Historia
Źródło: ARCH. PRYW. B
Źródło: ARCH. PRYW. B

Dziewczyny z Pogotowia

Podczas wojny harcerki służyły pomocą sanitarną i opiekuńczą. Pomagały w doraźnych potrzebach, jak ostrzeżenia przed aresztowaniem, organizowanie noclegów, kolportaż, transport leków. W okresie wzmożonego ruchu wojsk okupanta prowadziły punkty obserwacyjne.

Szczegóły pracy siedleckich harcerek przybliża broszura opracowana przez Wiesławę Lodwich-Jackowiak, W roku maturalnym pełniła ona funkcję przybocznej drużynowej. Jak zapisała, wszystkie nowomianowane tuz przed wojną drużynowe tworzyły bardzo młodą kadrę, będąc wyjątkowo mało dojrzałym zespołem… Czas pokazał, że było inaczej.

Coraz szerszy krąg

Wraz z gronem najbliższych harcerek rozpoczęły od kursu sanitarnego i rzuciły się w wir pracy: szukały lokali zastępczych dla tworzących się kompletów tajnego nauczania, ukrywały w prywatnych mieszkaniach księgozbiory bibliotek szkolnych. W. Lodwich wspólnie z instruktorką i przyjaciółką Haliną Chejło podjęła się zorganizowania pierwszych samokształceniowych kompletów dla grona najbliższych harcerek i koleżanek. Poza referowaniem lektur dziewczyny uczyły się też tego, jak zachować środki ostrożności, ocalić życie czy zachować godność. Starsze dziewczęta zajęły się szkoleniem sanitarnym, organizacyjnym i konspiracją. Młodszy zespół zaangażowany został do akcji pomocy dzieciom, prowadzonej przez harcerki, a organizowanej przy Radzie Głównej Opiekuńczej. Z czasem stał się grupą Pogotowia Harcerek, którego komendantem została W. Lodwich. W ramach PH poza drużyną pracowało ok. 60 dziewcząt, a w okresie tworzenia tzw. ogniw nawet ok. 200 harcerek z terenu powiatu siedleckiego.

W działaniu

Przez kilka miesięcy harcerki w kilkuosobowych grupach przechodziły szkolenie medyczne, odbywając praktyki m.in. w szpitalu miejskim, w izbie położnych. „Byłyśmy (…) rodzajem pogotowia, grupą, która o każdej porze gotowa była pomóc personelowi, gdy pełnił dyżury przy rannych przywiezionych z transportów, po katastrofach kolejowych lub przy chorych z głodu i wycieńczenia starcach i dzieciach ewakuowanych z Zamojszczyzny” – zaznacza W. Lodwich-Jackowiak z uwagą, że miejscowe władze wojskowe traktowały ich służbę jako równorzędną i wymagały współdziałania, jak np. ostrzeżenie, noclegi, kolportaż czy transport leków. Na ich polecenie harcerki obsługiwały też dwa punkty obserwacyjne, notując numery rejestracyjne wozów i znaki jednostek, godzinę i kierunek przejeżdżających przez Siedlce kolumn. Redagowały też własne pisemko „Zew”.

Lista codziennych działań siedleckich harcerek jest długa: pomagały więźniom przygotowując paczki, przekazując informacje: o przebiegu przesłuchań uwięzionych, nazwiska aresztowanych czy termin ich wywozu. Zajmowały się też zbiórką odzieży, pościeli i żywności dla wysiedleńców, a kiedy do Siedlec docierały transporty z Zamojszczyzny, pomagały też w znalezieniu rodzin gotowych przyjąć dzieci pod swój dach.

Dla dzieci

Ogromne znaczenie miała współpraca harcerek z Radą Główną Opiekuńczą. Chodziło przede wszystkim o niesienie pomocy dzieciom z ubogich rodzin. Dla młodzieży praca w świetlicy, która wkrótce powstała, była szansą poczucia się użytecznym: odrywała od koszmaru życia okupacyjnego i służyła ich samokształceniu. Lokal przydzieliły władze miejskie – przy ul. Berka Joselewicza, za ówczesną synagogą. W dniu otwarcia były to dwie izby dla 60 dzieci i dziesięciu pracujących honorowo (bez wynagrodzenia) wychowawców. Kierowniczką świetlicy została Halina Chejło – z niezwykłym urokiem i zdolnościami oraz z gronem współpracowników – wspaniale radziła sobie w utrzymaniu ciepłej i bezpiecznej atmosfery świetlicy. Zajęcia w świetlicy odbywały się rano (zajęcia szkolne) i po południu (odrabianie lekcji). Z czasem liczba podopiecznych wzrosła do 300. Pod pretekstem odprowadzenia rodzeństwa do świetlicy przychodziły też starsze dzieci, dla których harcerki urządzały „szare godziny”, ucząc historii i czytając poważniejsze lektury. Dla nich przygotowywały programy artystyczne, a ich miejscem był sad dziadków W. Lodwich przy ul. Sokołowskiej 38. W okresie letnim harcerki zabierały dzieci na kolonie do Stoku Lackiego, Podnieśna, Mężenina.

Przyjaźń i współpraca

Na Sokołowskiej nowi harcerze składali też przyrzeczenia, ponieważ przez wszystkie lata wojny troska o samokształcenie i tworzenie kolejnych zastępów na terenie całego powiatu nie zanikła. Co ważne, spotkania z kandydatami nigdy nie odbywały się na terenie biura RGO, aby uniknąć cienia podejrzeń o pracę w ruchu oporu. „Przywoziłam cenne lektury, teksty odczytów i notatki, które czytaliśmy wspólnie. Odtwarzałam treść spotkań z Aleksandrem Kamińskim, Bohdanem Suchodolskim, Zbigniewem Drzewickim i innymi osobistościami nauki lub sztuki w warszawskiej Kuźnicy” – wspominała W. Lodwich. Na takich zebraniach młodzi ludzie mieli też okazję posłuchać muzyki, malowali, dyskutowali o literaturze. Harcerki zawsze miały alibi: szycie, robótki ręczne itd. We wzorach dziewiarskich kryły się często szyfry, którymi posługiwano się w korespondencji z centralą…

Ostatnią akcją harcerek na terenie Siedlec były dyżury w szpitalu wojskowym w 1944 r. W wigilię Bożego Narodzenia dziewczyny urządziły koncert, rozdawały chorym karty świąteczne z i cytatami o treści patriotycznej.


Wiwat Siedlce!

 

21 maja mija pierwsza rocznica śmierci Wiesławy Lodwich-Jackowiak – komendantki Pogotowia Harcerek w Siedlcach w latach 1939-1944 r. Zmarła w Łodzi w wieku 93 lat.

Dr Maria Obrębska z Zakładu Dydaktyki Instytutu Biologii Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach znała ją przede wszystkim z opowieści swojej mamy. Zbierając materiały do pracy poświęconej Adeli Klein, nauczycielce przyrody w siedleckiej Szkole Podstawowej nr 3, która była rodzoną siostrą Ewalda Lodwicha, ojca Wiesławy, M. Obrębska miała okazję porozmawiać z nią osobiście. Spotkanie odbyło się 1 czerwca 2011 r. – Zanim do tego doszło, odważyłam się zadzwonić do pani Wiesławy, żeby się z nią umówić. „Dzień dobry. Nazywam się Maria Obrębska i dzwonię z Siedlec”. Niestety połączenie telefoniczne rwało się i moja rozmówczyni nie słyszała mnie dobrze. Kolejny raz powtórzyłam swoje nazwisko i miejscowość. Mocnym, zdecydowanym głosem odpowiedziała: „Wiwat Siedlce!”, po czym ustaliłyśmy datę spotkania w jej mieszkaniu w Łodzi. Zdumiona byłam, jak zareagowała na propozycje spotkania z nieznaną jej osobą – wspomina M. Obrębska. Zaznacza również, że w rozmowie z elegancką starszą panią dało się wyczuć wielki sentyment do tego miasta. Poza wspomnieniami o ciotce Adeli były również te dotyczące „Królówki” oraz wspomnienia z czasów wojny, w tym brata Bogdana, który jako harcerz Szarych Szeregów i uczeń liceum im. Żółkiewskiego zginął w Oświęcimiu. Był śpiew i recytacja utworów harcerskich.

Harcerstwo na całe życie

To harcerstwo kształtowało moją osobowość i dawało bodźce do działania – pisała była komendantka Pogotowia Harcerek.

 

W swoim długim życiu (1919-2012) Wiesława Lodwich-Jackowiak, córka pastora Ewalda Lodwicha-Ledwy i Elżbiety Lodwich, spędziła w Siedlcach stosunkowo niewiele lat. Tutaj ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Królowej Jadwigi. Maturę zdała w 1938 r. i rozpoczęła studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Wybuch wojny zmusił ją rok później do powrotu do Siedlec, gdzie spędziła cały okres okupacji.

Mariaż z harcerstwem, z którym  W. Lodwich związana była od czasów szkolnych, trwał przez całe jej życie. W latach licealnych była drużynową 2 Żeńskiej Drużyny Harcerskiej przy Gimnazjum i Liceum im. Królowej Jadwigi. Po rozpoczęciu studiów związała się ze Starszoharcerskim Kręgiem przy SGH oraz międzyuczelnianym Kręgiem Starszoharcerskim „Kuźnica”. W ramach tego kręgu wiosną 1939 r. powstało w Warszawie Pogotowie Harcerek skupiające harcerki warszawskich uczelni w obliczu realnego zagrożenia militarnego ze strony III Rzeszy. Właśnie wtedy W. Lodwich wzięła udział w kursie komendantek Pogotowia Harcerek w Szkole Instruktorskiej w Buczu, a efektem tego kursu, w ramach którego harcerze nawiązali kontakty z Polonią na Litwie i Łotwie, był pseudonim Barbara Laudańska, jaki obrała nawiązując do sienkiewiczowskiej Laudy. 1 września – mimo planów, jakie wiązała z nią Komenda Chorągwi wobec niej, niemożliwych do zrealizowania m.in. dlatego że nie była zameldowana w Warszawie – wróciła do rodzinnego domu.

Pierwsze tygodnie wojny rodzina Lodwichów spędziła w Wyczółkach. Kiedy na początku października wrócili do Siedlec, Wiesława po naradzie z Marią Kamińska, byłą wychowawczynią, wraz ze stryjem Witoldem Lodwichem wyruszyła pieszo do Warszawy. Po nawiązaniu kontaktu z harcerzami z kręgu „Kuźnicy” oraz z Chorągwią Mazowiecką, spędziła w stolicy dwa miesiące. Zapoznała się tutaj z metodami i programem pracy, co wykorzystała po powrocie do Siedlec.

Z harcerzami Warszawy utrzymywała kontakt przez całą wojnę, docierając tam na odprawy komendantek Pogotowia Harcerek lub za pośrednictwem łączniczek, które przybywały do Siedlec. Ostatni raz – na tydzień przed wybuchem powstania, w lipcu 1944 r. W lipcu 1945 r. wzięła udział w akcji niesienia pomocy dzieciom mazurskim – wraz z grupą harcerzy, która jechała jako ekipa sanitarna. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Łodzi. Pracowała jako pedagog, zarazem działając w harcerstwie, do którego powróciła w 1957 r. Była harcmistrzynią ZHP oraz instruktorem Chorągwi Łódzkiej ZHP. Została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i medalem Pro Memoria.

 


Monika Lipińska