Historia
Dzień 26 stycznia 1863 r.

Dzień 26 stycznia 1863 r.

Po kilku dobach wędrówki 26 stycznia W. Lewandowski, powstańczy naczelnik woj. podlaskiego, dowiedział się, że w Maciejowicach organizuje się jakiś partyzancki oddział. Podążył tam i objął nad nim dowództwo. Poza tym zwołał zebranie szlacheckie.

Na owym zjeździe wykazał dużą energię oraz stanowczość i doprowadził do tego, iż szlachta pomogła mu w organizacji oddziału, przysyłając swoich synów. Naczelnik pow. bialskiego z ramienia władz rosyjskich J. Białobłocki donosił tego dnia gubernatorowi cywilnemu lubelskiemu, że w wykonaniu reskryptu otrzymanego przez sztafetę wydał stosowne dyspozycje wójtom gmin i burmistrzom miast. Prawdopodobnie chodziło o sporządzenie wykazu osób, które wyszły 22 stycznia i dotąd nie powróciły do domu. Jednocześnie informował, iż przerwany został drut telegraficzny przy Białej, skutkiem czego bieg poczty i przejazd są wstrzymane, a przywrócenie komunikacji w obecnym stanie rzeczy jest niemożliwe. Donosił także, że mieszczanie z Piszczaca dostarczyli do oddziału powstańczego kaszy, 40 funtów słoniny oraz 50 mężczyzn. Burmistrz Łomaz Józef Czekański raportował tego dnia do naczelnika pow. bialskiego, iż wynikłe w okolicy powstanie zatamowało uzupełnienie nakazanego poboru spisowych. Tu można dodać, że w tym rejonie operował jeszcze oddział powstańczy Szaniawskiego, który tego dnia został zaatakowany na rynku w Łomazach przez 60 żołnierzy smoleńskiego pułku ułanów przybyłych po pozostawiony 22 stycznia tabor i odbicie więzionych przez powstańców dziesięciu ułanów. Powstańcy ukryli się za cmentarzem i ogrodzeniem pobliskich domów, „witając” oddział ros. rtm. Zjachtanowa ogniem karabinowym. Tak o tym pisał burmistrz: „Dziś o godz. 11-tej z rana przybyły z obcej strony oddział powstańców, z obcych okolic konno i pieszo zatrzymał się w ulicy przed kościołem w Łomazach. W trakcie niejakich chwil nagle wpadł oddział poprzednio kwaterujących tu ułanów, poczem nastąpiło tu starcie bojowe i trwało około kwadransu. Ułanów 2 zabitych i koń jeden, poczym uszli ułani ci ku wsi Kozły do Międzyrzeca, a powstańcy niebawem ustąpili z miasta jak głoszą wiadomości ku Studziance. Z powstańców nikt zabity ani raniony nie został”. Rtm. Zjachtanow zafałszował jednak raport o tym wydarzeniu i podał, że ułani nie tylko nie mieli strat, ale odbili dziesięciu uwięzionych ułanów i zabili 30 powstańców. Wójt gminy Ulan raportował, iż na gruntach tej gminy „znaleziono ciało Karola Ostrowskiego, Żyda neofity, trudniącego się robotą krawiecką, strzałem z fuzji zabitego”. Prawdopodobnie członkowie powstania ustalili, że pełnił on jakieś funkcje wywiadowcze na rzecz wojska rosyjskiego. Naczelnik pow. radzyńskiego Feliks Jaworski donosił tego dnia gubernatorowi cywilnemu lubelskiemu, iż spośród brakujących 24 mieszkańców, osiem osób z tej listy było już aresztowanych, a za nieobecnymi rozesłano pisma gończe. Poszukiwanym był m.in. urzędnik powiatowy Emilian Drwęski. Przerażony naczelnik raportował dalej, iż nocy dzisiejszej wg dostarczonych mu przez władze wojskowe wiadomości, ukazanie się jakoby powtórne niewiadomych ludzi, spowodowało groźne ze strony wojska odparcie napadu, liczne strzały z dział i ręcznej broni, co rzekomo miało zmusić napastników do odwrotu „bez żadnych wypadków śmiertelności lub ran z obu stron”. W rzeczywistości – jak wspominał potem Deskur – „pijany żołnierz przez nieostrożność wypalił z karabinu, zrobił się alarm, nie dochodzono przyczyny strzału, ani nie wysłano rekonesansu, ale z dwóch bram wchodowych do zamku, zaczęto strzelać z dział. Z jednej bramy mierzono w lipy, którymi była droga wysadzona do zamku, widząc poza nimi, oczami strachu powstańców; do rana niewinne lipy, kulami ścinane upadały, z drugiej bramy mierząc do miasta, ostrzelano m.in. kościół, rano dopiero niektórzy przekonali się, że raczej nikogo nie było”. Z tego zdarzenia naczelnik pow. radzyńskiego wyciągnął właściwe wnioski i pisał gubernatorowi lubelskiemu, że część ludności miasta zagrożona ostrzałem, pożarem i rewizjami uciekła z miasta na wieś, a obwarowanie przez wojsko pałacu Potockich spowodowało utrudnienia w pracy urzędów, gdyż urzędnikom zabrano pomieszczenia i muszą wcześniej wychodzić z pracy z powodu godziny policyjnej i kontroli. Rzeczywiście, nowe zarządzenia władz okupacyjnych napawały lękiem nawet spokojnych mieszkańców. Referent ros. Pawliszczew zanotował tego dnia: „W następstwie przywrócenia w całym kraju stanu wojennego, począwszy od 26 stycznia, wzmocniono środki ostrożności i przywrócono poprzednie przepisy stanu wojennego, jako to: nie gromadzić się w liczbie większej niż 3 osoby, zamykać bramy domów o 9 wieczorem, od godz. 9 chodzić z latarniami, od 11 w ogóle nie wychodzić, szynki, kawiarnie zamykać o godz. 6, a winiarnie i restauracje o 9, zawiadamiać o przyjeżdżających i odjeżdżających pod karą grzywny od 25-100 rubli”. Naczelnik pow. siedleckiego z ramienia władz ros. Aleksander Dychniewicz postępował jakby o powstaniu nie słyszał. 26 stycznia wydał reskrypt w sprawie poboru rekrutów. Pobór w Węgrowie wyznaczył na noc z 26 na 27 stycznia „w asystencji przybranych do działania, na zaufanie zasługujących kilkunastu mieszkańców i tyluż Żydów”. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że zarządzenie to jest już nierealne do wykonania.

Józef Geresz