Dźwięki Bogu
Kilka lat temu „spersonalizowana” pod parę młodą wersja „Hallelujah” Leonarda Cohena zaśpiewana przez księdza podczas ślubu kościelnego robiła furorę w internecie. Zresztą w sieci można znaleźć mnóstwo podobnych filmów. Kapłani potwierdzają, że wciąż zdarza się, iż narzeczeni przychodzą do muzyka kościelnego ze swoją playlistą, na której próżno szukać pieśni. Są za to estradowe hity. Podobnie bywa na pogrzebach, podczas których rodzina zmarłego chce, by w ostatniej drodze towarzyszyła mu np. „Modlitwa” Bułata Okudżawy czy „Schody do nieba” Led Zeppelin. A kiedy trafią na organistę czy księdza tłumaczącego, że tak się nie da, oburzenie na Kościół sięga zenitu.
Zbliża się wspomnienie św. Cecylii, patronki muzyków kościelnych. Warto przy tej okazji przypomnieć o tym, jak to jest z tą muzyką kościelną.
Nie oprawa, a integralna część
W 2017 r. Konferencja Episkopatu Polski wydała Instrukcję o muzyce kościelnej. Rozróżnia ona: cztery rodzaje muzyki: religijną – tematyką i inspiracjami dotyczy ogólnie Pana Boga, Jego objawienia, wspólnoty wierzących (mowa tu także o muzyce świeckiej); kościelną – pochodzi z chrześcijańskiego kręgu kulturowego i jest związana z życiem wspólnot wyznaniowych (np. gospel); sakralną – to kompozycje przeznaczone do użytku kościelnego (piosenki i pieśni katolickie), liturgiczną – to kompozycje stworzone zgodnie z przepisami, które współtworzą święte obrzędy; wokalne, instrumentalne i wokalno-instrumentalne.
Jak łatwo zauważyć, podczas Mszy św. powinno się wykonywać jedynie tę ostatnią. Liturgia bowiem domaga się muzyki, która nie jest jej „oprawą”, ale bardzo ważnym elementem. Nie tylko przygotowuje miejsce dla świętych obrzędów, ale jest ich integralną częścią.
Śpiew liturgiczny zawiera w sobie prawdy objawione w postaci tekstu. Od czasów apostolskich był traktowany jako dar Ducha. Nadaje godności czynnościom liturgicznym. ...
DY