Komentarze
Dzień-noc

Dzień-noc

Podobno człowiek z latami mądrzeje. Podobno. Więc dlaczego to kiedyś, przedtem wszystko było takie proste, jasne i wiadome. Oczywiste. Ściągali człowieka z łóżka bladym świtem, bo przecież „jaka Wigilia, taki cały rok”.

A śpiochem przez cały rok być raczej nie wypada. Potem wszystko już biegło jak z górki. Albo bardziej – kotłowało się jak w ukropie. Bo już tylko godziny zostały. Jak zdążyć, skoro tyle roboty jeszcze? I do sklepu polecieć potrzeba, bo znowu czegoś zabrakło, i kapustę z grzybami pomieszać, i fasolę wyłuskać. Z niecierpliwością czekać, aż ojciec świerk pachnący żywicą do izby wreszcie wniesie i będzie można zacząć ubierać choinkę. Bombki kolorowe pozawieszać. A nie potłuc żadnej, nie zmarnować. Cukierkom nitki przywiązać, dopiero teraz, bo jakby wcześniej, to by pewnie do choinki nijak nie dotrwały. Świeczki prawdziwe, na lichtarzykach złotych zasadzić, poprzyczepiać, niech na gałązkach, na zielonych się skrzą; znowu się pewnie od nich anielskie włosy zapalą, a może i nawet choinka; naokoło głowy, jak zawsze, oczy mieć będzie potrzeba. Jeszcze dopilnować, żeby najpierw sąsiadka do nas przyszła, to nam jałoszka od cielnej krowy w oborze przybędzie. Nie pożyczać od nikogo za dużo, żeby na cały rok już tak nie pozostało. Nie za głośno mówić, a już na pewno nie krzyczeć. Grzecznie się między sobą odzywać. Wiadomo, mowy nie ma, żeby tak przez rok cały w dobroci człowiek wytrzymał, ale próbować można. Dobry i jeden dzień – ciepły, choć grudniowy. No i dla podkreślenia tej dobrej woli, i dla uczczenia Jezuska, co to niedługo już przecie Herod Go gonił będzie, a i Piłat wyrok ogłosi, choć się trochę umartwić. Nawet i tym od rana do nocy poszczeniem. Nie taka to wielka ofiara, skoro człowiek i tak jak w kieracie lata i czasu wcale nie ma, żeby przycupnąć i pojeść. Zresztą na wieczór, na te smakowności miejsca więcej zostanie. Przed nocą dziś musowo chudobę ogarnąć, izbę ostatecznie ochędożyć, potem się samemu po wczorajszym „koszerowaniu” cokolwiek jeszcze poprawić i do wieczerzy siadać. A z gwiazdką równo zdążyć. Żeby Pan Jezus nie czekał. Płakać w żłobie nie musiał. Siano, opłatek, życzenia. Radość. Otucha. Łzy. Kolędy. Pastorałki. Wspomnienia. Wieczne odpoczywanie racz… Opłatek dla rogacizny. Może tym razem jednak przemówi ludzkim głosem. Noc. Rozgwieżdżona. Jasna. Daleka droga na Pasterkę. Kopna. Świeży śnieg pod nogami piechurów. Chrzęści. Z gęby para idzie. Znaczy – jest mróz. I zmarznąć, i spocić się w tym marszu do stajenki przyjdzie. Żeby na kolanach do nadziei, do żłóbka. Żeby z całą parafią gruchnąć kolędą do gwiazd. W tym ścisku-popychaniu się do znajomych-nieznajomych uśmiechnąć. Do brata swego się przyznać, do siebie. Poczuć w sobie Bożą moc przedziwną. Dziecięctwo Boże poczuć. I wrócić, kiedy już noc dobrze na poranek nastaje. Wiedzieć, że porządnie się ten dzień-noc przeżyło. Że nie tylko się Jezus narodził, ale każdy z nas. Znowu. Każdy z nas.

Anna Wolańska