz obrządku łacińskiego należący do parafii Górki, którego również usiłował go nawrócić.

Jednak ktoś poinformował o tym proboszcza z Górek i ks. Rajmund Kamiński przyjechał ratować swego parafianina, ale ten był już strasznie pobity. Po udowodnieniu wyznania wściekły Gołowiński kazał go uwolnić, ale zemścił się na kapłanie. Po 24 godzinach na mocy telegraficznego rozkazu gub. Gromeki ks. Kamińskiego wydalono z Górek i parafia czasowo pozostała bez proboszcza.

Oficjalnie władze rosyjskie podały, że na początku stycznia 1875 r. w trzech powiatach – bialskim, konstantynowskim i włodawskim – naliczono 45 parafii, gdzie naczelnicy zdobyli przeważającą liczbę dobrowolnych podpisów za wprowadzeniem na tych terenach prawosławia. Pamiętnikarz rosyjski Liwczak bardzo się tej operatywności władz dziwił, pisząc, że w dziesięciu z tych placówek nie było popów, a dziewięciu innych duchownych odeszło ze swoich miejsc, gdy zorientowali się, do jakiego wyznania mają być zaliczeni. Nie zdradził jednak, jakimi metodami zdobyto podpisy. Więcej obiektywizmu na ten temat wykazał Podlasiak Kajetan Kraszewski, który zanotował, że po spaleniu się Koniuszewskich: „nakazano delegację do gubernatora Gromeki z przeproszeniem od włościan za nieporządki i submisje, wybrano ludzi ad hoc, ci poszli i podpisali niby adres w Wólce Plebańskiej pod Białą u gubernatora – to był pierwszy krok i podpis, który przyjęto jako podpis na prawosławie. Zaraz też wyczytaliśmy w gazetach artykuły, że włościanie oburzeni za niewłaściwe wdanie się papieża do ich spraw duchowych przystąpili skwapliwie do prawosławia. Komisje rozsypały się dalej po wsiach do zbierania podpisów i skoro wójt i kilku ze wsi podpisało, rzecz uważa się za skończoną” – zapisał Kraszewski. Ale nawet i on nie o wszystkim wiedział. Udało się ustalić, że 1 stycznia 1875 r. wojsko ros. kwaterowało na koszt mieszkańców i nahajkami ich nawracało w następujących parafiach: Kornicy, Kodniu, Mszannie, Gęsi, Rudnie, Ostrowie, Dołdze i Mostowie. Stantąd wyruszało na pacyfikację kolejnych parafii i wsi. Wiadomo, że 10 stycznia 1875 r. do liczącej 1 tys. 360 wiernych parafii Cicibór przyjechali naczelnicy Aleszko i Gubaniew w towarzystwie błagoczynnego Liwczaka z konwojem 100 Kozaków. Po śmiałej odpowiedzi tamtejszych unitów, że nigdy nie będą prawosławnymi, naczelnicy nazwali ich buntownikami i poczęli bezlitośnie katować. Widząc, że nie przynosi to rezultatów, obiecali dać po 100 rubli za ochrzczenie dziecka w cerkwi. Unici odrzekli, iż zapłacą im 200 rubli z każdego domu, byleby ich pozostawiono w spokoju. Ostatecznie okrutnie zbito parafię i nałożono na nią kontrybucję. Wg ustaleń ks. Józefa Pruszkowskiego 12 stycznia 1875 r. do parafii Mszanna przybyło na koszt parafian 200 Kozaków. Naczelnik Klimenko kazał odbić drzwi do cerkwi, następnie wprowadził popa Janowicza z Galicji i wysłał Kozaków i strażników po wszystkich wsiach, aby natychmiast sprowadzili lud do cerkwi. Włościanie postanowili się ukryć. Naczelnik straży Kazał kozakom szukać parafian po wszystkich budynkach i kryjówkach, a następnie siłą sprowadzić do cerkwi. Pierwszą ofiarą, którą przywleczono przed oblicze naczelnika, był Joachim Marciniuk. Na pytanie, czy pójdzie pocałować popa w rękę, odpowiedział przecząco i zaraz pod drzwiami cerkwi, na cmentarzu, z rozkazu naczelnika dostał 300 nahajów, a woły jego zostały natychmiast zarżnięte na mięso dla wojska. Drugą ofiarą był Michał Kupa. Spotkał go ten sam los: odebrał 300 nahajów, a woły jego miano zarżnąć na drugi dzień. Naczelnik, widząc, że pop zmarznie w cerkwi i nie doczeka się hołdu parafian, kazał mu pójść do karczmy. Sam zamknął cerkiew i z Kozakami pojechał po wsiach szukać upartych wiernych, by ich nawracać. Kozacy jeździli po wsiach: Dziadkowskie, Milejki, Żurawlówka, Juniewicze, Kopce, Harachwosty, Nieznanki, Silwonki, Prosnowo i Krawce. Mieszkańców w wieku od 16 lat do późnej starości żołnierze kładli na śniegu i bili nahajkami. Młodzież i kobiety dostawały od 50 do 100, a mężczyźni od 100 do 200. Gdy okazało się to bezowocne, naczelnik wpadł na pomysł, by aresztować mężczyzn i odesłać ich do więzień, a bezbronnym kobietom wydrzeć dzieci, ochrzcić je u popa i raportem zawiadomić gub. Gromekę, że parafia Mszanna dobrowolnie chrzci swoje dzieci w cerkwi. W tym celu naczelnik sprowadził popa z diakami do swojej głównej kwatery we wsi Dziadkowskie i kazał mu być w pogotowiu, by natychmiast ochrzcił dzieci, gdy Kozacy je do niego przyniosą. Kobiety jednak zabarykadowały się w piecach, piwnicach i dymnikach, gdyż wiele dzieci było już potajemnie ochrzczonych w Kościele łacińskim. W Mszannej kobiety wołały do Kozaków i strażników, że raczej uduszą swe dzieci, niż je oddadzą, więc zrezygnowano z zabierania. W innych wsiach wiele dzieci udało się porwać i wywieziono je do Dziadkowskich. Za wozami biegły zrozpaczone matki, lamentując i krzycząc wniebogłosy. Ponieważ zabrakło matek chrzestnych, usiłowano zmusić do tego dzielną unitkę Anastazję Stefaniuk. Gdy odmówiła, dostała najpierw 100 nahajów, potem drugie 100, a za trzecią odmową 150. Kobieta zemdlała, ale po ocuceniu, zbroczona krwią, wyznała: „Choćbyście mnie tak codziennie męczyli, prawosławia nie przyjmę, do popa nie pójdę i dzieci do chrztu do niego nie poniosę”. To spowodowało, że naczelnik kazał oddać dzieci matkom. Bohaterska Stefaniukowa wkrótce zmarła.

Józef Geresz